fot. Tomasz Adamaszek
Prof. Ida Kinalska: Pierwsza dama polskiej diabetologii
Z
prof. Idą Kinalską, specjalistą endokrynologii i diabetologii, rozmawia
Katarzyna Pinkosz
Gdy czytam Pani
biografię i dokonania w polskiej medycynie, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że
Pani charakter ukształtował pobyt w dzieciństwie na Syberii.
Pochodzę z
Wileńszczyzny. Gdy zaczęła się wojna polsko-niemiecka, przyszli do nas
Rosjanie. Ojca aresztowali, na długi czas ślad po nim zaginął. Nas z mamą
wygonili z domu, a wkrótce potem wywieźli na Syberię. Pozwolili nam zabrać
tylko jedną walizkę. Nie podejrzewałyśmy, że do stron rodzinnych nigdy nie
wrócimy.
O
pobycie na Syberii napisała Pani książkę „Syberia oczami dziecka”. To
pamiętnik-reportaż, napisany tak, jak świat łagrów obserwowało dziecko.
Czytając, nie sposób ukryć łez.
Sześć lat w
Kazachstanie miało ogromny wpływ na całe moje życie. Głód, zimno, konieczność
walki o przetrwanie w trudnych warunkach, zimą siedzenie na piecu opalanym
kiziakami – suszonym łajnem, które wcześniej musiałam nazbierać na stepie, bo
inaczej byśmy zamarzli. Ten czas mnie ukształtował.
Gdy
przyjechałam do Polski, do Białegostoku, wszyscy wydawali mi się wyjątkowi,
piękni, ładnie ubrani. Na początku było trudno: nie potrafiłam czytać i pisać
po polsku. Zaległości w nauce szybko jednak nadrobiłam i już pod koniec roku
byłam w grupie najlepszych uczennic, szczególnie z matematyki, fizyki. Po
maturze chciałam iść na chemię, ale w Białymstoku zaczęła właśnie tworzyć się
Akademia Medyczna. Mama zachęciła, żebym poszła na medycynę.
Która
z czterech specjalizacji (analityka medyczna, choroby wewnętrzne, diabetologia
i endokrynologia) okazała się najważniejsza?
Do wszystkich
specjalizacji drogę otworzyła mi chemia. W pracy konsultowałam raczej pacjentów
trudnych, skomplikowanych, gdyż jako kierownik kliniki cały czas zajmowałam się
nauką. Każdy pacjent na początku, gdy słyszy diagnozę „cukrzyca”, jest
załamany. Cukrzyca to choroba na całe życie, wymagająca dużej uwagi, nie tylko
lekarza, ale przede wszystkim pacjenta, bo to pacjent pilnuje diety, oznacza
sobie stężenie cukru, podaje sobie leki. Zawsze słuchałam pacjentów, wszystko z
nimi uzgadniałam, bo nikt nie czuje tak dobrze własnego organizmu jak sam
chory. Wydaje się, że pacjent ma wysokie stężenie cukru i trzeba mu podać dużo
insuliny. A nie zawsze jest to prawda. Ustalenie odpowiedniej dawki insuliny
wymaga dużego doświadczenia. Kiedyś było to jeszcze trudniejsze, jednak „starzy” lekarze
doskonale leczyli, wiedzieli, że nie można podać za dużo insuliny.
Dziś jeśli chory przestrzega zasad, to może żyć tak samo długo jak osoba
bez cukrzycy. Powiem jednak coś, co może wydać się nieprawdopodobne: otóż kiedy
jeszcze pracowałam w klinice (dziś jestem na emeryturze), zrobiłam badania, z
których wynikało, że nie ma dużej różnicy, jeśli chodzi o powikłania pomiędzy
okresem, gdy leczyliśmy starymi metodami a tym, jak leczymy nowocześnie.
Wniosek stąd, że nowoczesne leki są ważne, ale nie najważniejsze. Często gonimy
za nowoczesnymi terapiami, zapominając o tym, co jest przyczyną i podstawą
leczenia cukrzycy. Najlepszy lek nie rozwiąże problemu, ponieważ może go
rozwiązać tylko bardzo ścisła współpraca chorego z lekarzem i edukacja
pacjenta. To on musi wiedzieć, co mu wolno, a czego nie. Lekarz nie będzie stał
za chorym i pilnował, co on je, co robi, w jaki sposób przyjmuje leki.
Zakażenia, niegojące się rany, czyraki, zmiany skórne – to bardzo poważne
powikłania, które wymagają kontroli i ścisłej współpracy chorego i pacjenta.
Kim
byli Pani mistrzowie w medycynie?
