Archiwa tagu: Złoty OTIS 2020

Prof. Mirosław Ząbek: Otwiera się droga dla farmakoterapii mózgu

Mózg wypełnia się treścią w miarę dojrzewania, sytuacji, z którymi się konfrontujemy, relacji, które tworzymy, stanowisk, które zajmujemy. Ale sam z siebie mózg się nie ukształtuje – mówi prof. dr hab. n. med. Mirosław Ząbek, laureat Nagrody Zaufania Złoty OTIS 2020 za osiągniecia w medycynie w 2019 roku, kierownik Kliniki Neurochirurgii i Urazów Układu Nerwowego CMKP w Warszawie.

Ludzkie mózgi są takie same, a mimo to ludzie między sobą bardzo się różnią. Z czego to wynika? Czy potrafimy zrozumieć działanie mózgu? – to cytat z Pana studenckiego plakatu.

Rzeczywiście, na studiach, kiedy byłem szefem kółka neurochirurgicznego, zamieściłem napis: „Czy mózg człowieka jest wystarczająco sprawny, żeby zrozumieć mechanizmy własnej działalności? Czym się różnimy, mimo że mózgi są takie same co do kształtu, ciężaru, ukształtowania?”. Gdy rodzimy się, mózg jest jeszcze niezapisaną bryłą, potencjalnym narządem, który później będzie się doskonalił. Na pewno są w nim tendencje, które, nawet gdyby człowieka izolować, będą się rozwijały: ruch, czucie. Natomiast tu mówimy o emocjach, o tym, co się w tym człowieku ma wydobyć, kim będzie, czy np. będzie potrafił współczuć.

Myślę, że mózg wypełnia się treścią w miarę dojrzewania, sytuacji, z którymi się konfrontujemy, relacji, które tworzymy, stanowisk, które zajmujemy. Ale sam z siebie mózg się nie ukształtuje. Bo jeśli urodziłbyś się i nie miał lustra ani tafli wody, to nie wiedziałbyś, jaki masz kształt twarzy. Człowiek poznaje się dopiero poprzez identyfikację ze środowiskiem. I tworzy pewien wzorzec. Proszę zwrócić uwagę na małżeństwa – ludzie w nich najczęściej są do siebie bardzo podobni. Jak się patrzy na twarze małżonków, to oboje mają np. ostry nos. Dlatego że wygląd drugiej osoby zaakceptowany jest jako ten wzorzec, który już akceptujesz i chcesz go mieć. To taka moja teoria, ale myślę, że przez takie konfrontacje z rzeczywistością mózg się doskonali, kształtuje.

Czy to właśnie pociągnęło Pana do neurochirurgii?

Zawsze w życiu jest jakiś motyw, o którym się mówi, że coś spowodował. Ale też kieruje nami wiele przypadków. Przez długi czas na studiach nawet nie wiedziałem, że istnieje neurochirurgia. Jeden dzień zajęć w szpitalu na Banacha sprawił to, co zbiegło się z cierpieniem mojej mamy. Różne losy były po drodze, ludzie wyjeżdżali z kraju. Przed stanem wojennym byłem w Niemczech w klinice. Ale nie żałuję, że tędy poszła moja droga życiowa, bo dzięki temu wiele rzeczy udało się zdziałać i stworzyć.

Operacje na mózgu budzą powszechny respekt. Dotykając go, ryzykuje się życie innych – tak Pan swego czasu powiedział. Skąd u Pana żyłka hazardzisty?

Do bycia lekarzem, neurochirurgiem, trzeba być emocjonalnie przygotowanym. U jednego dojdzie do tego bardzo późno albo nigdy, inni dorastają emocjonalnie do brania odpowiedzialności wyjątkowo wcześnie. Nie należę do grupy ludzi, którzy podejmą się każdej operacji, zaryzykują. Jakie to jest ryzyko? Ma ono miejsce wtedy, gdy niedowład jest u chirurga, a nie u pacjenta. Wiadomo, że są operacje trudne, niebezpieczne, nie zawsze można operację przerwać w jakimś momencie. Natomiast tym, co powinno przyświecać lekarzowi przy wykonywaniu czynności, jest przede wszystkim postanowienie, żeby leczenie nie było bardziej niebezpieczne niż naturalny przebieg choroby.

Trudno to ocenić.

Myślę, że można to wiedzieć. Jeśli choroba, np. nowotworowa, jest zaawansowana, rozsiana i choremu pozostaje naprawdę niewielki fragment życia, to czy lekarz w trakcie jego ratowania ma spowodować, że ten czas będzie jeszcze krótszy i pogłębić niesprawność pacjenta? Na pewno nie z każdą chorobą wygramy. Natomiast dorośniesz zawodowo wtedy, kiedy do każdej operacji będziesz podchodził z przekonaniem, że gdybyś sam był chory, to chciałbyś, żeby ciebie tak zoperowano. Wtedy można naprawdę wiedzieć, że jest się dobrym lekarzem, chirurgiem i człowiekiem.

Ponad 3 tys. najtrudniejszych operacji przeprowadzonych przez Pana daje olbrzymie doświadczenie, ale można też wpaść w rutynę.

Tych zabiegów są już dziesiątki tysięcy. 3 tys. dotyczyło tętniaków mózgu, czyli jednych z bardziej skomplikowanych operacji. Ale nie da się wpaść w rutynę. Nowe technologie ciągle się rozwijają i bardzo ułatwiają nam pracę, stwarzają szansę na lepsze monitorowanie pacjenta. Wiele korzyści dają operacje na wybudzonym pacjencie. Usuwając guz znajdujący się blisko ośrodków mowy w mózgu, rozmawiamy z chorym w trakcie zabiegu, co pomaga oszczędzić obszary mowy i czucia operowanego.

Kilka lat temu widziałem efekt głębokiej stymulacji mózgu w chorobie Parkinsona. Chory nie mógł podnieść szklanki, a po chwili wykonał ten ruch bez problemu.

