Dr Jarosław Biliński
Lubię rozkładać wszystko na czynniki pierwsze – rozmowa z dr. Jarosławem Bilińskim z Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Podobno, gdy dowiedział się Pan, że został wyróżniony Nagrodą Zaufania „Złoty Otis” w kategorii debiut naukowy w medycynie, wybuchnął Pan śmiechem…
Byłem tak zaskoczony, że uznałem to za żart. Stąd ten śmiech. Nominował mnie prof. Piotr Eder, obecny na jednym z moich wykładów, gdzie prezentowałem osiągnięcia naukowe w tematyce, którą się zajmuję. Jest mi niezmiernie miło być docenionym przez tak zacne grono kapituły Nagrody Zaufania „Złoty OTIS”, to zawsze chwila przekonania, że to, co się robi, ma sens.
Czym aktualnie zajmuje się Pan w klinice?
Jestem na ostatnim, VI roku specjalizacji z hematologii. Zajmuję się, po przejściu całego procesu specjalizowania się, transplantacją szpiku. Jestem członkiem zespołu transplantacyjnego. Leczymy chorych, którzy wymagają przeszczepienia szpiku i terapii komórkowych. Od początku chciałem to robić i cieszę się, że mój szef, pan prof. Grzegorz Basak, widział mnie w tym zespole. To niezwykle trudna i odpowiedzialna praca, ale taką lubię.
Skąd pomysł, aby robić przeszczepienia bakterii jelitowych?
Z doświadczenia klinicznego, z obserwacji złych statystyk zakażeń bakteriami antybiotykoopornymi, gdyż infekcje mogą zniweczyć cały trud, który włożymy, by pacjenta wyleczyć z nowotworu. Pan prof. Basak przyjechał kiedyś z konferencji i powiedział, że słyszał tam o przeszczepianiu mikrobioty jelitowej w zakażeniach Clostridioides difficile, że wyniki są rewelacyjne – ponad 90 proc. skuteczności. Zaszczepił we mnie bakcyla, przemyślałem sprawę, przejrzałem literaturę i stwierdziłem, że to jest niezwykle ciekawe. Przeprowadziliśmy pierwsze na świecie zabiegi i badania z zastosowaniem przeszczepiania mikrobioty jelitowej u pacjentów skolonizowanych bakteriami anybiotykoopornymi, które w trakcie obniżenia odporności po chemioterapii powodowały ciężkie infekcje, sepsy i niestety zgony. Uzyskaliśmy niezwykle ciekawe wyniki, no i statystykę – 60-100 proc. tych bakterii można wyeliminować dzięki takiemu zabiegowi.
Największą ciekawością, i do tego zmierzam, jest leczenie i profilaktyka poprzeszczepowej choroby przeszczep przeciwko gospodarzowi (GvHD), za pomocą immunomodulacji mikrobiotą jelitową. To naprawdę duża nauka, mam nadzieję zaznaczyć w niej swoją obecność.
Dlaczego wybrał Pan hematologię, transplantologię, immunologię?
Dlatego że mam taką naturę, że lubię rozkładać wszystko na czynniki pierwsze, dowiedzieć się, jak działają poszczególne składowe i jak budują całość. Hematologia i transplantologia to właśnie dają. Obserwujemy procesy, które są de facto tworzeniem nowego człowieka. Przynajmniej w zakresie układu krwiotwórczego.
Znajduje Pan jeszcze czas na działalność społeczną, walczy Pan o ochronę zdrowia w Polsce.
Od dawna interesowałem się systemem ochrony zdrowia w Polsce, polityką w medycynie, ekonomiką zdrowia. Pewnego dnia, siedząc kolejny miesiąc w pracy, ok. godz. 21, a przypominam, że płacą do godz. 15, stwierdziłem, że albo rezygnuję z medycyny, albo muszę to zmienić, bo wypalenie zawodowe w takich warunkach to właściwie pewnik po dwóch latach pracy. Okazało się, że to, co sobie zbudowałem w głowie, te standardy, które chciałem stosować, w polskim systemie ochrony zdrowia są niemożliwe do wdrożenia. Ale obiecałem sobie, że nawet jak już będę starym doktorem, może dobrze posadowionym, to będę o te ideały walczył.
Gdyby nie został pan lekarzem, to…
Były różne pomysły, najwcześniej o byciu pilotem. Ale jako alternatywę przy aplikowaniu na medycynę miałem reżyserię filmową. Uwielbiam przekazywać informacje tak, aby trafiały do odbiorcy.
Na życie prywatne chyba już niewiele zostaje czasu?
Istotnie, moje tempo życia jest tak szybkie, że dni uciekają mi jak godziny i nawet nie konsumuję swoich osiągnięć. Do tego mam już dziecko, co wywraca świat i linię podziału praca/życie osobiste – na korzyść życia! A w nielicznych wolnych chwilach po prostu próbuję się wyciszyć.
Rozmawiała Bożena Stasiak