fot. arch.

Dr n. med. Tadeusz Borowski-Beszta: Czuję moralny obowiązek służenia bliźnim w potrzebie

Rozmowa z dr. n. med. Tadeuszem Borowskim-Besztą, współzałożycielem pierwszego w Polsce stacjonarnego hospicjum „Dom Opatrzności Bożej”, które od 1992 r. do dziś jest prowadzone w Białymstoku.

W Łapach, skąd Pan pochodzi, mówią o Panu „To nasz najbardziej znany i najbardziej zasłużony łapianin”, z kolei w Białymstoku, gdzie Pan przed laty zamieszkał, mówią „Nasz najbardziej znany białostocczanin z Łap”. Ale to nie wszystko. Jest Pan znany daleko i poza Łapami, i poza Białymstokiem, czego przykładem m.in. odznaczenie przyznane przez papieża Franciszka.

To odznaczenie otrzymałem w 2015 roku. Jest to Krzyż Zasługi Pro Ecclesia et Pontifice, jedno z wyższych odznaczeń w Kościele katolickim, przyznawane osobom świeckim w dowód uznania za zaangażowanie w pracę na rzecz bliźnich i Kościoła. O to wyróżnienie, jak wiem, wnioskował metropolita białostocki, bp. Edward Ozorowski.

A w uzasadnieniu życzył, aby jeszcze długo dokonywał Pan rzeczy niemożliwych. I te życzenia się sprawdzają, bo wciąż jest Pan zaangażowany w pracę w hospicjum, które powstało m.in. z Pana inicjatywy. Skąd u lekarza psychiatry, przez wiele lat związanego ze szpitalem psychiatrycznym w Choroszczy, myśl, żeby stworzyć taką placówkę?

Jako chrześcijanin mam moralny obowiązek służenia bliźnim, zwłaszcza tym będącym w potrzebie. Nie tylko myśleć o swoich prywatnych sprawach, ale też o sprawach innych. W swoim życiu tyle napatrzyłem się na ludzkie cierpienia, że idea utworzenia hospicjum dla dorosłych w jakimś momencie sama wypłynęła. Zanim ono powstało, wspólnie z Markiem Kotańskim, założycielem Monaru, organizowaliśmy ośrodek dla narkomanów w Zaczerlanach, a nieco później wraz z o. Edwardem Konkolem tworzyliśmy oddział dla uzależnionych w szpitalu w Choroszczy. Tworząc hospicjum w Białymstoku, pierwsze stacjonarne hospicjum dla dorosłych – „Dom Opatrzności Bożej”, miałem już więc za sobą doświadczenia w pracy na rzecz chorych potrzebujących opieki i wsparcia. Hospicjum to jest prowadzone przez Towarzystwo Przyjaciół Chorych, którego aktualnie jestem prezesem.

W 2002 roku, dzięki Pańskim staraniom, udało się otworzyć nowy budynek, będący obecnie siedzibą hospicjum, który przez szereg kolejnych lat był rozbudowywany, a było to możliwe wyłącznie przy wsparciu finansowym darczyńców.

To prawda, nie było łatwo, ale się udało. Dziś zajmujemy się pomocą stacjonarną dla dorosłych, zapewniamy ją głównie chorym onkologicznie, ale też świadczymy opiekę domową. Przez te lata opieką było objętych ponad 20 tysięcy chorych.

Wiele Pan w swoim życiu przeżył, w dzieciństwie został Pan wraz z matką wywieziony na Sybir, Pana ojca, oficera Wojska Polskiego, zamordowali Sowieci, wielu Pańskich najbliższych straciło podczas wojny życie. Zapewne te przeżycia również przyczyniły się do tego, że został Pan nie tylko lekarzem, ale właśnie i społecznikiem?

Z pewnością tak. To również sprawiło, że szerzej zainteresowałem się historią Polski, wspierałem powstawanie pomników na Podlasiu. W 2014 roku Instytut Pamięci Narodowej przyznał mi Nagrodę Honorową „Świadek Historii”, za zaangażowanie w upowszechnianie wiedzy o historii Polski i regionu.

 „Nigdy nie liczył czasu poświęcanego choremu”, „To lekarz głęboko w chorym zanurzony”, „ On jest jak Matka Teresa” – to tylko przykłady opinii o Panu. Podobnych jest dużo, dużo więcej. Czuje się Pan Matką Teresą?

Matka Teresa zawsze była dla mnie wzorem. Ona nikogo nie nawracała, tylko świadczyła swoim życiem o chrześcijaństwie. I ja, jak już powiedziałem, jako chrześcijanin, czuję moralny obowiązek służenia bliźnim w potrzebie.

Rozmawiała Bożena Stasiak