fot. arch.

Mgr Maria Głowniak: Trzeba w życiu robić to, co najbardziej się lubi

Rozmowa z mgr farmacji Marią Głowniak, byłym Głównym Inspektorem Farmaceutycznym.

Podobno już jako małe dziecko przesiadywała Pani w aptece, oglądając zmiany zabarwienia płynu w probówce po dodaniu kolejnego odczynnika i piła sok malinowy w opłatku… Tak więc apteka w Pani życiu pojawiła się dość wcześnie?

Nie mogło być inaczej, pochodzę z rodziny farmaceutów. Ale to nie jest tak, że zostałam do tej farmacji w jakiś sposób zmuszona. Nie, to był całkowicie mój wybór. Dziadek po ukończeniu studiów w Dorpacie, obecnie Tartu w Estonii, w 1905 roku kupił aptekę w Chełmie, gdzie się urodziłam. Ojciec studia farmaceutyczne ukończył w 1937 roku w Oddziale Farmaceutycznym przy Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym Uniwersytetu Poznańskiego. To właśnie dziadek od najmłodszych moich lat wprowadzał wnuki w tajniki farmacji, dlatego najwcześniejsze wspomnienia związane mam z apteką. Ja studia podjęłam na Wydziale Farmaceutycznym Akademii Medycznej w Lublinie, które ukończyłam w 1965 roku. W tych latach w Lublinie był nadmiar magistrów farmacji, wyjechałam więc do Warszawy, gdzie podjęłam pracę w Zarządzie Aptek m.st. Warszawy.

Pani droga zawodowa jest bardzo bogata, uczestniczyła Pani aktywnie w działaniach na rzecz polskiej farmacji.

Faktycznie, w zasadzie od samego początku, odkąd zostałam farmaceutką, udzielałam się wszędzie, gdzie mogłam coś pożytecznego zdziałać dla naszej farmacji. Nawet trudno mi teraz to wszystko wymienić. Pięć lat przepracowałam w aptece, pracując równocześnie jako inspektor ds. gospodarki lekiem w Międzyzakładowej Przychodni Przemysłowej. Byłam m.in. starszą specjalistką w Wydziale Gospodarki Lekiem, starszą radczynią w Wydziale Aptek, a następnie w Wydziale Nadzoru Farmaceutycznego. Pod koniec ub. wieku zostałam powołana na stanowisko Głównego Inspektora Farmaceutycznego. Byłam również konsultantką do spraw prawa farmaceutycznego w Biurze Handlowym Polpharmy, członkiem Naczelnej Rady Aptekarskiej i następnie jej wiceprezeską.

Istotnie, sporo tego, a jak Pani wspomniała – to tylko część działalności. Ma Pani za sobą także działalność naukową i edukacyjną, poparte bogatym doświadczeniem.

Odbywałam liczne szkolenia, zarówno w kraju, jak i za granicą. Ukończyłam studia podyplomowe Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz szkolenie w London School of Economics and Political Science. Byłam wykładowcą w Szkole Zdrowia Publicznego w Krakowie, wykładowcą na Wydziale Farmaceutycznym AM w Łodzi, w ramach specjalizacji farmaceutycznej. Jestem współautorką „Polskiego Prawa Farmaceutycznego”, wydanego przez Polskie Towarzystwo Farmaceutyczne, członkiem Komitetu redakcyjnego „Terapia i Leki”.

Liczne odznaczenia, m.in. Srebrny Krzyż Zasługi, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski świadczą, że została Pani doceniona.

A wśród tych odznaczeń są i te, które szczególnie sobie cenię, jak medal Uśmiech od Aptekarza, przyznany przez Oddział Izby Aptekarskiej w Chełmie, czy pieczątka przyznana z okazji Dnia Farmacji, z napisem „Najżyczliwszy farmacji urzędnik państwowy”.

Gdyby dziś miałaby Pani podjąć decyzję, jaką wybrać drogę zawodową, byłaby to farmacja?

Na pewno dziś nie chciałabym być urzędnikiem państwowym, bo teraz wszystko wygląda inaczej. Kiedyś inaczej tworzyło się prawo, w sposób bardziej przemyślany, zdroworozsądkowy. Dziś robi się to szybko, na chybcika. Na pewno nie chciałabym pracować w aptece sieciowej, ale w aptece rodzinnej – tak. Tu każdy jest traktowany nie tylko jako klient, ale jak pacjent, którym trzeba się odpowiednio zaopiekować.

Co powiedziałaby Pani przyszłym farmaceutom?

Zanim dokonają takiego wyboru, powinni zadać sobie pytanie, czy na pewno tego chcą i czy to będzie im pasować. Bo w życiu powinno się robić to, co najbardziej się lubi.

Rozmawiała Bożena Stasiak