Tę metodę leczenia przywiozłem do Polski z USA w 1999 roku. Trik ze szklanką jest najbardziej przekonujący. W wybrane miejsce w mózgu wprowadzamy bardzo precyzyjnie cztery miękkie elektrody połączone z umiejscowionym pod skórą generatorem impulsu, pozwalające stymulować różne miejsca w mózgu. Za pomocą tych elektrod hamujemy aktywność neuronów, dzięki czemu ustępuje drżenie, zmniejsza się sztywność mięśni.

Nadal jednak mamy do czynienia z interwencją chirurgiczną na mózgu, czy nie byłaby łatwiejsza jego farmakoterapia?

Zmierza pan do tego, co praktycznie wydarzy się niebawem. Chorobę Parkinsona rozpoznano ponad 200 lat temu. Wiemy, co się w jej przebiegu dzieje, czego brakuje, ale nie wiemy, skąd ona się bierze. Nie można więc jej leczyć przyczynowo. W związku z tym, wiedząc, że w mózgu brakuje dopaminy, podajemy ją do żołądka w postaci eldopy, czyli sztucznej dopaminy, która, niezniszczona przez żołądek, musi przejść przez barierę krew-mózg i dostać się do mózgu. Takie jest założenie, ale potrzebujemy jej tylko w konkretnym miejscu, a w opisanej sytuacji zalewamy cały mózg lekiem.

Najlepiej obrazuje to chemioterapia, gdzie guz mamy w jednym miejscu, a kiedy chemioterapeutyk dostanie się do mózgu, działa szkodliwie na cały jego obszar. Chcemy, by działał tylko w jednym miejscu, jednak to dzisiaj jest jeszcze nieosiągalne, póki nie zastosuje się takich technik podawania leku prosto w konkretne miejsce. I rzeczywiście na świecie już się otwiera droga dla farmakoterapii mózgu. Taka terapia genowa jest w badaniach klinicznych i w niedalekiej przyszłości standardem w leczeniu nowotworów mózgu będzie podanie dopaminy tam, gdzie jej potrzeba. Natomiast podstawą leczenia choroby Parkinsona ciągle jest przyjmowanie tabletek. Dopiero w momencie gdy przestają działać, leczymy chirurgicznie.

Neurochirurgia zmierza w kierunku terapii genowej. Ratuje Pan w klinice dzieci z Hiszpanii, USA, Francji, o czym piszą światowe media.

O ile w chorobie Parkinsona brakuje dopaminy w odpowiednich strukturach, o tyle u  tych dzieci mamy do  czynienia z niedoborem genu dekarboksylazy L-aminokwasów aromatycznych. Jeśli ich brakuje, w mózgu nie powstaje dopamina i serotonina. Wiemy już, którego genu tym dzieciom brakuje i dzisiejszy przemysł genetyczny jest w stanie za pomocą technik inżynierii genetycznej wyprodukować (również w Polsce) kopię tego genu. Pozostaje kwestia, w jaki sposób go podać. Jako transporter wykorzystuje się wektor wirusowy, czyli fragment wirusa z grupy adenowirusów, które nie są chorobotwórcze. Dzięki powinowactwu łączy się on z wyprodukowanym genem. Żeby to wszystko widzieć, podaje się kontrast, taki jak stosowany w rezonansie magnetycznym. Do mózgu wprowadzane są specjalne kaniule. Wektor wirusowy wraz z genem widzimy dzięki podaniu kontrastu. Na początku trafiają w jedno miejsce, później rozprzestrzeniają się i wywołują aktywność w miejscach, w których jej nie było. Tej terapii rzeczywiście poddajemy dzieci z różnych krajów, wkrótce przyjadą następne.

Podobno Pana hobby to praca, ale w pewnym momencie organizm może powiedzieć „dość”, będzie potrzebował pomocy i co wtedy? Czy w jakiś sposób inwestuje Pan w siebie?

Ta część mojego życia jest zaniedbana. Powiedziałbym, że żyję rabunkowo w stosunku do własnego zdrowia, czego oczywiście nie powinno się zalecać ani popierać. Ciągle sobie mówię, że to już, że coś zmienię, choćby w zakresie żywienia, aktywności sportowej. Ciągle jakieś terminy są wyznaczane, ale jest tak, że  sobotnie obietnice mijają wraz z niedzielnym przebudzeniem. I życie się toczy jak dotychczas. Ale bez przerwy sobie obiecuję.

Pacjenci Pana potrzebują, mówią, że jest Pan wyjątkowy.

Wyjątkowość nie jest jednoosobowa. Trzeba tworzyć zespoły, ludzi, którym jednak trzeba zostawić swobodę kreatywności, swobodę intelektualną, żeby to nie były tylko nakazy. Żeby czuli, że zadania są delegowane, ale jednocześnie byli samodzielni. Nie mam wykształcenia w zarządzaniu zespołami ludzkimi, ale działam intuicyjnie. Przeczytałem króciutki artykuł o eksperymencie, w którym jednej grupie osób kazano wykonać zadanie. Jeśli zrobią to szybko, dostaną nagrodę finansową. Drugiej grupie powiedziano, że chodzi tylko o ocenę, ile czasu potrzeba na wykonanie zadania. I zwycięzcami byli nie ci, którzy mieli obiecane pieniądze, ale ci, którzy nie spodziewali się nagrody, bo nie koncentrowali się na wygranej, ale myśleli kreatywnie. Wniosek z tego jest taki, że motywacja finansowa może działać przy wyrębie lasu, budowie domu, czyli prostych czynnościach. Natomiast w relacjach, jakie my tworzymy, trzeba pozwolić ludziom na samodzielność. Musi być jakiś „ojciec” całości, który wyznacza kierunki i otwiera drzwi, ale zespół jest najważniejszy. Myślę, że siła jakiejkolwiek organizacji jest mierzona siłą najsłabszego ogniwa. Jeśli złamie się jeden element w zegarku, to cały mechanizm będzie szwankował. Póki co, jakoś się tak fajnie udaje.

