Archiwa tagu: Ewa Dux-Prabucka

Ewa Dux-Prabucka: To jest moje życie

Za swój największy sukces zawodowy uważam po pierwsze stworzenie – z niczego –  „Gazety Farmaceutycznej”, po drugie – stowarzyszenie, które jest bardzo ważne, jeśli chodzi o przekazywanie wiedzy medycznej. Sukcesem jest 20 konferencji „Polka w Europie”, które już się odbyły. Moim osobistym sukcesem jest też to, że nigdy nie prowadziłam z nikim żadnych wojen, nigdy nikogo nie podkopywałam, mogę spojrzeć sobie spokojnie w lustrze w twarz – mówi Ewa Dux-Prabucka, laureatka Nagrody Zaufania Złoty OTIS za dorobek życia w dziennikarstwie medycznym

Szefowa Stowarzyszenia dla Zdrowia, które od lat organizuje konferencje dla dziennikarzy, w tym słynne „Polki w Europie”; wcześniej była Gazeta Farmaceutyczna i konferencje dla środowiska farmaceutów. Jak to się stało, że Ewa Dux zajęła się dziennikarstwem medycznym?

Pochodzę z rodziny, w której było wielu lekarzy. Wybrałam dziennikarstwo, gdy jednak po studiach zaczęłam pracę w „Życiu Warszawy”, ktoś odkrył, że w rodzinie Duxów są prawie sami lekarze. Koleżanka z działu medycznego odchodziła na emeryturę, powiedziano mi, że najłatwiej będzie mi pisać o medycynie. Wcale nie miałam takich ciągot, chciałam pisać o teatrze, kinie, tzw. wysokiej kulturze. Pracę dyplomową w Instytucie Dziennikarstwa UW pisałam na temat działalności prasy i radia w czasie Powstania Warszawskiego.

Jak do tego doszło, że z dziennikarki piszącej o zdrowiu i systemie ochrony zdrowia stałaś się szefową pisma, i prezesem jednego z dwóch stowarzyszeń dziennikarzy piszących o zdrowiu?

„Życie Warszawy” przestało wychodzić, dziennikarze rozeszli się po różnych mediach. Ja trafiłam najpierw do „Nowego Światu”, ale po kilku miesiącach ówczesny minister zdrowia Marian Miśkiewicz, kardiolog, poprosił żebym została jego rzecznikiem. Powiedział, że woli, żebym była po jego stronie niż po stronie przeciwnej. Zostałam rzecznikiem prasowym, organizowałam konferencje, zobaczyłam, jak wygląda praca po tej „drugiej” stronie. Potem byłam doradcą prasowym kolejnego ministra. A później pomyślałam, że pójdę na swoje: powstało Wydawnictwo Kwadryga i „Gazeta Farmaceutyczna”; i tak zaczęła się moja przygoda z aptekami, farmacją. Trwała prawie 20 lat. W międzyczasie coraz częściej zauważałam, jak bardzo informacje dotyczące zdrowia są społeczeństwu potrzebne, ludzie ich poszukują, chcą czytać o chorobach, lekach, o tym, gdzie jest najlepszy szpital, gdzie się leczyć. W mediach nie była to jednak tematyka promowana, na pierwszym miejscu zawsze była polityka, a zdrowie czy nauka szły na dalszy plan. Wraz z kilkoma zaprzyjaźnionymi dziennikarkami zajmującymi się zdrowiem pomyślałyśmy, że warto to zmienić, m.in. poprzez lepszą edukację dziennikarzy, przekazywanie im najnowszych informacji dotyczących zdrowia i medycyny. Uznałyśmy, że warto założyć organizację, która będzie przekazywać taką wiedzę. Prekursorem był Dziennikarski Klub Promocji Zdrowia Wandy Konarzewskiej. W 2002 roku powołaliśmy Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia; inicjuje ono wiele przedsięwzięć edukacyjnych, których realizatorem technicznym  jest Agencja DEVA PR.  Stowarzyszenie bowiem jest organizacją non profit.

Stowarzyszenie ukonstytuowało się na promie, na środku Bałtyku, podczas pierwszej konferencji Polka w Europie. Wymyśliła ją wiceprezes Stowarzyszenia Ania Koprowicz z Radia Szczecin. To ona zaproponowała, żeby zorganizować konferencję, która będzie częściowo dotyczyła spraw polskich, a częściowo zagranicy; chodziło o to, żeby dziennikarze medyczni pojechali do innych krajów, żeby pokazać im, jak funkcjonuje ochrona zdrowia u naszych sąsiadów. Zawsze zaczynamy nasze konferencje w Polsce, na kolejnych uniwersytetach medycznych, a potem jedziemy zagranicę.

