Archiwa tagu: otyłość

Fot. Sylwia Mierzewska

Dr hab. Michał Brzeziński: Korzystamy z dobrych praktyk na świecie

Model interwencyjny leczenia dzieci chorujących na otyłość oznacza wsparcie ze strony dietetyka w zakresie edukacji żywieniowej, wsparcie ze strony specjalisty aktywności fizycznej, który będzie nadzorował postępy. Ważny jest też psycholog, który pomoże nam ocenić gotowość pacjenta do zmiany i wesprze go w budowaniu potencjału – mówi dr hab. Michał Brzeziński z Katedry i Kliniki Pediatrii, Gastroenterologii, Alergologii i Żywienia Dzieci Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, laureat Nagrody Zaufania Złoty OTIS 2023 za zaangażowanie w tworzenie systemu profilaktyki i leczenia otyłości u najmłodszych.

Kapituła nagrody Zaufania Złoty OTIS zadecydowała o przyznaniu w tym roku dla Pana nagrody za „zaangażowanie w tworzenie systemu profilaktyki i leczenia otyłości u najmłodszych”. Jak to się stało, że zainteresował się Pan otyłością u dzieci?

Już podczas studiów medycznych wiedziałem, że będę chciał pracować z dziećmi jako lekarz, jeszcze jako student zacząłem zajmować się gastroenterologią dziecięcą, przychodziłem na dyżury do kliniki, w której obecnie pracuję. Ś.P. prezydent Adamowicz w 2009 r. zwrócił się do ówczesnej Kierownik Kliniki  z pytaniem, czy nie zrobilibyśmy czegoś dla zdrowia dzieci w Gdańsku – bo dotychczasowych schemat medycyny szkolnej nie sprawdzał się. Szefowa postawiła mnie przed tym zadaniem.

W Gdańsku od wielu lat działa świetny ośrodek zajmujący się profilaktyką zdrowotną u dzieci – Gdański Ośrodek Promocji Zdrowia i Profilaktyki Uzależnień. W oparciu o jego pracę podjęliśmy próbę stworzenia pewnego systemowego podejścia do leczenia dzieci z chorobą otyłościową. Dzięki wsparciu miasta udało nam się w 2010 roku zorganizować świetnie działające centrum, które istnieje do dziś. Stwierdziliśmy też, że skoro takie centrum tworzymy, to trzeba nauczyć się leczyć otyłość. W Polsce było wówczas kilka osób, które zajmowały się naukowo otyłością u dzieci: m.in. prof. Artur Mazur, prof. Ewa Małecka-Tendera, natomiast bardzo niewiele osób wiedziało, jak to robić w praktyce, jak budować zespoły terapeutyczne w szczególności w dużej skali. Trzeba było pojechać na kilka kursów zagranicznych, poświęcić czas na naukę i spróbować dopasować te rozwiązania do polskich warunków. Tak zrobiliśmy w Gdańsku. Udał nam się zbudować zespół początkowo 10, obecnie około 40-50 specjalistów, a potem okazało się, że nasz model jest na tyle ciekawy, że zaczęły z nami współpracować inne miasta w Polsce. Zostaliśmy zauważeni także na poziomie centralnym.

Jak ten system działa? Jak skutecznie pomagać dzieciom chorującym na otyłość?