Rozmawiał Ryszard Sterczyński

„Wirtualna przychodnia PZU Zdrowie – nagroda zaufania Złoty OTIS 2020 za wprowadzenie pierwszego w Polsce projektu elektronicznej ochrony zdrowia.

Telekonsultacja z  lekarzem– doskonałe rozwiązanie dla  pacjentów

Telemedycyna to rozwiązanie nie tylko nowoczesne, ale bardzo często po prostu praktyczne i pomocne w codziennym życiu. Coraz częściej pojawia się w systemie ochrony zdrowia na różnych etapach diagnostyki terapii – z pożytkiem dla pacjentów. Obecnie, dzięki wirtualnej przychodni PZU, lekarz jest  w stanie przeprowadzić wywiad z pacjentem lub przepisać receptę na leki z dowolnego miejsca.

Kontakt z lekarzem na odległość i uzyskanie fachowej porady bez konieczności przyjeżdżania do przychodni, niekiedy z odległej miejscowości, to doskonałe rozwiązanie dla wielu osób. Dostęp do lekarza jest dziś często niełatwy, co dotyczy także placówek prywatnych. Tymczasem pacjenci często potrzebują po prostu przedłużenia recepty przy leczeniu schorzeń przewlekłych. Niekiedy też zastanawiamy się, czy nasza dolegliwość jest błaha i wystarczy pozostanie w domu, czy musimy pilnie zwrócić się do lekarza specjalisty. Zdarza się, że trudno nam jechać do przychodni z małymi dziećmi lub osobą starszą i niepełnosprawną. Czasem problemy zdrowotne dopadają nas w trakcie pobytu za granicą i potrzebujemy porady.

Z pomocą w podobnych sytuacjach przychodzi wirtualna przychodnia PZU. Grupa PZU od kilkunastu lat jest obecna na rynku prywatnej opieki medycznej z siecią placówek własnych, a także z ponad 2200 placówkami współpracującymi. Ma wieloletnie doświadczenie właśnie w zakresie telemedycyny. Obecnie całodobowa infolinia PZU organizuje wizyty lekarskie w prawie 600 polskich miastach.

Jak to działa w praktyce?

W każdej chwili, z dowolnego miejsca, lekarz jest w stanie przeprowadzić wywiad z pacjentem, przepisać leki na receptę, omówić wyniki badań lub niepokojące objawy. Jeśli to konieczne, wystawi skierowanie lub zwolnienie lekarskie. Taka zdalna konsultacja jest dobrym rozwiązaniem nie tylko wtedy, gdy pilnie potrzebujemy porady lekarza, ale też w przypadku, gdy potrzebujemy skierowania na badanie, które lekarz wyda na podstawie wywiadu, bądź przedłużenia recepty lub omówienia wyników badań.

Do pacjenta należy wybór sposobu konsultacji. Możliwości jest kilka: telefon, czat online, wideo czat. Czas oczekiwania na telekonsultację z internistą lub pediatrą może wynieść od minuty do dwóch godzin, przy czym średnio jest to 15 minut. Po zakończonej konsultacji pacjent otrzymuje podsumowanie wizyty i zalecenia. Jeśli będzie miał co do nich wątpliwości już po zakończeniu e-wizyty, będzie mógł skonsultować się z lekarzem ponownie w ciągu 24 godzin.

Przepisane leki pacjent zamawia w wybranej aptece, która poinformuje, kiedy będą do odbioru. Zdalnie skonsultować można się z lekarzami kilkunastu specjalizacji, m.in. ginekologiem, dermatologiem, dietetykiem, położną.

W ramach telekonsultacji nie są wystawiane skierowania na badania radiologiczne, jak RTG, TK czy MRI, i endoskopowe, jak gastroskopia czy kolonoskopia.

E-wizytę można wykupić dla siebie lub dla innej osoby, np. dziecka. Zapłacić za nią można kartą płatniczą, szybkim przelewem lub BLIK-iem.

Jak wynika z dotychczasowych statystyk, wirtualna przychodnia PZU cieszy się zainteresowaniem szczególnie wśród rodziców: najczęściej wybieranymi rodzajami konsultacji są porady pediatryczna i internistyczna, inne to: porada endokrynologiczna, ginekologiczna i dermatologiczna. Tego rodzaju konsultacje związane są często z interpretacją wyników badań, ewentualnie z przedłużeniem recept na leki przyjmowane przewlekle. Największą grupę pacjentów wśród osób korzystających z e-wizyt, stanowią 30-latkowie, jednak rozpiętość wieku wśród pacjentów waha się od 20. do 50. roku życia.

Opr. HS

Prof. Leszek Czupryniak: Nie wystarczy dobrze leczyć, trzeba też dobrze zorganizować leczenie

Praca diabetologa często wymaga wyjścia poza teren szpitala, również do mediów, żeby mówić o cukrzycy, a także brania udziału w kampaniach edukacyjnych – mówi prof. Leszek Czupryniak, laureat Nagrody Zaufania Złoty OTIS 2020, za odwagę i skuteczność we wprowadzaniu przełomowych rozwiązań w zdrowiu publicznym oraz całokształt dokonań naukowych i edukacyjnych.

Panie Profesorze, od wielu lat leczy Pan chorych na cukrzycę, ale też od zawsze angażował się Pan w szereg akcji zmierzających do poprawy leczenia pacjentów – myślę tu o wieloletnich staraniach o udostępnienie nowoczesnych leków przeciwcukrzycowych – a także w kampanie dotyczące przeciwdziałaniu cukrzycy. Był Pan szefem PTD, działa Pan od lat w EASD (Europejskim Stowarzyszeniu ds. Badań nad Cukrzycą). Skąd ta żyłka edukatora społecznika? Czy diabetolog musi ją mieć?

