Prof. Jacek Moll: Piętnaście tysięcy operacji
W
Polsce wykonujemy wszystkie, nawet najbardziej złożone, operacje. Przez 30 lat pracy uczestniczyłem w ok. 15 tysiącach operacji
(jestem przy każdej),
a ok. 10 tysięcy wykonałem
bezpośrednio. To dużo, ale po prostu
tyle dzieci trzeba
było operować – mówi prof.
Jacek Moll, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Centrum Zdrowia Matki Polki.
Panie Profesorze, jak to się stało, że po skończeniu politechniki zdecydował się Pan iść na medycynę?
Przez całe młode
życie obracałem się w środowisku lekarskim, medycyna cały czas była obecna
w naszym domu.
Jednak nie chciałem być
lekarzem, dlatego poszedłem na politechnikę.
Wówczas uważałem, że bardziej mnie interesuje inżynieria, natomiast później
zdałem sobie sprawę,
że z moich wizji inżynierskich niewiele może się ziścić. To były inne czasy, najważniejsze były plany budowy
nieefektywnych odlewni (skończyłem odlewnictwo na wydziale
mechanicznym). Gdy zacząłem studia medyczne, początkowo nie chciałem być lekarzem, tylko
inżynierem pracującym dla medycyny. Dopiero gdy zorientowałem się, czym jest
medycyna, chirurgia, a w szczególności kardiochirurgia, wymagająca dużego zmysłu
technicznego, postanowiłem
zostać kardiochirurgiem.
Wykształcenie
inżynierskie przydaje się w Pana pracy?
Oczywiście. Wiedza inżynierska jest przydatna w wielu aspektach. Operujemy dzieci z wyłączeniem pracy
serca; aby można było zoperować serce, należy je podłączyć do aparatu krążenia
pozaustrojowego. Tu odgrywa rolę nie tylko mechanika, ale też pewne aspekty
hydrauliczne. Kardiochirurgia wyjątkowo mocno jest powiązana z techniką, dlatego
nie uważam, aby lata studiowania na
politechnice były stracone.
Jak wspomniałem, chciałem
być inżynierem pracującym dla medycyny, jednak stosunkowo
szybko wszedłem w kardiochirurgię, dzięki
mojemu ojcu. Już podczas studiów miałem możliwość uczestniczenia w operacjach
kardiochirurgicznych, m.in. w Belgii
i Szwajcarii. Początkowo przez 4 lata pracowałem
w Zabrzu, z prof. Zbigniewem Religą, operując głównie
dorosłych. W 1990 r. pojawiła
się jednak możliwość stworzenia Kl niki Kardiochirurgii w Centrum Zdrowia
Matki Polki i kierowania
nią. Od tej pory tu pracuję.
Jak wyglądała
kardiochirurgia dziecięca, gdy zaczynał Pan pracę?
To była zupełnie
inna epoka niż dziś. Pamiętam, jak mój ojciec wraz z inżynierami omawiał,
w jaki sposób zbudować sztuczne płuco, aparat do krążenia pozaustrojowego, ile było problemów z tworzywami sztucznymi, które dziś są dostępne na co
dzień. Na przykład rury w aparacie do krążenia pozaustrojowego są z tworzyw
sztucznych – wtedy ich nie było. Mój ojciec
nawiązał kontakty z dr. Łasiem
i razem pewne
rzeczy produkowali. To, co było tworzone wtedy
w Polsce, dziś wydaje się bardzo prymitywne. Samemu trzeba było np. stworzyć
oksygenator, czyli urządzenie utlenowujące krew u pacjenta. W tej chwili firmy dostarczają takie urządzenia
i zapewniają ich odpowiednią jakość. Mamy dostęp do wszystkich najnowszych
urządzeń i technologii na świecie. Istnieją firmy, które produkują taki sprzęt, i trzeba
go mieć, bo inaczej nie moglibyśmy wykonywać skomplikowanych operacji
i ratować dzieci.
Jakie operacje uważa Pan za najtrudniejsze do przeprowadzenia u dzieci?