Niestety, już dzieci chorują na otyłość, chociaż zdecydowanie rzadziej mają powikłania związane z otyłością, choroby jej towarzyszące, ponieważ czas do ich wystąpienia zazwyczaj jest dosyć długi. Nie od razu po zachorowaniu na otyłość będzie widać wszystkie powikłania, choć obserwujemy je już u dzieci. 40 proc. pacjentów ma zaburzenia lipidowe. To nie jest tak, że one mają tylko nadmiarowe kilogramy. Ich organizm rzeczywiście choruje, objawy zaczynają być widoczne już w wieku nastoletnim. Kiedyś dzieci – nawet jeśli zachorowały na otyłość – to w wieku nastoletnim, obecnie ma to już miejsce w wieku kilku lat – mamy więc już czas, kiedy u dzieci pojawiają się powikłania samej choroby. Środowisko, w którym żyjemy, jest bardzo mocno obesogenne. Nadmiar dostępności pożywienia, znaczący spadek aktywności fizycznej aktywuje te linie metaboliczne, które pozwalają gromadzić pacjentowi kalorie pod postacią tkanki tłuszczowej, a tę zgromadzoną bardzo trudno się potem redukuje. W populacji pediatrycznej jest to bardzo ciężka praca nad zachowaniami żywieniowymi, aktywnością fizyczną, która wymaga gigantycznej systematyczności ze strony samego dziecka, nastolatka i jego rodziców. Właśnie wyszedłem z wizyty u nastolatka ważącego 130 kg, mierzącego 180 cm, który dzięki współpracy z nami w ciągu 2 miesięcy zredukował wagę o ponad 10 kg. Mówi, że już widzi gigantyczną różnicę. To, co jeszcze 2 miesiące było dla niego nierealne, dziś może osiągnąć. Współpracujemy blisko z trenerem, z którym on spotyka się kilka razy w tygodniu na osiedlowej siłowni.

Do tego dochodzi stała praca z rodzicami, tłumaczenie: co, jak, kiedy można robić. Trzeba to wszystko uwarunkować w środowisku życia, nie możemy powiedzieć rodzinie, że od teraz będą jeść wyłącznie nasiona chia, siemię lniane i kaszę. To ciężka praca na miesiące i lata, aby ugruntować pewne zmiany w dotychczasowych nawykach. U starszych dzieci mamy pewne linie leczenia, jeszcze nie kwalifikujemy ich do chirurgii bariatrycznej, ale i nad tym coraz częściej się zastanawiamy. Z pewnością dużą nadzieją jest możliwość leczenia farmakologicznego, chociaż my, pediatrzy, jesteśmy pod tym względem dużo bardziej zachowawczy niż interniści. Mamy też świadomość, że mówimy o dziecku 16-17-letnim, które być może będzie musiało mieć leczenie przez kolejnych kilka, a nawet kilkanaście lat. Ważne, aby było ono powiązane ze zmianą zachowań, a nie żeby leczenie farmakologiczne było zamiast zmiany zachowań. Niestety mam świadomość, że u części pacjentów brak intensywnego leczenia może być realnym zagrożeniem ich zdrowia i życia.

Póki co, próbujemy pracować nad zmianą zachowań dotyczących aktywności fizycznej, żywienia, nad motywacją do zmian. Element psychologiczny nie zawsze jest prosty, ponieważ jest uwarunkowany całym kształtem życia zarówno dzieci, jak i rodziców. Zarówno dorosły jak i dziecko musi podjąć wyzwanie i to na lata.

„Gdański model” leczenia dzieci chorujących na otyłość polega więc przede wszystkim na motywacji do działania?

To może nie jest „model gdański”, gdyż nie wymyśliliśmy własnego modelu, raczej staraliśmy się korzystać z dobrych praktyk funkcjonujących na świecie. To jest model interwencyjny, polecany na całym świecie jako jedyny efektywny. Oznacza on wsparcie ze strony dietetyka w zakresie edukacji żywieniowej, wsparcie ze strony specjalisty aktywności fizycznej/ trenera/ rehabilitanta, który nie tylko pokaże pacjentowi, jakie ćwiczenia może wykonywać tak, aby były bezpieczne, ale również będzie nadzorował postępy. To element dodatkowej motywacji. Ważny jest też psycholog, który pomoże nam ocenić gotowość pacjenta do zmiany i wesprze go w budowaniu potencjału, jak również wyposaży w narzędzia, które pozwolą mu zrozumieć, w jakich sytuacjach miał nieprawidłowe zachowania żywieniowe, dlaczego jest mu trudno podjąć pewne działania, jak to zmienić. Staramy się wzmocnić motywację, pokazać pewne nawyki, które trzeba zmienić.

