Prof. Jacek Jassem: Ta ustawa zmieniła Polskę
Batalia o ustawę trwała
3,5 roku. Udało się w końcu przekonać parlamentarzystów i uchwalono ją
w 2010 r. Ona odmieniła Polskę. Nikt
nie pali w restauracjach, pociągach, hotelach ani dyskotekach, a młodzi ludzie
dziwią się, że kiedyś było inaczej. Poprawił się także
nasz zewnętrzny wizerunek – mówi prof. Jacek Jassem, laureat
Nagrody Zaufania Złoty OTIS 2020 w kategorii lekarz i społecznik, kierownik
Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
Polska ma wielu wspaniałych lekarzy onkologów; dzięki temu wyniki leczenia mamy znacznie lepsze niż wynikałoby z ilości pieniędzy wydawanych na onkologię. Co skłania lekarza onkologa, by zająć się nie tylko swoimi pacjentami, ale także inicjowaniem zmian dotyczących całej onkologii w Polsce – tak jak robi to Pan konsekwentnie od wielu lat?
Jako lekarz widzę zjawiska
dotyczące nie tylko pojedynczego
chorego, ale także szeroko pojętej walki z rakiem. Dostrzegam rzeczy wymagające
przedsięwzięć systemowych. Działanie na poziomie pojedynczego pacjenta nie
wystarczy, by zmienić rzeczywistość. Dlatego
od lat podejmuję również inicjatywy w zakresie zdrowia
publicznego i edukacji
społecznej, a także przedstawiam propozycje zmian w polskim systemie ochrony zdrowia.
Dziś już jak coś
oczywistego traktujemy fakt, że w miejscach pracy i restauracjach nie pali się papierosów.
Wprowadzenie zakazu palenia w takich miejscach to Pana inicjatywa. Czy
wprowadzenie ustawy zakazującej palenia w miejscach publicznych było proste?
Na początku
XXI wieku kolejne
kraje wprowadzały tego typu
regulacje. W 2004 r. z „Zielonej Księgi” Unii Europejskiej dowiedziałem się, że z powodu biernego
palenia w UE umierało
wówczas rocznie 90 tys. osób, w tym w Polsce
9 tys. Przewyższało to łączną liczbę zgonów z powodu wypadków drogowych,
wypadków w pracy, samobójstw i zabójstw. Pomyślałem,
że nasze państwo powinno chronić swoich obywateli przed narażeniem na dym tytoniowy.
Jako pierwsza taki zakaz wprowadziła Irlandia.
Początkowo ludzie nie wyobrażali
sobie, że w irlandzkim pubie nie będzie można palić. Ustawa
okazała się jednak sukcesem i tą drogą
poszły kolejne kraje. Przeżyłem szok, gdy zobaczyłem wolne od dymu,
poprzednio potwornie zadymione, kluby
jazzowe w Nowym
Jorku. Pomyślałem, że trzeba
to zrobić także w Polsce.
Wiele
osób twierdziło, że to się nie uda, ponieważ Polacy są niepokornym narodem.
Byłem przekonany, że są to nieuzasadnione obawy, że do egzekwowania nowych przepisów nie trzeba będzie
angażować organów ścigania,
bo ludzie sami je wymuszą.
Nie chciałem także,
abyśmy w tej dziedzinie
stali się niechlubnym skansenem Europy. Pierwszą propozycję przedstawiłem na konferencji prasowej w 2006r.
i wiele osób przyjęło ją z zaskoczeniem. Nie miałem jednak wątpliwości, że nie ma na co czekać. Później okazało się, że nie jest to takie proste. Przede
wszystkim nie było chętnych, aby
napisać nowelizację poprzedniej ustawy antytytoniowej
z 1995 r. Jako lekarz nie wiedziałem, jak tworzy się takie
akty prawne, więc musiałem się tego
nauczyć. Zapoznałem się z podobnymi
dokumentami z innych krajów, zobaczyłem,
jaką formę mają nowelizacje ustaw w Polsce, a na koniec wstępny projekt pokazałem
prawnikom. Propozycję
tę przedstawiłem sejmowej Komisji
Zdrowia, która formalnie wystąpiła
z inicjatywą ustawodawczą. Niestety
procesu legislacyjnego nie udało się dokończyć przed jesiennymi
wyborami 2007 r., więc w nowej kadencji Sejmu trzeba było wszystko zaczynać od nowa.