Stowarzyszenie organizuje szereg konferencji, ale słynie właśnie z „Polki w Europie”; przez te lata „Polka” pojechała m.in. do Wilna, Lwowa, Pragi, Wiednia, Berlina, Sztokholmu, Kopenhagi.

Byliśmy we wszystkich krajach skandynawskich (Finlandia, Norwegia, Szwecja, Dania), w Austrii, Czechach, na Węgrzech, w Niemczech, w Słowacji, na Litwie, Ukrainie i w Estonii. A w roku przystąpienia Polski do UE – pojechaliśmy Brukseli. Zatrzymała nas dopiero pandemia.

Stowarzyszenie skupia dziennikarzy z całej Polski, szczególnie dziennikarzy z mediów lokalnych. Dlaczego to tak ważne?

W Warszawie dziennikarze mają zdecydowanie łatwiejszy dostęp do autorytetów medycznych, wspaniałych lekarzy, znakomitych specjalistów. W mniejszych miejscowościach dostęp do wielkiej medycyny jest zdecydowanie utrudniony. Dziennikarze z mniejszych miast, np. z Koszalina, Słupska, Gliwic, Przemyśla czy Jarocina powinni mieć jednak tak samo prawo do zetknięcia się z wielką medycyną; to przyświecało i przyświeca nam w organizacji wszelkich wydarzeń edukacyjnych. Staramy się poruszać tematy, które są ważne, zapraszamy topowe nazwiska: krajowych konsultantów, profesorów prowadzących kliniki, znanych w Polsce, Europie, na świecie. Medycyna wciąż się zmienia, zależało nam na tym, żeby środowisko dziennikarzy medycznych również rozwijało się, uczyło. Kontakt z medycyną na wysokim poziomie dla wszystkich dziennikarzy jest ważny, jednak szczególnie dla dziennikarzy lokalnych, dzięki temu też oni budują swoje nazwisko, stają się kimś ważnym na swoim terenie. Poza tym dzięki naszym konferencjom ci dziennikarze poznali się, zaprzyjaźnili. Dziś w stowarzyszeniu jest ponad 150 członków.

Co uważasz za swój największy sukces zawodowy?

Po pierwsze stworzenie – z niczego – „Gazety Farmaceutycznej”, po drugie – stowarzyszenie, które jest bardzo ważne, jeśli chodzi o przekazywanie wiedzy medycznej. Sukcesem jest 20 konferencji „Polka w Europie”, które już się odbyły. Moim osobistym sukcesem jest też to, że nigdy nie prowadziłam z nikim żadnych wojen, nigdy nikogo nie podkopywałam, mogę spojrzeć sobie spokojnie w lustrze w twarz. A także to, że kiedy zmienił się rynek medialny i zobaczyłam, że nie utrzymam się jako mała firma, potrafiłam ją zamknąć.

Moim sukcesem było też napisanie w miesiąc książki „Co każdy duży chłopiec wiedzieć powinien”: to cykl wywiadów na tematy zdrowia mężczyzn  z wiodącymi profesorami medycyny. Książkę, z rysunkami Andrzeja Mleczki, wydała fundacja Aleksandry Kwaśniewskiej, miała nakład ponad 100 tys. egzemplarzy. Napisałam ją pro publico bono, nie po to, żeby cokolwiek zarobić. Owszem, jak każda kobieta lubię mieć ładne ubranie, dobre buty, jednak pieniądze nie są dla mnie najważniejsze. Nigdy nie pytałam, ile zarobię, zawsze patrzyłam, czy to jest ciekawe, użyteczne irobiłam to,co lubię.

A plany na przyszłość?

Cały czas zastanawiam się, czy to już nie czas spauzować…

Spauzować? To kiedy… następna konferencja organizowana przez Stowarzyszenie ?

Mamy plany na najbliższe tygodnie, miesiące, we wrześniu oczywiście Polka w Europie. Moja praca to kontakt z ludźmi, ze światem, to jest moje życie. Często pracuję od rana do wieczora; to trochę jak narkotyk, jeśli człowiek to lubi. A ja lubię to, co robię i staram się robić to w miarę dobrze. Nasza praca jest też formą pomocy: pomagamy sobie, pomagamy innym.

Rozmawiała: Katarzyna Pinkosz