Najbardziej efektywny wydaje nam się system pracy w zespole czteroosobowym: lekarz, psycholog, dietetyk, specjalista aktywności fizycznej. Ważna jest regularna praca, powinno być co najmniej kilka wizyt w ciągu roku, by pacjenci mieli szansę wyznaczyć sobie w miarę osiągalne cele w perspektywie 2-3 miesięcy, dostać wsparcie w zakresie korekty zachowań. Mamy jednak świadomość, że tak naprawdę ci pacjenci mogą wymagać długoletniej obserwacji i wsparcia. Otyłość jest chorobą nawrotową. Wiele sytuacji życiowych będzie powodowało, że pacjenci będą wracać do nadmiarowej masy ciała bądź nie będą tak dobrze trzymali się swoich zmian. Być może będą potrzebować wtedy krótkiej interwencji, wsparcia, aby ponownie wrócić na właściwą ścieżkę. Obecnie mamy taką możliwość w Gdańsku, zobaczymy, jak to będzie wyglądało na poziomie ogólnopolskim, czy uda nam się wprowadzić tego typu model.

Model opieki nad pacjentami pediatrycznymi na razie nie istnieje na poziomie ogólnopolskim; to, co Pan prowadzi, jest finansowane przez miasto Gdańsk?

Tak. Koszt roczny wynosi ok. 2 tysiące zł za jednego pacjenta. W Polsce jest jeszcze kilka miast, które podejmowały podobne działania, m.in. Wrocław, Lublin, Szczecin, Sosnowiec. Trzeba powiedzieć, że minister Niedzielski podjął wyzwanie: wprowadził podatek na napoje słodzone, co w dosyć istotny sposób może przyczynić się do zmiany nawyków żywieniowych. Drugim krokiem było powołanie zespołu, który opracowuje schemat leczenia dla pacjentów chorujących na otyłość – zarówno dorosłych jak dzieci i nastolatków. Nasz zespół jest na dobrym etapie ukończenia przygotowania pilotażu (dla dzieci i dorosłych). Mamy nadzieję, że uda się ten program wycenić i wdrożyć w życie.

Tego typu ośrodki powinny powstać w całej Polsce?

Jeśli chcemy realnie leczyć dzieci chorujące na otyłość, to muszą dostać kompleksowe wsparcie. Nie może wyglądać to tak, że lekarz rodzinny czy psycholog powie, żeby mniej jedli i więcej się ruszali, bo to nie jest rozwiązanie. Czasem jedzenia musi być nawet więcej (tylko inne), a ruch musi być odpowiedni, nie zawsze taki, jak nam się wydaje. Dzieci na początku nie powinny biegać, tylko wzmacniać więzadła, mięśnie.

Każdy rodzic może na ten temat poszukiwać wiedzy i informacji. Natomiast dużo łatwiej jest, gdy dzieckiem zajmuje się specjalista, który potrafi dopasować indywidualnie zalecenia do potrzeb pacjenta. Problemem jest to, że w Polsce większość lekarzy nie ma kwalifikacji i kompetencji do tego, aby pacjenta chorującego na otyłość przewlekle prowadzić, gdyż nie mają wiedzy w zakresie żywienia i aktywności fizycznej. Czasem cele redukcyjne są zbyt ostre, a pacjent nie ma szans ich osiągnąć w tak szybkim tempie. To dla niego demotywujące.