Każdy lekarz taką żyłkę musi mieć, zwłaszcza jeśli zajmuje się chorobami przewlekłymi, jak cukrzyca. Cukrzyca typu 2 jest w prostej linii powikłaniem nadwagi i otyłości. To choroba, która przez długi czas nie daje żadnych objawów, choć wysokie stężenie cukru we krwi już niszczy naczynia krwionośne. To choroba społeczna, bardzo egalitarna, dotyczy osób w każdym wieku. Diabetologów można w pewien sposób porównać do lekarzy, którzy na początku XX wieku zajmowali się leczeniem chorób zakaźnych, będących wówczas największym wyzwaniem medycyny. Lekarze szukali wtedy nie tylko sposobów leczenia, ale też zapobiegania rozprzestrzenianiu się tych chorób, dbając o higienę, kanalizację, budując szpitale. Tacy lekarze jak np. Tytus Chałubiński czy Seweryn Sterling nie tylko leczyli, ale też zajmowali się poprawą warunków sanitarnych, leczenia w szpitalach.

Na początku XX wieku niesprzyjające warunki powodowały rozwój chorób zakaźnych; z tego powodu ludzie umierali. Problemy zdrowotne, z którymi dziś borykamy się u naszych pacjentów, są również spowodowane niesprzyjającymi warunkami życia, co powadzi do rozwoju nadwagi, otyłości i cukrzycy typu 2. Czasem używam sformułowania, że cukrzyca typu 2 jest „kiłą XXI wieku”. Na swój sposób cukrzyca jest bowiem chorobą zakaźną: najczęściej gdy rodzice są otyli, otyłe są również dzieci, co prowadzi do cukrzycy.

Skąd u Pana ta żyłka społecznika?

Już w okresie licealnym trochę działałem w podziemiu (był to okres stanu wojennego), byłem też przewodniczącym klasy, a potem na studiach starostą roku. Starałem się rozwiązywać problemy, które były wokół mnie, reprezentowałem klasę, rok studiów. Podobnie zadziało się w diabetologii. Przykład: gdy objąłem stanowisko kierownika Kliniki Diabetologii WUM, zauważyłem, że często trafiali do nas chorzy z pobliskiego DPS-u z wysokimi stężeniami cukru. Zorientowaliśmy się, że przyczyną jest to, że nie byli w odpowiedni sposób leczeni insuliną. Zadzwoniłem do dyrektor tej placówki z pytaniem, czy może moglibyśmy im pomóc. Pani dyrektor chętnie się zgodziła, dlatego razem z pielęgniarką edukacyjną poszliśmy do DPS-u, przyjrzeliśmy się, jak wygląda mierzenie cukru, podawanie insuliny, wskazaliśmy, co można poprawić w leczeniu chorych, a potem nasza pielęgniarka przeszkoliła tamtejszy personel. Problem został rozwiązany.

Medycyna taka jest: nie wystarczy dobrze leczyć, trzeba też dobrze zorganizować leczenie. Praca diabetologa często wymaga wyjścia poza teren szpitala, również do mediów, żeby mówić o cukrzycy, a także brania udziału w kampaniach edukacyjnych.

Pomoc w DPS-ie to w pewien sposób działanie lokalne, jednak działa Pan bardzo szeroko, także jeśli chodzi o zdrowie publiczne. Był Pan jedną z osób, które wypowiadały się za wprowadzeniem podatku cukrowego. Dlaczego tak ważne jest, żeby pieniądze z tego podatku zostały przeznaczone na walkę z cukrzycą, zapobieganie i leczenie otyłości?

Jeśli nie będą na to przekazane, to tak jakbyśmy w przypadku pożaru wyprowadzili wozy strażackie, ustawili strażaków, tylko dalibyśmy im zaledwie tyle wody, że starczyłoby jej na ugaszenie tego jednego pożaru, a już następnych – nie.

Celem wprowadzenia podatku cukrowego jest utrudnienie dostępu do słodkich płynów, zniechęcenie do ich kupowania. Podobnie jak akcyza na papierosy. Picie słodkich gazowanych napojów nie jest nikomu potrzebne; miło smakują, szczypią w śluzówki jamy ustnej, na chwilę orzeźwiają, jednak w konsekwencji szkodzą, podobnie jak palenie papierosów.

Koncepcja podatku cukrowego jest dwuczęściowa. Po pierwsze, ma on zniechęcić do kupowania – poprzez podniesienie cen. Po drugie, pieniądze z podatku powinny być przeznaczone na „gaszenie pożaru”, a w zasadzie na zapobieganie kolejnym „pożarom”. Trzeba pokazać społeczeństwu: tyle zyskaliśmy na wprowadzeniu podatku cukrowego, przeznaczamy to teraz na konkretne cele związane z nadwagą i otyłością. Trzymając się analogii z pożarem: trzeba nie tylko go gasić, ale też robić wszystko, by pożarów było jak najmniej. Nie wystarczy, żeby ludzie kupowali mniej słodkich napojów, muszą też wiedzieć, dlaczego. Podatek cukrowy ma duże walory edukacyjne, temat nadmiernego spożycia węglowodanów prostych pojawił się w przestrzeni publicznej. Trzeba też pokazać, że to jest część pewnej całości, nasze zdrowie zależy od tego, co jemy, czy jesteśmy aktywni fizycznie, w jakich warunkach pracujemy. Ważne jest też leczenie osób otyłych. Medycyna już dawno uznała, że otyłość jest chorobą, powiedzenie „jedz mniej, więcej się ruszaj” osobie, która ma istotną otyłość, nie pomaga, trzeba szukać innych rozwiązań, poprzez leczenie farmakologiczne do operacji bariatrycznych. Musi to być kompleksowo zorganizowane, finansowane. Otyłość to choroba przewlekła, dlatego podobnie jak funkcjonują poradnie diabetologiczne, trzeba też stworzyć poradnie leczenia otyłości i dobrze zorganizowany model opieki.