Można je podzielić na bardzo
trudne technicznie, co jest związane z drobnymi naczyniami w sercu lub drobnymi
naczyniami płucnymi, oraz na trudne dla dzieci, w kontekście przebrnięcia przez
kolejne etapy operacji. Największy problem jest, gdy dziecko ma serce jednokomorowe, ponieważ nie jesteśmy w stanie niejako
dorobić drugiej komory.
Staramy się oszukać
naturę, aby dziecko
mogło żyć z jedną komorą,
jednak koniecznych jest
kilka etapów operacyjnych. Kiedyś większość dzieci z bardzo ciężkimi wadami serca
umierała, dziś przeżywają. Wszystkie ośrodki kardiochirurgiczne w Polsce
mają problem ze zbyt dużą liczbą pacjentów. Nie jesteśmy w stanie w odpowiednim
czasie zoperować wszystkich najpoważniejszych
wad.
Coraz więcej dzieci
wymaga operacji, a kardiochirurgów
dziecięcych brakuje?
Tak, dlatego że niewielu jest chętnych do tak ciężkiej i
odpowiedzialnej pracy. Dawniej bycie kardiochirurgiem to był ogromny prestiż.
Dziś młodzi ludzie tak na to nie patrzą.
Uratowanie
dziecka to ogromna satysfakcja.
Jednak satysfakcja to nie wszystko. Znacznie więcej można
zarobić, mając inną, łatwiejszą specjalność. Jeśli tych proporcji
płac nie zmienimy, będzie brakować lekarzy
w takich specjalizacjach jak kardiochirurgia dziecięca.
Czy
są operacje kardiochirurgiczne, których nie można przeprowadzić w Polsce? Nadal
zdarza się, że rodzice zbierają pieniądze na operację dziecka na Zachodzie.
Wykonujemy wszystkie, nawet najbardziej złożone, operacje. Również dlatego, że w Polsce rodzą się
dzieci z bardzo skomplikowanymi wadami serca; w innych krajach takie ciąże podlegają aborcji. My musieliśmy
nauczyć się operować te dzieci.
Wyjazdy na operacje kardiochirurgiczne dzieci za granicę są zwykle powodowane tym, że u nas często
na taki zabieg trzeba czekać. Zdarza się też, że
rodzice uważają, że dziecko zostanie lepiej
zoperowane na Zachodzie. Są tam doskonałe ośrodki, mają lepsze
finansowanie niż w Polsce, lepsze
warunki dla dzieci
i rodziców. Nie jest jednak
prawdą, że u nas
nie można przeprowadzić jakiegoś zabiegu. Operujemy wszystkie wady serca, które
są operowane na świecie. Oczywiście, są też ośrodki
na Zachodzie mające fantastyczne wyniki;
znam takie, które
mógłbym polecać. Natomiast zasadniczą różnicą jest cena. W Niemczech operacja taka sama
jak u nas kosztuje tyle samo, tyle że w euro, czyli jest cztery razy droższa. W Stanach Zjednoczonych może
kosztować nawet 80 razy więcej.
Zdarza się, że rodzice zbierają miliony złotych, aby zoperować dziecko.
Uważam, że można przeprowadzić zabieg za granicą, ale tylko w takim przypadku, gdy w Polsce
jest on niewykonalny lub
wtedy, gdy w zagranicznym ośrodku stosuje się techniki u nas niedostępne.
Jeżeli rodzice uważają, że gdzieś będzie lepiej i zbiorą na to pieniądze, to
ich sprawa. Nie wolno
jednak oszukiwać społeczeństwa, że nie można tego zrobić
w Polsce. Boli mnie takie
nastawienie. Problemem w
naszym kraju są jednak kolejki, na wszystko trzeba czekać, również
dlatego rodzice wolą pojechać za granicę.
Mamy jednak często
sytuacje, że Polacy
pracujący za granicą przyjeżdżają do nas zoperować
dzieci, bo uważają, że tu jest lepsza opieka medyczna i lepiej leczymy dzieci. Dotyczy
to zwłaszcza osób z Wielkiej
Brytanii i Irlandii.
