prof. Włodzimierz Januszewicz
Honorowa Nagroda Zaufania „Złoty OTIS 2019” w uznaniu dorobku naukowo-dydaktycznego w medycynie
ROZMOWA Z PROF. WŁODZIMIERZEM JANUSZEWICZEM, WIELOLETNIM KIEROWNIKIEM KATEDRY I KLINIKI CHORÓB WEWNĘTRZNYCH I NADCIŚNIENIA TĘTNICZEGO AKADEMII MEDYCZNEJ W WARSZAWIE, HONOROWYM PREZESEM POLSKIEGO TOWARZYSTWA NADCIŚNIENIA TĘTNICZEGO.
Panie Profesorze, jaka była Pana droga do medycyny?
Pochodzę z lekarskiej rodziny. Myślę, że atmosfera lekarska w domu spowodowała, że wybrałem ten zawód. Mój ojciec był internistą, najpierw pracował w Petersburgu, a potem przez Litwę dotarł do Warszawy, gdzie pracował w Miejskiej Pomocy Lekarskiej do Powstania Warszawskiego.
W wieku 17 lat zostałem żołnierzem, wziąłem udział w powstaniu, moja Siostra była sanitariuszką. Trafiłem do obozu w Pruszkowie, skąd wydobył mnie krewny, który był dyrektorem szpitala w Pruszkowie. Gdy wróciłem do Warszawy, zastałem tylko zgliszcza i gruzy. Pojechałem do Łodzi i tam rozpocząłem studia medyczne. W trakcie studiów zostałem asystentem fizjologii, co okazało się dla mnie ważne na przyszłość. Potem przeniosłem się do Warszawy. Jeszcze na studiach rozpocząłem pracę jako wolontariusz
w II Klinice Chorób Wewnętrznych Akademii Medycznej w Warszawie. To była klinika o wielkich tradycjach. Jej klinicyści współtworzyli polską internę. Całe moje życie zawodowe było związane z tą kliniką.
Skąd zainteresowanie nadciśnieniem tętniczym?
Mój nauczyciel, profesor Dymitr Aleksandrow, ówczesny kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych, polecił mi, żebym się zajął badaniem znaczenia i roli katecholamin w rozwoju nadciśnienia tętniczego. Bardzo istotny wpływ
na moją pracę miał pobyt w Sztokholmie, w Karolinska Institutet, kierowanym przez profesora Ulfa von Eulera, odkrywcy noradrenaliny, laureata Nagrody Nobla. W jego zakładzie nauczyłem się oznaczać noradrenalinę w moczu metodą fluorymetryczną, opracowaną przez profesora. Przekazał on naszej klinice fluorymetr, aparat służący do oznaczania katecholamin, a to stworzyło możliwość utworzenia w klinice pracowni katecholaminowej.
Kolejny bardzo ważny moment to mój pobyt w Columbia Presbyterian Medical Center, w klinice o światowej renomie. Pracowałem tam jako stypendysta fundacji Rockefellera w pracowni prof. Johna Laragha jednego
z najwybitniejszych badaczy nadciśnienia tętniczego. Oznaczałem tam aldosteron u chorych z nadciśnieniem tętniczym. Stwierdziliśmy, że najwyższe stężenie tego hormonu jest u chorych ze złośliwym nadciśnieniem tętniczym. I tam po raz pierwszy poznałem uczucie wielkiej satysfakcji z odkrycia nowego zjawiska, które zbliża do poznania istoty choroby.
Panie Profesorze, jak w latach 50. diagnozowano i leczono nadciśnienie tętnicze?
Możliwości diagnostyczne były bardzo ograniczone. Badania polegały na wnikliwym wywiadzie, pomiarze ciśnienia manometrem rtęciowym, badaniu fizykalnym, badaniu dna oka, badaniu radiologicznym i EKG oraz podstawowych badaniach biochemicznych. W następnych dekadach byłem świadkiem spektakularnego postępu diagnostycznego. Kolejne dekady przynoszą nowe metody jak echokardiografia, ultrasonografia, tomografia
komputerowa, rezonans magnetyczny, badania scyntygraficzne – one pozwalają ocenić serce, naczynia, nawet stan ściany naczynia, funkcje śródbłonka. Rozwijają się badania genetyczne, które mają bardzo duże znaczenie. Przenośny aparat do mierzenia ciśnienia, który dawał
możliwość pomiaru przez całą dobę, po raz pierwszy zobaczyłem w klinice w Oxfordzie. Ale o rzeczywistym postępie zadecydowało wprowadzenie aparatu do całodobowego pomiaru ciśnienia, bo pozwoliło lepiej ocenić leczenie. Stwierdzono, że brak spadku fizjologicznego ciśnienia w nocy jest niekorzystny dla ustroju i sprzyja powikłaniom sercowo-naczyniowym. To był ogromny postęp i dzisiaj kładzie się nacisk na pomiary ciśnienia poza
gabinetem lekarskim.
Jak wyodrębniono hipertensjologię z kardiologii? Jak doszło do powstania kliniki nadciśnienia tętniczego?
Duży postęp spowodował, że w internie wyodrębniła się hipertensjologia i powstały kliniki nadciśnienia tętniczego na całym świecie. To był światowy trend, któremu byłem bardzo przychylny i popierałem utworzenie takiej kliniki w Polsce.
Jest Pan laureatem licznych nagród, a także autorem pierwszego podręcznika o nadciśnieniu tętniczym. Co dla Pana jest największym
zawodowym sukcesem?
Największym moim sukcesem jest utworzenie w klinice zespołu składającego się z lekarzy, klinicystów, biochemików klinicznych, którzy badali patogenezę i patofizjologię nadciśnienia tętniczego. Szczególnie te badania dotyczyły wtórnej postaci nadciśnienia. Tu mieliśmy spore osiągnięcia, bo opracowane przez biochemików metody oznaczania katecholamin pozwoliły upowszechnić w Polsce badanie diagnostyczne, które dało szansę na prawidłowe rozpoznanie i całkowite wyleczenie. Ci chorzy mają możliwość wyleczenia za pomocą leczenia chirurgicznego.
Bo nadciśnienie pierwotne wymaga leczenia hipotensyjnego.
Nadciśnienie tętnicze jest chorobą, która nie wywołuje dolegliwości.
Jak przekonać ludzi do regularnego mierzenia ciśnienia i leczenia?
Powiedziałbym pacjentowi, co mu grozi, jeżeli nie zmierzy ciśnienia, nie pójdzie do lekarza i nie będzie przyjmował systematycznie leków. A grozi, mu: zawał serca, udar mózgu, uszkodzenie czynności nerek. Nadciśnienie tętnicze niszczy układ naczyniowy, uszkadza serce, uszkadza mózg. Pacjenta trzeba przekonać, żeby podjął leczenie.
Pochodzi Pan z lekarskiej rodziny, Pańscy synowie również są lekarzami, czy wnuki będą kontynuować tradycję rodzinną?
Moim (naszym z żoną) największym osiągnięciem życiowym jest to, że wnuk jest lekarzem. Czwarte pokolenie w rodzinie. Specjalizuje się w gastroenterologii, kończy stypendium w Cambridge. Wnuczka jest biologiem.
Panie Profesorze, jaka jest Pana recepta na nadciśnienie i na długie życie?
Ważne jest przede wszystkim zachowanie aktywności fizycznej, ruch, przestrzeganie odpowiedniej diety i, co jest ogromnie ważne, utrzymanie zainteresowania otoczeniem, zainteresowanie światem, życiem.
Rozmawiali: Anna Rogala i Paweł Kruś