Pierwszym był
prof. Jakub Chlebowski, mój pierwszy szef. Dzięki jego pomocy zainteresowałam
się diabetologią, dzięki niemu byłam na rocznym stypendium u prof. Maurice
Dérot w L’Hotel Dieu. Bardzo mi pomógł prof. Artur Czyżyk. Ceniłam prof. Jana
Tatonia, a także prof. Franciszka Kokota, od którego wiele się nauczyłam, np. metody
oznaczania insuliny – jako druga osoba w Polsce wprowadziłam metodę oznaczania
insuliny do praktyki klinicznej.
Największy
sukces to?
Było ich
wiele. Miałam szczęście do ludzi. Moim największym sukcesem są dzieci, wnuki,
prawnuki. Sukcesem jest też to, że udało mi się w Białymstoku od podstaw
zorganizować diabetologię. Miałam świetnych współpracowników, mam też
wspaniałych uczniów i następców – 8 osób zrobiło u mnie habilitację, obecnie
wszyscy są profesorami. To m.in. obecny rektor Uniwersytetu Medycznego w
Białymstoku – prof. Adam Krętowski; dziekan Wydziału Lekarskiego – prof. Irina
Kowalska. Otrzymałam dwa tytuły doktora honoris causa – Uniwersytetu Medycznego
w Białymstoku i Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach: za stworzenie
diabetologii w Białymstoku, za wprowadzenie oznaczania stężenia insuliny. Byłam
zapraszana na wykłady do wielu krajów, m.in. do Związku Radzieckiego, Litwy,
Białorusi. Koordynowałam trwające 10 lat badania w Polsce nad patogenezą
cukrzycy typu 1.
Zorganizowała
Pani w Białymstoku opiekę diabetologiczną – wcześniej wschód Polski był pod tym
względem białą plamą. W Białymstoku odbył się pierwszy zjazd Polskiego
Towarzystwa Diabetologicznego.
W Towarzystwie
Internistów Polskich funkcjonowała sekcja diabetologiczna, było w niej kilkuset
lekarzy. Prof. Artur Czyżyk stwierdził, że to już najwyższa pora, by powstało
towarzystwo diabetologiczne. Pierwszy zjazd odbył się w Białymstoku. Pierwszym
przewodniczącym PTD został prof. Jacek Sieradzki. W późniejszych latach byłam
zastępcą prezesa PTD; zgodnie z przyjętą wcześniej praktyką, powinnam potem
zostać prezesem. Tak się jednak nie stało i muszę przyznać, że bardzo to
przeżyłam. Później jednak powstało Polskie Towarzystwo Endokrynologiczne,
którego zostałam przewodniczącą. W 2003 roku w Mikołajkach, w trakcie sympozjum
poświęconego problemom kardiologicznym w cukrzycy, założyliśmy Polskie
Towarzystwo Kardiodiabetologiczne, którego byłam przewodniczącą przez 10 lat.
A
co w Pani życiu było najważniejsze?
Rodzina,
dzieci, ludzie, praca, diabetologia. Bardzo ważna była wiara. Dzięki niej
przeżyłam Syberię. Nieraz w beznadziejnych sytuacjach ratowała mnie Matka Boska
Ostrobramska. Ile razy w życiu stała mi się jakaś bieda, to zaraz potem
spotykało mnie coś dobrego. Może na to sobie zasłużyłam? Gdy człowiek dobrze
żyje, to ludzie odpłacają mu się dobrem. Miałam szczęśliwe życie.
————————————
Prof. zw. dr hab. n. med. Ida Kinalska w czasie
wojny została deportowana do północnego Kazachstanu, gdzie przebywała od 1940
do 1946 roku. W roku 1959 z wyróżnieniem uzyskała dyplom lekarza. W 1980 roku
objęła stanowisko kierownika nowo powstałej Kliniki Endokrynologii Akademii
Medycznej w Białymstoku, którą zorganizowała od podstaw. Była m.in. przewodniczącą
Oddziału Białostockiego Towarzystwa Internistów Polskich, wiceprzewodniczącą ZG
Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego, przewodniczącą ZG Polskiego
Towarzystwa Endokrynologicznego i Polskiego Towarzystwa Kardiodiabetologicznego,
przewodniczącą Komisji Diabetologii, Endokrynologii i Chorób Przemiany Materii
Komitetu Patofizjologii Polskiej Akademii Nauk. Pełniła również funkcję
konsultanta w dziedzinie interny, diabetologii i endokrynologii w województwie
podlaskim.
(Rozmowa pochodzi z książki: Agnieszka
Fedorczyk, Katarzyna Pinkosz, Leszek Czupryniak „Pół
wieku diabetologii polskiej – rozmowy z Mistrzami”, wyd. PTD).