Wszystko jednak zaczyna się od nadmiernej podaży kalorii, a jesteśmy nieustannie atakowani reklamami żywności. Podatek cukrowy to próba zablokowania jednej z dróg, która prowadzi do otyłości.

Sam podatek to jednak za mało, często powtarza Pan, że potrzebna jest cała strategia walki z otyłością.

Tak, to musi być strategia rozpisana na dekady, podobnie jak strategia onkologiczna czy strategia walki z chorobami układu krążenia. Elementarna uczciwość rządzących wobec społeczeństwa wymaga przeznaczenia pieniędzy z podatku cukrowego na walkę z cukrzycą i otyłością. Zawieramy pewną umowę: płacimy więcej, ale pieniądze przeznaczymy na sprawy ważne dla społeczeństwa.

Często Pan podkreśla, że jest Pan „zwykłym lekarzem”, choć słowo „zwykłym” nie jest adekwatne, biorąc pod uwagę działalność społeczną i edukacyjną. A jeśli chodzi o działalność naukową: co jest najważniejsze i najciekawsze w cukrzycy?

W Polsce niewielu lekarzy kończy studia medyczne z myślą o byciu uczonym. Ja miałem bardzo prostą motywację, wybierając studia medyczne: praca lekarza zapewnia możliwość wykonywania dobrych uczynków… w godzinach pracy. Większości pacjentów dziś udaje się pomóc i to daje satysfakcję. W miarę jednak, gdy coraz głębiej wchodzi się w daną dziedzinę, a zwłaszcza pracuje się w ośrodku akademickim, dostrzega się coraz więcej ciekawych zagadnień. W Polsce, choć widać pewną poprawę w finansowaniu i organizacji badań naukowych, to jednak nadal wykonujemy zwykle takie badania, jakie możemy, będąc w określonych warunkach. Dla lekarza zawsze zresztą najważniejsze będzie to, żeby pomóc pacjentowi. W diabetologii jest jednak wiele bardzo interesujących zagadnień, np. z czego bierze się cukrzyca typu 1, co powoduje, że komórki produkujące insulinę ulegają zniszczeniu, dlaczego nie potrafimy tego procesu zatrzymać. W cukrzycy typu 2 bardzo ciekawym zagadnieniem jest cały obszar związany z terapią, m.in. jaki jest mechanizm działania leków, dlaczego niektórym pacjentom do kontrolowania cukrzycy wystarczają niewielkie dawki insuliny, a inni potrzebują jej kilka razy więcej, choć niemal nie różnią pod względem wieku i masy ciała; dlaczego jeden pacjent już po kilku latach ma zawał serca lub uszkodzone nerki, a inny, mimo że choruje 40 lat, nie ma żadnych powikłań. Obecnie w klinice realizujemy kilka ciekawych badań, na które otrzymaliśmy granty. Jedno z nich dotyczy grupy chorych z cukrzycą po usunięciu trzustki: sprawdzamy, czy lepiej u nich działają insuliny ludzkie, czy analogowe. Prowadzimy też badania nad stworzeniem pewnego rodzaju nakładki do wstrzykiwacza do insuliny dla pacjentów niewidomych, która będzie głosowo informowała o tym, ile jednostek insuliny znajduje się we wstrzykiwaczu. Na drukarkach 3D mamy już wydrukowane prototypy tego urządzenia, teraz czas na badania u pacjentów, czy to rozwiązanie się sprawdza. Gdy pracowałem w Łodzi, realizowaliśmy badania oceniające korzyści płynące ze stosowania ciągłego monitorowania glikemii w cukrzycy typu 2, mając na celu zmniejszenie ryzyka hipoglikemii w tej grupie chorych.

Według mnie najważniejsze są właśnie tego typu badania naukowe: lekarz zauważa problem, a następnie poszukuje sposobu, by go rozwiązać. To nauka, która przynosi bezpośrednie korzyści pacjentom; pełni rolę służebną w stosunku do leczenia. Takie badania można jednak przeprowadzać, gdy ma się stały kontakt z pacjentami, któremu ponadto towarzyszy pogłębiona refleksja.

Dlaczego właściwie wybrał Pan diabetologię jako specjalizację?

Jak to często bywa, zadecydował przypadek, choć diabetologia od początku wydawała mi się bardzo ciekawą specjalizacją: cukrzyca to choroba, która dotyczy całego organizmu i dotyka każdego aspektu życia, gdyż wysokie stężenie cukru atakuje wszystkie narządy. Nie żałuję tego wyboru: wielu pacjentów znam już ponad 20 lat, często wiem o nich więcej niż ich najbliżsi. Każdy człowiek – niezależnie, czy i jaką ma rodzinę oraz przyjaciół – choruje w samotności, tylko on wie, co go boli, jak cierpi. A ja mogę w pewnym stopniu zrozumieć, jak on się czuje, mogę mu też powiedzieć, co prawdopodobnie będzie się działo, jeśli postąpimy w określony sposób. Często pacjenci opowiadają nam swoje życie. Zdarza się, że po wyjściu chorego z gabinetu muszę na chwilę zostać sam, ochłonąć.

Ciemną stroną tej specjalizacji jest sytuacja, gdy po dekadach pracy widzi się pogarszający się stan zdrowia chorych, znanych od 15-20 lat. I niewiele można zrobić, bo jednak choroba postępuje, rozwijają się powikłania. To jest przykre, zwłaszcza że pacjent ma nadzieję, że mu pomożemy, ale nie zawsze to się udaje, bo choroba ma swój przebieg. Kiedy jeszcze byłem na studiach, uznałem, że nie będę odmawiać pomocy, gdy ktoś się do mnie o nią zwróci. Nie zawsze to jest możliwe, choć próbuję to robić, widząc, jak często chorzy odbijają się od systemu ochrony zdrowia, który ciągle jest wrogi tak wobec pacjenta, jak i lekarza, pielęgniarki czy innych pracowników ochrony zdrowia.