Trudno było przekonać
posłów, z których wielu paliło…
Przede
wszystkim musieliśmy wszystkich przekonać, że ta ustawa nie grozi załamaniem gospodarki, że ludzie
nie uciekną z restauracji, pubów czy dyskotek, że da się w pociągu
wytrzymać kilka godzin bez papierosa. Zgodnie z oczekiwaniami największy opór stawiali lobbyści związani z przemysłem tytoniowym. Było jednak również
sporo osób z życia publicznego, które wyrażały opinię,
że to rozwiązanie ogranicza swobody
obywatelskie i jest niedemokratyczne. Tłumaczyłem, że nasza konstytucja zapewnia
ludziom prawo do zdrowia, a nie
do jego niszczenia i że państwo powinno
podejmować działania dla
wyższego dobra. Wolność
ma granice i kończy się
tam, kiedy szkodzi innym.
Batalia o ustawę trwała
3,5 roku. Udało się w końcu przekonać parlamentarzystów i uchwalono ją
w 2010 r. Ona odmieniła Polskę. Nikt
nie pali w restauracjach, pociągach, hotelach ani dyskotekach, a młodzi ludzie
dziwią się, że kiedyś było inaczej. Poprawił się także
nasz zewnętrzny wizerunek. To był ważny krok, ale nadal jest wiele do zrobienia
w zakresie zdrowia
publicznego, szczególnie jeśli
chodzi o działania zapobiegające nowotworom.
Jak dziś patrzy Pan
na problem palenia papierosów w Polsce? Liczba palaczy spada, ale nie tak
szybko jak w wielu innych
krajach. Niektóre z nich chcą
wkrótce stać się wolne od tytoniu.
W Polsce do tego daleko.
Niestety Polska
nadal jest krajem,
w którym pali się dużo,
choć liczba palących mężczyzn zmniejszyła się w ciągu ostatnich 50 lat o
połowę. Niestety, nie dotyczy to kobiet – tu niewiele się zmienia. To dosyć dziwne,
ponieważ zwykle kobiety
bardziej dbają o swoje zdrowie. Wcześniej
czynnikiem wyróżniającym liczbę palących
osób była płeć (mężczyźni palili
częściej niż kobiety), teraz
jest to przede wszystkim poziom wykształcenia. Osoby z podstawowym wykształceniem palą pięciokrotnie więcej niż z wyższym.
Najwięcej palą bezrobotni. Programy edukacyjne powinny być zatem zróżnicowane i adresowane
głównie do mniej
wykształconych osób. Bardzo
ważna jest również edukacja dzieci i młodzieży –
postawy prozdrowotne trzeba bowiem kształtować jak najwcześniej.
Ok. 2/3 nowotworów ma przyczyny w stylu życia i diecie. W innych krajach ludzie żyją
znacznie zdrowiej niż w Polsce. Nie ma powodu, żeby u nas było inaczej.
To nie jest wina społeczeństwa, że zachowuje się nieracjonalnie, lecz tych, którzy powinni
to społeczeństwo edukować: lekarzy, polityków, autorytetów społecznych.
Trochę to zaniedbaliśmy.
Jest Pan jednym z głównych twórców
pierwszego polskiego cancer
planu. Jak doszło do jego powstania?