Taka kompleksowa opieka jest na pewno bardzo efektywna, jednak nie obejmiemy nią opieką 20% dzieci mających nadwagę i otyłość…

System interwencyjny powinien być końcowym ogniwem. Najważniejsze jest działanie prewencyjne, wczesne wykrywanie i działanie, kiedy tylko zauważamy, że pacjent ma nadwagę. Wtedy jeszcze niewielkie interwencje mają szansę ten niekorzystny trend zmienić. Potrzebujemy do tego dobrze przygotowanych lekarzy rodzinnych, dietetyka dostępnego w każdym powiecie, który jest w stanie zachęcić rodziców do zmian w sposobie żywienia. Konieczna jest też utrudniona dostępność do słodyczy i napojów słodzonych, a także edukacja żywieniowa z prawdziwego zdarzenia. Należy uczyć dzieci, jak przygotowywać śniadania, drugie śniadania, co to jest zdrowy obiad i z czego się składa. W wielu krajach na świecie dzieci, gdy kończą szkołę podstawową, potrafią nie tylko powiedzieć, co jest zdrowe, ale również to przyrządzić. To jest poziom edukacji zdrowotnej, który powinien być prowadzony w szkole. Dzieci nie potrzebują szczegółowej, książkowej wiedzy, potrzebują praktycznych umiejętności. Ważna jest też edukacja rodziców. Poza tym należy stworzyć warunki do uprawiania aktywności fizycznej. W dużych miastach nie ma problemu, jeśli ktoś chce pojeździć na rowerze, popływać, pograć w piłkę, natomiast w mniejszych miejscowościach to wciąż gigantyczny kłopot. Otyłość dziecięca zaczyna być widoczna bardziej w małych miejscowościach niż w dużych miastach. Dzieci w małych miejscowościach nie mają takich możliwości uprawiania sportów wracają ze szkoły i albo posiedzą w domu, albo znajdzie się rozsądna gmina, która zapłaci animatorowi, który będzie je angażował w różnego rodzaju aktywności. To obowiązek dorosłych w stosunku do dzieci – jeśli my nie zaczniemy realnie dbać o ich zdrowie, nie będziemy mieć szans na zahamowanie rozwoju tej choroby.

Rozmawiała: Katarzyna Pinkosz

Prof. Leszek Czupryniak: Nie wystarczy dobrze leczyć, trzeba też dobrze zorganizować leczenie

Praca diabetologa często wymaga wyjścia poza teren szpitala, również do mediów, żeby mówić o cukrzycy, a także brania udziału w kampaniach edukacyjnych – mówi prof. Leszek Czupryniak, laureat Nagrody Zaufania Złoty OTIS 2020, za odwagę i skuteczność we wprowadzaniu przełomowych rozwiązań w zdrowiu publicznym oraz całokształt dokonań naukowych i edukacyjnych.

Panie Profesorze, od wielu lat leczy Pan chorych na cukrzycę, ale też od zawsze angażował się Pan w szereg akcji zmierzających do poprawy leczenia pacjentów – myślę tu o wieloletnich staraniach o udostępnienie nowoczesnych leków przeciwcukrzycowych – a także w kampanie dotyczące przeciwdziałaniu cukrzycy. Był Pan szefem PTD, działa Pan od lat w EASD (Europejskim Stowarzyszeniu ds. Badań nad Cukrzycą). Skąd ta żyłka edukatora społecznika? Czy diabetolog musi ją mieć?

Każdy lekarz taką żyłkę musi mieć, zwłaszcza jeśli zajmuje się chorobami przewlekłymi, jak cukrzyca. Cukrzyca typu 2 jest w prostej linii powikłaniem nadwagi i otyłości. To choroba, która przez długi czas nie daje żadnych objawów, choć wysokie stężenie cukru we krwi już niszczy naczynia krwionośne. To choroba społeczna, bardzo egalitarna, dotyczy osób w każdym wieku. Diabetologów można w pewien sposób porównać do lekarzy, którzy na początku XX wieku zajmowali się leczeniem chorób zakaźnych, będących wówczas największym wyzwaniem medycyny. Lekarze szukali wtedy nie tylko sposobów leczenia, ale też zapobiegania rozprzestrzenianiu się tych chorób, dbając o higienę, kanalizację, budując szpitale. Tacy lekarze jak np. Tytus Chałubiński czy Seweryn Sterling nie tylko leczyli, ale też zajmowali się poprawą warunków sanitarnych, leczenia w szpitalach.