A satysfakcja? Zwykle jestem sceptyczny wobec tego, ile można będzie danej osobie pomóc, ale gdy przychodzi zaniepokojony swoim stanem pacjent, rozmawiam z nim, uspokajam, wypisuję receptę, a on za jakiś czas pisze do mnie: „Leczenie pomaga!” (z wykrzyknikiem) i prosi o receptę, to mogę mówić o satysfakcji.

Rozmawiała Katarzyna Pinkosz

PROF. LESZEK CZUPRYNIAK, SPECJALISTA CHORÓB WEWNĘTRZNYCH I DIABETOLOGII, KIEROWNIK KLINIKI DIABETOLOGII I CHORÓB WEWNĘTRZNYCH WUM,W LATACH 2011-15 PREZES POLSKIEGO TOWARZYSTWA DIABETOLOGICZNEGO, W LATACH 2013-17 KIEROWAŁ KOMITETEM KSZTAŁCENIA PODYPLOMOWEGO EASD I BYŁ CZŁONKIEM ŚCISŁEGO ZARZĄDU EASD.

Prof. Janusz Heitzman: Psychiatra to nie zegarmistrz, nie dokręci dziecku popsutych śrubek w głowie

Reformy nie dokona trzystu psychiatrów. To problem narastający, ponieważ ok. 15% młodzieży, czyli ok. 1,5  miliona osób, wymaga stałego wsparcia psychologicznego – mówi prof. Janusz Heitzman, laureat Nagrody Zaufania Złoty OTIS 2020 za reformowanie polskiej psychiatrii i pasję w walce z depresją wśród dzieci i młodzieży.

Jest Pan w gronie tegorocznych laureatów Nagrody Zaufania „Złoty OTIS” 2020. Został Pan nagrodzony za reformowanie polskiej psychiatrii i pasję w walce z depresją wśród dzieci i młodzieży. Jak Pan odebrał tę wiadomość?

To dla mnie bardzo cenne wyróżnienie. Choć na co dzień zajmuję się reformowaniem psychiatrii sądowej jako pełnomocnik ministra zdrowia i kierownik Kliniki Psychiatrii Sądowej w Instytucie Psychiatrii i Neurologii, w weekendy wciąż przyjmuję w publicznej ochronie zdrowia pacjentów, również tych wchodzących w dorosłe życie. Cieszę się, że mam tę umiejętność, która pozwala mi nawiązać kontakt z młodymi ludźmi, rozmawiać z nimi wprost o tym, co ich boli. Nie boję się trudnych rozmów i ubolewam, że często rodzice i nauczyciele nie umieją podejmować tego typu kontaktu z dziećmi. W swojej pracy przyjmuję też bardzo młodych pacjentów – zdarza się, że i dziesięciolatków, bo brakuje lekarzy psychiatrów specjalności dziecięco-młodzieżowej i trudno kogoś odesłać z terminem 10 miesięcy oczekiwania do specjalisty.

Ilu jest obecnie psychiatrów?

W systemie jest ich ok. 350. To luka, która wymagałaby wielokrotnego uzupełnienia. W większości trafiają do mnie przypadki skrajne, dzieci w sytuacji zagrożenia życia, z myślami samobójczymi lub po próbach odebrania sobie życia. Wymagają szybkiej diagnozy, czy mamy do czynienia z psychozą, depresją młodzieńczą, czy konieczna jest hospitalizacja i włączenie leczenia farmakologicznego. Konieczne wsparcie dla psychiatrów stanowią psychologowie, którzy są niezwykle potrzebni, by jeszcze wcześniej wyczuć sytuację zagrożenia, zareagować na kryzys.

Skąd u Pana ta pasja? Wielokrotnie mówił Pan, że psychiatria to niewdzięczna i kiepsko opłacana specjalizacja.

To się zaczęło przypadkowo. Skończyłem studia w Krakowie, w klinice prowadzonej wcześniej przez prof. Antoniego Kępińskiego, wśród jego współpracowników. Pracowałem tam od trzeciego roku studiów i wówczas utwierdziłem się w przekonaniu, że to dobry wybór. Miałem bardzo dobrych nauczycieli i kolegów. Wówczas inaczej patrzyło się na relację lekarz-pacjent. Tam ta relacja była partnerska, dużą rolę odgrywał szacunek dla drugiego człowieka. Patrzenie na problematykę zdrowia psychicznego człowieka jako problem innego życia, ale nie życia z innej planety. Takiego, które jest w nas, czasami wymyka się spod kontroli i staje się chorobą, w której należy pomóc. Nigdy nie traktowałem tego wyboru jako pomyłki, choć był czas, że myślałem o specjalnościach zabiegowych. Należałem do grupy dość dobrych studentów i nawet po studiach dostałem kilka ofert pracy na swojej uczelni, z kilku klinik. Na stażu wykonywałem drobne zabiegi jako asystent. I na ginekologii, i ortopedii. Ostatecznie zdecydowałem się na psychiatrię, choć niektórzy pukali  się w głowę. Ale to dało mi w życiu ogromną satysfakcję.

Ma Pan czas na inne zainteresowania?

Nie ograniczam się do nauki   i książek. Czynnie uprawiam sport. Jestem dość zaawansowanym nurkiem, schodzę pod wodę na głębokość 50 metrów. Od wielu lat startuję w zawodach pływackich na mistrzostwach lekarzy, zdobywam medale. Oprócz tego żegluję.

Regularnie występuje Pan w roli eksperta w programach telewizyjnych. Jak Pan znajduje na to wszystko czas?