W
Polsce jesteśmy mistrzami działań interwencyjnych. Jeżeli dzieje się coś złego,
to próbujemy ratować
sytuację, często jednak w sposób chaotyczny i mało skuteczny. Onkologia jest
bardzo przewidywalną dziedziną medycyny. Można bowiem dokładnie przewidzieć, co wydarzy
się za kilka czy kilkanaście lat; ile osób zachoruje
i umrze z powodu nowotworów, ilu będziemy potrzebowali specjalistów, pielęgniarek, sal
operacyjnych, sprzętu czy leków. Nie ma powodu,
aby improwizować. Gdy byłem szefem Polskiego Towarzystwa Onkologicznego,
stworzyliśmy
w grupie około 200 specjalistów różnych dziedzin oraz pacjentów plan obejmujący wszystkie obszary walki z rakiem: zarządzanie systemem, edukację, profilaktykę,
wczesne wykrywanie, diagnostykę, leczenie
i wychodzenie z choroby.
W innych krajach
takie cancer plany już powstawały?
Tak, państwa
UE zostały poproszone o przedstawienie takich opracowań do końca 2014 r. Polska
była wówczas jednym z nielicznych
państw, które tego nie zrobiły. Ponieważ rząd nie był tym specjalnie zainteresowany, rozpoczęliśmy oddolny proces. Najpierw na podstawie
sondażu przeprowadzonego w środowisku medycznym upewniliśmy się, że rzeczywiście chce ono uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. Zaczęliśmy od przygotowania
kilku studyjnych opracowań opisujących stan wyjściowy. Na podstawie wybranych nowotworów
pokazywały one systemowe problemy i obszary
wymagające działań naprawczych. Następnie
zorganizowaliśmy serię spotkań z udziałem onkologów i specjalistów innych dziedzin, aby wspólnie
wypracować najlepsze rozwiązania. W
przygotowaniu strategii korzystaliśmy z
najlepszych doświadczeń innych krajów, bo wiele problemów ma charakter uniwersalny. Oprócz onkologów w pracach
uczestniczyli eksperci z wielu
innych dziedzin: socjologii, ekonomii, psychologii i systemów ochrony zdrowia. Była
też grupa lekarzy POZ, ponieważ ich rola w profilaktyce, wczesnym wykrywaniu raka
i opiece po zakończeniu specjalistycznego leczenia jest ogromna. Współpraca
była bardzo dobra i zaowocowała porozumieniem podpisanym przez towarzystwa onkologiczne
i medycyny rodzinnej. W zespole było też kilkunastu pacjentów, ponieważ
chcieliśmy uwzględnić ich oczekiwania. Praca toczyła się w 10 grupach roboczych,
które odbyły kilkadziesiąt spotkań i telekonferencji. Ostatecznie polski cancer
plan przedstawiliśmy w czerwcu 2014 r., a jego wdrażanie miało się rozpocząć od
2015 r. Opracowany w wersji polskiej i angielskiej dokument zawierał pięć
rozdziałów i około 100 celów, wraz z odpowiadającymi im zadaniami. Został wysoko
oceniony w kraju i za granicą, stał się podstawą do podobnych opracowań w innych
krajach. W ubiegłym roku bliźniaczą strategię wdrożyła np. Chorwacja. Niestety,
nie udało się to w Polsce. Mimo że w pracach nad dokumentem uczestniczyli przedstawiciele
wszystkich środowisk, a ostateczna wersja była wynikiem kompromisu, nadal był on
kontestowany. Krytykowano np. proponowane przejście z modelu szpitalnego na ambulatoryjny,
co naruszało interesy dużych szpitali onkologicznych. Dzisiaj wiadomo, że w tym
kierunku idzie cały świat i nie ma od niego odwrotu.
Cancer plan
przygotowany przez
PTO nie
wszedł w życie, jednak
twórcy przyjętej niedawno Narodowej Strategii Onkologicznej
przyznawali, że wiele z niego korzystali. I że byłoby im znacznie trudniej ją stworzyć, gdyby cancer planu nie było.
Mimo że plan nigdy nie stał się oficjalnym dokumentem państwowym, wiele
zawartych w nim celów w ciągu kolejnych kilku lat udało
się wdrożyć. Przede
wszystkim zniesiono limity
na świadczenia onkologiczne.