Na początku XX wieku niesprzyjające warunki powodowały rozwój chorób zakaźnych; z tego powodu ludzie umierali. Problemy zdrowotne, z którymi dziś borykamy się u naszych pacjentów, są również spowodowane niesprzyjającymi warunkami życia, co powadzi do rozwoju nadwagi, otyłości i cukrzycy typu 2. Czasem używam sformułowania, że cukrzyca typu 2 jest „kiłą XXI wieku”. Na swój sposób cukrzyca jest bowiem chorobą zakaźną: najczęściej gdy rodzice są otyli, otyłe są również dzieci, co prowadzi do cukrzycy.

Skąd u Pana ta żyłka społecznika?

Już w okresie licealnym trochę działałem w podziemiu (był to okres stanu wojennego), byłem też przewodniczącym klasy, a potem na studiach starostą roku. Starałem się rozwiązywać problemy, które były wokół mnie, reprezentowałem klasę, rok studiów. Podobnie zadziało się w diabetologii. Przykład: gdy objąłem stanowisko kierownika Kliniki Diabetologii WUM, zauważyłem, że często trafiali do nas chorzy z pobliskiego DPS-u z wysokimi stężeniami cukru. Zorientowaliśmy się, że przyczyną jest to, że nie byli w odpowiedni sposób leczeni insuliną. Zadzwoniłem do dyrektor tej placówki z pytaniem, czy może moglibyśmy im pomóc. Pani dyrektor chętnie się zgodziła, dlatego razem z pielęgniarką edukacyjną poszliśmy do DPS-u, przyjrzeliśmy się, jak wygląda mierzenie cukru, podawanie insuliny, wskazaliśmy, co można poprawić w leczeniu chorych, a potem nasza pielęgniarka przeszkoliła tamtejszy personel. Problem został rozwiązany.

Medycyna taka jest: nie wystarczy dobrze leczyć, trzeba też dobrze zorganizować leczenie. Praca diabetologa często wymaga wyjścia poza teren szpitala, również do mediów, żeby mówić o cukrzycy, a także brania udziału w kampaniach edukacyjnych.

Pomoc w DPS-ie to w pewien sposób działanie lokalne, jednak działa Pan bardzo szeroko, także jeśli chodzi o zdrowie publiczne. Był Pan jedną z osób, które wypowiadały się za wprowadzeniem podatku cukrowego. Dlaczego tak ważne jest, żeby pieniądze z tego podatku zostały przeznaczone na walkę z cukrzycą, zapobieganie i leczenie otyłości?

Jeśli nie będą na to przekazane, to tak jakbyśmy w przypadku pożaru wyprowadzili wozy strażackie, ustawili strażaków, tylko dalibyśmy im zaledwie tyle wody, że starczyłoby jej na ugaszenie tego jednego pożaru, a już następnych – nie.

Celem wprowadzenia podatku cukrowego jest utrudnienie dostępu do słodkich płynów, zniechęcenie do ich kupowania. Podobnie jak akcyza na papierosy. Picie słodkich gazowanych napojów nie jest nikomu potrzebne; miło smakują, szczypią w śluzówki jamy ustnej, na chwilę orzeźwiają, jednak w konsekwencji szkodzą, podobnie jak palenie papierosów.