Wystąpiłem w kilkudziesięciu odcinkach „Rozmów w toku” prowadzonych przez Ewę Drzyzgę i od tego tak naprawdę zaczęła się przed laty moja aktywność medialna. Ostatnio też częściej goszczę w „Sprawie dla reportera” u Elżbiety Jaworowicz. Nie zawsze wystarcza mi na wszystko czasu, bo do tego mam wiele tekstów do napisania. Staram się być tam, gdzie mnie potrzebują, uczestniczę od lat w wielu akcjach społecznych popularyzujących zdrowie psychiczne i walkę z depresją.

Spróbujmy poruszyć kwestię zarobków. Od lat alarmuje Pan o niskich pensjach psychiatrów. Jak ich zachęcić do pracy w tym zawodzie?

Pieniądze to nie wszystko, trzeba przede wszystkim mieć powołanie, czuć to. Ale oczywiście należałoby wyrównać wynagrodzenia lekarzy, by nie było dziwnych kominów, że jeden specjalista z trudem wiąże koniec z końcem, dorabiając na pięciu etatach, a inny powie, że jak mu nie zapłacą 60 tys. zł, to nie przyjdzie do pracy. Bo czym my się różnimy? Być może też mógłbym być świetnym neurochirurgiem, ale wybrałem coś innego. Nie liczyłem pieniędzy.

Co powinno się zmienić, żeby psychiatria dziecięca wyszła z zapaści?

Reformy nie dokona trzystu psychiatrów. To problem narastający ponieważ, ok. 15 proc. młodzieży, czyli ok. półtora miliona osób, wymaga stałego wsparcia psychologicznego. Konieczne są nowe kadry, nowe specjalności, psychoterapeuci dzieci i młodzieży, trzeba edukować rodziców poprzez szkołę – pedagogów i nauczycieli, a wcześniej ich przez specjalistów. Konieczny jest nowy system przedlekarskiej interwencji psychologicznej i psychoterapeutycznej Najważniejsze, żeby osiągnąć wspólny cel pomiędzy różnymi ośrodkami wpływu na rozwój młodego człowieka. Nie chodzi o to, by kształtować dzieci według schematu opracowanego przez światłych psychiatrów czy psychologów. To, jakie będą nasze dzieci, zależy od tego, co się dzieje w naszych rodzinach i jak funkcjonuje system edukacji. Psychiatria ma na to bardzo ograniczony wpływ, ale obserwując te sfery wiemy, gdzie są popełniane błędy. Dziecko nie powinno być problemem dla rodzica czy szkoły, ale ich wymagającą stałego wspierania troską. Niekiedy czujemy się jak na końcu pasa transmisyjnego, którym szkoła lub rodzic wysyła do nas dziecko, bo nie potrafi z nim rozmawiać. Psychiatra to nie zegarmistrz, nie dokręci dziecku popsutych śrubek w głowie.

Jakie narzędzia powinien otrzymać psychiatra, żeby działać skutecznie?

Do tej pory zupełnie nie rozumiano problemu, bo tu nie chodzi o dodatkowe łóżka na nielicznych oddziałach. Dzieci nie powinny trafiać do szpitali w stanach skrajnych, po próbach samobójczych. Temu można i trzeba zapobiegać wcześniej. Szpitalne psychiatryczne łóżko nie wyleczy problemu komunikacji, bezradności młodego człowieka z powodu niemożności spełnienia oczekiwań szkoły czy rodziców, zaszczucia go przez hejt i rówieśniczą przemoc. W 2018 r. minister zdrowia powołał Zespół ds. zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży. Opracowaliśmy nowy system, z naciskiem położonym na wczesną interwencję psychologiczno-psychoterapeutyczną i opiekę środowiskową. Przyjęliśmy, że pomoc lekarska nie jest najważniejsza, bo to system wczesnej interwencji, poprzez nowo tworzone poradnie psychologiczno-psychoterapeutyczne, ma być zainteresowany tym, by wyszukać obszary zagrożeń, znaleźć osoby wymagające pomocy, podjąć terapię. Im więcej odkryje i rozwiąże kryzysów wśród młodych ludzi, tym więcej zarobi. A do tego wcale nie jest potrzebny lekarz, lecz psycholog, psychoterapeuta dzieci i młodzieży, terapeuta środowiskowy. To oni muszą walczyć na pierwszej linii, bo inaczej nas psychiatrów wciąż czeka syzyfowa praca.

Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska

PROF. IPIN DR HAB. N. MED. JANUSZ HEITZMAN – PEŁNOMOCNIK MINISTRA ZDROWIA DS. PSYCHIATRII SĄDOWEJ, KIEROWNIK KLINIKI PSYCHIATRII SĄDOWEJ W INSTYTUCIE PSYCHIATRII I NEUROLOGII, CZŁONEK KOMITETU ZDROWIA PUBLICZNEGO PAN, 2016-2020 DYREKTOR IPIN, 2010-2013 PREZES POLSKIEGO TOWARZYSTWA PSYCHIATRYCZNEGO, AKTUALNIE WICEPREZES, CZŁONEK POWOŁANEGO PRZEZ MINISTRA ZDROWIA ZESPOŁU DO SPRAW ZDROWIA PSYCHICZNEGO DZIECI I MŁODZIEŻY I ZESPOŁU DS. PILOTAŻU NARODOWEGO PROGRAMU OCHRONY ZDROWIA PSYCHICZNEGO.

Prof. Teresa Bachanek: Zdrowe zęby to zdrowy pacjent

Praca stomatologa jest bardzo ciekawa, pod warunkiem że nie patrzymy na pacjenta przez pryzmat jednego zęba, ale na całość organizmu. Zawsze powtarzam, że jeden ząb to drobna część całości. Jeżeli dbamy o zęby, mamy satysfakcję w postaci dobrego ogólnego stanu zdrowia oraz wyglądu zewnętrznego, na który zwraca się uwagę w relacjach międzyludzkich – mówi prof. dr hab. n. med. Teresa Bachanek, laureatka Nagrody Zaufania Złoty OTIS 2020 za dorobek życia w stomatologii.