Generalnie przypadki dzieci wyjeżdżających za granicę na operację kardiochirurgiczną to rzadkość, dotyczy
to może kilkunastu przypadków rocznie.
Czy
liczy Pan operacje, które Pan wykonał?
Nie liczę. Przez długi czas wykonywałem wszystkie
operacje w
Centrum Zdrowia Matki
Polki, ponieważ koledzy
nie mieli wystarczającego doświadczenia. Byłem jedynym
kardiochirurgiem dziecięcym w CZMP, wykonywałem ok. 500 operacji
rocznie. Przez 30 lat pracy uczestniczyłem w ok. 15 tysiącach operacji
(jestem przy każdej),
a ok. 10 tysięcy wykonałem
bezpośrednio. To dużo, ale po prostu
tyle dzieci trzeba
było operować.
W klinice
ma Pan dużo zdjęć operowanych dzieci. Zdarza się,
że wracają jako dorośli pacjenci?
Tak, z dorosłymi
pacjentami z jednokomorowym sercem jest problem, ponieważ wymagają kilku etapów operacyjnych
nawet w wieku
dorosłym. Nie ma ich dokąd
wysyłać, gdyż ośrodki kardiochirurgii dorosłych nie znają się na dziecięcych wadach serca. Teoretycznie moglibyśmy ich zoperować, ale przez to, że
jesteśmy ośrodkiem pediatrycznym, nie możemy ich przyjąć.
Wielu naszych pacjentów to już dorosłe
osoby. Są też kobiety,
które rodziły dzieci,
a były przez nas operowane jako noworodki.
To ogromny
sukces medycyny, że kobieta urodzona z jedną komorą serca może urodzić
dziecko.
Tak, dzięki postępowi medycyny duża
grupa osób urodzonych z ciężkimi wadami serca może normalnie żyć, pracować,
zakładać rodziny. Staramy się mieć swój udział
w tym postępie. Dlatego musimy
uczyć się przez
całe życie, śledzić
to, co dzieje się na świecie, zmuszać
dyrekcję szpitali do kupowania coraz nowszego i lepszego sprzętu.
Postęp jest ciągły,
musimy walczyć, by mieć do
niego dostęp. Kardiochirurgia dziecięca bardzo dużo zawdzięcza WOŚP. Dzięki
temu, że Orkiestra kupiła nam sprzęt, mogliśmy zacząć funkcjonować. Gdy mamy trudną
sytuację, prosimy o pomoc Jurka
Owsiaka – ta pomoc jest
dla nas bardzo ważna.
Ważna jest też wymiana myśli, udział w konferencjach
naukowych. Dzięki temu, że mój ojciec był bardzo znanym lekarzem, mogłem wyjeżdżać za granicę, zobaczyć, co dzieje się w świecie
medycznym. Dziś pod tym względem
jest łatwiej, jednak niewiele
osób na to się decyduje, gdyż tracą wynagrodzenie,
wyjeżdżając w ramach urlopu wypoczynkowego.
Rozmawiała Katarzyna Pinkosz
PROF. JACEK MOLL,
KARDIOCHIRURG, KIEROWNIK KLINIKI KARDIOCHIRURGII INSTYTUTU CENTRUM
ZDROWIA MATKI POLKI W ŁODZI. WSPÓŁTWORZYŁ TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ DZIECKA Z WADĄ
SERCA. SKONSTRUOWANA PRZEZ PROFESORA SZTUCZNA ZASTAWKA MECHANICZNA SERCA JEST
WYKORZYSTYWANA W POLSKICH SZTUCZNYCH KOMORACH SERCA OPRACOWANYCH PRZEZ ZESPÓŁ
FUNDACJI ROZWOJU KARDIOCHIRURGII IM. PROF.
ZBIGNIEWA RELIGI W ZABRZU. PROF.
JACEK MOLL JEST SYNEM PROF.
JANA
MOLLA, KARDIOCHIRURGA, KTÓRY PODJĄŁ PIERWSZĄ
W POLSCE PRÓBĘ PRZESZCZEPIENIA SERCA.