Wprowadzono obowiązkowe konsylia lekarskie, podniesiono rangę wytycznych i zaczęto monitorować ich przestrzeganie, ruszyły,
choć z dużymi przeszkodami, prace nad skoordynowaną opieką onkologiczną,
poprawiła się diagnostyka genetyczna i patologiczna. Onkologia wygląda dziś zupełnie inaczej
niż w 2014 r.; stała się przedmiotem
publicznej debaty. Wcześniej była kopciuszkiem
– uważano, że wydawane na nią środki
są stracone. Pokazaliśmy, że warto w nią inwestować, bo pozwala setkom
tysięcy ludzi wrócić do
rodziny i społeczeństwa.
Jak
ocenia Pan niedawno przyjętą Narodową Strategię Onkologiczną
z perspektywy twórcy cancer planu?
Niezręcznie mi o niej mówić, nie chciałbym bowiem
sprawiać wrażenia, że bardziej
cenię to, co stworzył nasz
zespół. Postulaty zawarte
w NSO trudno podważać. Natomiast
nie wiadomo, jak mają być zrealizowane. W NSO są bowiem wyłącznie obietnice i deklaracje, niektóre sformułowane bardzo ogólnie, nie ma natomiast działań,
które w tym celu należy
podjąć. Jeśli chcemy coś
osiągnąć, to musimy sprecyzować, jak należy
to zrobić i ile to będzie kosztowało. NSO jest dokumentem państwowym i spodziewałbym się, że będzie
mu towarzyszył szczegółowy dokument wykonawczy, harmonogram, kosztorys, mierniki
monitorowania itd. Bez tego trudno
powiedzieć, czy Narodowa Strategia Onkologiczna jest wykonalna w kategoriach
organizacyjnych i finansowych.
Narodową strategię ogłoszono z wielkimi
fanfarami, jednak przeznaczono na nią niewiele
więcej pieniędzy niż kilkanaście lat temu na jej poprzednika, czyli Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych.
W 2006 r. było to 250 mln zł, po 16 latach
nominalnie jest tyle samo, ale siła nabywcza
tej kwoty jest o kilkadziesiąt procent mniejsza. Docelowo na zawierającą blisko 100 obietnic NSO ma być przeznaczane
500 mln zł rocznie. Jest to jednak realnie niewiele więcej niż w 2006
r., a poza tym trzeba
pamiętać, że od tego czasu
liczba zachorowań wzrosła ze 130 do 190 tys. rocznie. Moje zastrzeżenia budzi też nazwa nowej strategii. Tego typu dokumenty noszą zawsze nazwę cancer
control, czyli walka
z rakiem, co jest znacznie szerszym pojęciem niż onkologia.
Rozmawiała Katarzyna
Pinkosz
PROF. JACEK JASSEM, KIEROWNIK KATEDRY I KLINIKI ONKOLOGII I RADIOTERAPII GDAŃSKIEGO UNIWERSYTETU MEDYCZNEGO, JEDEN Z NAJCZĘŚCIEJ CYTOWANYCH POLSKICH LEKARZY. CZŁONEK PAU, ACADEMIA EUROPEA I EUROPEAN ACADEMY OF CANCER SCIENCES. W LATACH 2007-2008 PRZEWODNICZĄCY INTERNATIONAL AFFAIRS COMMITTEE W AMERICAN SOCIETY OF CLINICAL ONCOLOGY, W LATACH 2010-2014 PREZES POLSKIEGO TOWARZYSTWA ONKOLOGICZNEGO, W LATACH 2017-2018 PRZEWODNICZĄCY TOBACCO CONTROL AND SMOKING CESSATION COMMITTEE PRZY MIĘDZYNARODOWYM TOWARZYSTWIE DO BADAŃ NAD RAKIEM PŁUCA (IASLC). CZŁONEK HONOROWY POLSKIEGO TOWARZYSTWA ONKOLOGICZNEGO I POLSKIEGO TOWARZYSTWA CHIRURGII ONKOLOGICZNEJ. KOORDYNOWAŁ PRZYGOTOWANIE STRATEGII WALKI Z RAKIEM W POLSCE 2015-2024, PREZES POLSKIEJ LIGI WALKI Z RAKIEM.