Koncepcja podatku cukrowego jest dwuczęściowa. Po pierwsze, ma on zniechęcić do kupowania – poprzez podniesienie cen. Po drugie, pieniądze z podatku powinny być przeznaczone na „gaszenie pożaru”, a w zasadzie na zapobieganie kolejnym „pożarom”. Trzeba pokazać społeczeństwu: tyle zyskaliśmy na wprowadzeniu podatku cukrowego, przeznaczamy to teraz na konkretne cele związane z nadwagą i otyłością. Trzymając się analogii z pożarem: trzeba nie tylko go gasić, ale też robić wszystko, by pożarów było jak najmniej. Nie wystarczy, żeby ludzie kupowali mniej słodkich napojów, muszą też wiedzieć, dlaczego. Podatek cukrowy ma duże walory edukacyjne, temat nadmiernego spożycia węglowodanów prostych pojawił się w przestrzeni publicznej. Trzeba też pokazać, że to jest część pewnej całości, nasze zdrowie zależy od tego, co jemy, czy jesteśmy aktywni fizycznie, w jakich warunkach pracujemy. Ważne jest też leczenie osób otyłych. Medycyna już dawno uznała, że otyłość jest chorobą, powiedzenie „jedz mniej, więcej się ruszaj” osobie, która ma istotną otyłość, nie pomaga, trzeba szukać innych rozwiązań, poprzez leczenie farmakologiczne do operacji bariatrycznych. Musi to być kompleksowo zorganizowane, finansowane. Otyłość to choroba przewlekła, dlatego podobnie jak funkcjonują poradnie diabetologiczne, trzeba też stworzyć poradnie leczenia otyłości i dobrze zorganizowany model opieki.

Wszystko jednak zaczyna się od nadmiernej podaży kalorii, a jesteśmy nieustannie atakowani reklamami żywności. Podatek cukrowy to próba zablokowania jednej z dróg, która prowadzi do otyłości.

Sam podatek to jednak za mało, często powtarza Pan, że potrzebna jest cała strategia walki z otyłością.

Tak, to musi być strategia rozpisana na dekady, podobnie jak strategia onkologiczna czy strategia walki z chorobami układu krążenia. Elementarna uczciwość rządzących wobec społeczeństwa wymaga przeznaczenia pieniędzy z podatku cukrowego na walkę z cukrzycą i otyłością. Zawieramy pewną umowę: płacimy więcej, ale pieniądze przeznaczymy na sprawy ważne dla społeczeństwa.

Często Pan podkreśla, że jest Pan „zwykłym lekarzem”, choć słowo „zwykłym” nie jest adekwatne, biorąc pod uwagę działalność społeczną i edukacyjną. A jeśli chodzi o działalność naukową: co jest najważniejsze i najciekawsze w cukrzycy?

W Polsce niewielu lekarzy kończy studia medyczne z myślą o byciu uczonym. Ja miałem bardzo prostą motywację, wybierając studia medyczne: praca lekarza zapewnia możliwość wykonywania dobrych uczynków… w godzinach pracy. Większości pacjentów dziś udaje się pomóc i to daje satysfakcję. W miarę jednak, gdy coraz głębiej wchodzi się w daną dziedzinę, a zwłaszcza pracuje się w ośrodku akademickim, dostrzega się coraz więcej ciekawych zagadnień. W Polsce, choć widać pewną poprawę w finansowaniu i organizacji badań naukowych, to jednak nadal wykonujemy zwykle takie badania, jakie możemy, będąc w określonych warunkach. Dla lekarza zawsze zresztą najważniejsze będzie to, żeby pomóc pacjentowi. W diabetologii jest jednak wiele bardzo interesujących zagadnień, np. z czego bierze się cukrzyca typu 1, co powoduje, że komórki produkujące insulinę ulegają zniszczeniu, dlaczego nie potrafimy tego procesu zatrzymać. W cukrzycy typu 2 bardzo ciekawym zagadnieniem jest cały obszar związany z terapią, m.in. jaki jest mechanizm działania leków, dlaczego niektórym pacjentom do kontrolowania cukrzycy wystarczają niewielkie dawki insuliny, a inni potrzebują jej kilka razy więcej, choć niemal nie różnią pod względem wieku i masy ciała; dlaczego jeden pacjent już po kilku latach ma zawał serca lub uszkodzone nerki, a inny, mimo że choruje 40 lat, nie ma żadnych powikłań. Obecnie w klinice realizujemy kilka ciekawych badań, na które otrzymaliśmy granty. Jedno z nich dotyczy grupy chorych z cukrzycą po usunięciu trzustki: sprawdzamy, czy lepiej u nich działają insuliny ludzkie, czy analogowe. Prowadzimy też badania nad stworzeniem pewnego rodzaju nakładki do wstrzykiwacza do insuliny dla pacjentów niewidomych, która będzie głosowo informowała o tym, ile jednostek insuliny znajduje się we wstrzykiwaczu. Na drukarkach 3D mamy już wydrukowane prototypy tego urządzenia, teraz czas na badania u pacjentów, czy to rozwiązanie się sprawdza. Gdy pracowałem w Łodzi, realizowaliśmy badania oceniające korzyści płynące ze stosowania ciągłego monitorowania glikemii w cukrzycy typu 2, mając na celu zmniejszenie ryzyka hipoglikemii w tej grupie chorych.

Według mnie najważniejsze są właśnie tego typu badania naukowe: lekarz zauważa problem, a następnie poszukuje sposobu, by go rozwiązać. To nauka, która przynosi bezpośrednie korzyści pacjentom; pełni rolę służebną w stosunku do leczenia. Takie badania można jednak przeprowadzać, gdy ma się stały kontakt z pacjentami, któremu ponadto towarzyszy pogłębiona refleksja.

Dlaczego właściwie wybrał Pan diabetologię jako specjalizację?

Jak to często bywa, zadecydował przypadek, choć diabetologia od początku wydawała mi się bardzo ciekawą specjalizacją: cukrzyca to choroba, która dotyczy całego organizmu i dotyka każdego aspektu życia, gdyż wysokie stężenie cukru atakuje wszystkie narządy. Nie żałuję tego wyboru: wielu pacjentów znam już ponad 20 lat, często wiem o nich więcej niż ich najbliżsi. Każdy człowiek – niezależnie, czy i jaką ma rodzinę oraz przyjaciół – choruje w samotności, tylko on wie, co go boli, jak cierpi. A ja mogę w pewnym stopniu zrozumieć, jak on się czuje, mogę mu też powiedzieć, co prawdopodobnie będzie się działo, jeśli postąpimy w określony sposób. Często pacjenci opowiadają nam swoje życie. Zdarza się, że po wyjściu chorego z gabinetu muszę na chwilę zostać sam, ochłonąć.

Ciemną stroną tej specjalizacji jest sytuacja, gdy po dekadach pracy widzi się pogarszający się stan zdrowia chorych, znanych od 15-20 lat. I niewiele można zrobić, bo jednak choroba postępuje, rozwijają się powikłania. To jest przykre, zwłaszcza że pacjent ma nadzieję, że mu pomożemy, ale nie zawsze to się udaje, bo choroba ma swój przebieg. Kiedy jeszcze byłem na studiach, uznałem, że nie będę odmawiać pomocy, gdy ktoś się do mnie o nią zwróci. Nie zawsze to jest możliwe, choć próbuję to robić, widząc, jak często chorzy odbijają się od systemu ochrony zdrowia, który ciągle jest wrogi tak wobec pacjenta, jak i lekarza, pielęgniarki czy innych pracowników ochrony zdrowia.

A satysfakcja? Zwykle jestem sceptyczny wobec tego, ile można będzie danej osobie pomóc, ale gdy przychodzi zaniepokojony swoim stanem pacjent, rozmawiam z nim, uspokajam, wypisuję receptę, a on za jakiś czas pisze do mnie: „Leczenie pomaga!” (z wykrzyknikiem) i prosi o receptę, to mogę mówić o satysfakcji.

Rozmawiała Katarzyna Pinkosz

PROF. LESZEK CZUPRYNIAK, SPECJALISTA CHORÓB WEWNĘTRZNYCH I DIABETOLOGII, KIEROWNIK KLINIKI DIABETOLOGII I CHORÓB WEWNĘTRZNYCH WUM,W LATACH 2011-15 PREZES POLSKIEGO TOWARZYSTWA DIABETOLOGICZNEGO, W LATACH 2013-17 KIEROWAŁ KOMITETEM KSZTAŁCENIA PODYPLOMOWEGO EASD I BYŁ CZŁONKIEM ŚCISŁEGO ZARZĄDU EASD.