W grudniu udekorowano Panią Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Gratulujemy. W uzasadnieniu podano: „Za wybitne zasługi w pracy naukowo-dydaktycznej na rzecz ochrony i profilaktyki zdrowia oraz za działalność społeczną”. Który z tych elementów kariery był dla Pani najważniejszy?

Odpowiedź jest złożona, dlatego że moja praca zawodowa obfitowała w wiele wydarzeń, jak to w życiu. Konieczne byłoby podzielenie jej według pewnych kryteriów, ale uwzględniłabym szczególnie jeden, czyli wiek pacjentów, z którymi pracowałam. Początkowo, krótko, z dorosłymi w przychodni WSK Świdnik, następnie prawie 15 lat z dziećmi i młodzieżą, ale głównie z dziećmi w szkole podstawowej i w instytucie stomatologii. Ten okres pracy w szkole podstawowej wspominam najprzyjemniej, bo była to moja pierwsza i samodzielna praca, nie w dużym mieście czy klinice, ale w Świdniku. To dawało mi wiele satysfakcji.

Dlaczego?

Lata 70. były trudnym czasem w pracy stomatologów. Uczyliśmy dzieci podstawowych zasad higieny jamy ustnej. Bywało tak, że w kilkuosobowej rodzinie była jedna szczoteczka do zębów. Kiedy pytałam dziecko, dlaczego ma nieumyte zęby, odpowiadało, że tata pojechał w delegację i zabrał szczoteczkę. Nie jest to może sytuacja, która mówiłaby o wielkim zaniedbaniu, bardziej o warunkach, jakie wtedy panowały, a wynikała pewnie z niedoceniania roli higieny jamy ustnej. Dostrzegłam, jak wiele jest do zrobienia. W sukurs przyszły mi wprowadzane, do stosowania w szkołach podstawowych, preparaty fluorowe i metody zbiorowej profilaktyki. Miało to tę zaletę, że mogliśmy objąć zabiegami profilaktycznymi większą grupę dzieci, przy okazji prowadząc naukę i kontrolę jakości szczotkowania zębów pięć razy w roku. Dowodem tego, że moje działanie przynosiło efekt, były spotkania po latach, w gabinecie prywatnym, z młodymi ludźmi, którzy mówili „O, proszę pani, jeszcze mam zdrowe zęby”, chwaląc się rezultatami tamtej profilaktyki. Wracali też do gabinetu ze swoimi dziećmi, co świadczyło o tym, że praca u podstaw przynosi efekty.

Która z tych sytuacji dała Pani najwięcej satysfakcji?

Nie odpowiem na pytanie wprost, ale podkreślę, że praca stomatologa jest bardzo ciekawa, pod warunkiem że nie patrzymy na pacjenta przez pryzmat jednego zęba, ale na całość organizmu. Zawsze powtarzam, że jeden ząb to drobna część całości. Zdrowe zęby to zdrowy pacjent – banalne hasło, ale bardzo prawdziwe. Jeżeli dbamy o zęby, mamy satysfakcję w postaci dobrego ogólnego stanu zdrowia oraz wyglądu zewnętrznego, na który zwraca się uwagę w relacjach międzyludzkich. Od wyglądu zewnętrznego, a więc i stanu uzębienia, zależy w pewnym stopniu kariera. Obecnie dba się szczególnie o kolor zębów, choć moim zdaniem za bardzo gloryfikuje się kredową biel. Dobrze zmineralizowane zęby mogą mieć delikatny kremowy odcień. Ważne, by były wyleczone, a ewentualne wypełnienia były kosmetyczne i nie różniły się od koloru własnych zdrowych zębów. Jeżeli potraktujemy pacjenta poważnie, przedstawimy mu plan leczenia i wykonamy wszystko, co jest w zakresie naszych możliwości, obie strony będą zadowolone.

Czy młodzi ludzie potrafią dziś lepiej dbać o zęby niż 10-15 lat temu?

Możliwości mamy więcej, ale wiele zależy od tego, w jakich wyrośli warunkach, choć bywa i odwrotnie, niż można przypuszczać: warunki życia są dobre, a obraz jamy ustnej po- zostawia wiele do życzenia. Czy dziś jest lepiej niż dawniej? Trudno powiedzieć, chociaż powinno być lepiej. Z badań epidemiologicznych sprzed dwóch lat wynika, że w grupie dzieci 12-letnich średnia liczba zębów z próchnicą i wypełnionych wynosiła 3,2; natomiast próchnicę stwierdzono w grupie 83 proc. badanych (gorzej przedstawiała się sytuacja na wsi); w grupie 18-latków zęby z próchnicą stwierdzono u 93 proc. badanych, a suma zębów z próchnicą, wypełnionych i usuniętych u jednego badanego wyniosła średnio 6,5. W grupie wiekowej 35-44 lat około 1,5 proc. osób w populacji było bezzębnych. Ten stan jest wynikiem niedostatecznej higieny jamy ustnej, złych nawyków żywieniowych oraz zaniedbanych przez pacjentów badań kontrolnych. Odstęp czasu pomiędzy kolejnymi badaniami kontrolnymi wynoszący od roku do 5 lat to zły prognostyk dla stanu uzębienia.

Choroby zębów prowadzą często do innych poważnych chorób całego organizmu. Które z nich są najistotniejsze?

Udokumentowany jest wpływ chorób przyzębia na stan ogólny zdrowia. Tymi problemami zajmują się periodontolodzy, z uznanym specjalistą, konsultantem krajowym, prof. Renatą Górską na czele. Potwierdzono klinicznie, że drobnoustroje hodowane z tkanek chorego przyzębia po dotarciu do krwi wpływają na układ krążenia i odporność. Choroby przyzębia stwierdzane u kobiet w ciąży mogą być przyczyną przedwczesnego porodu lub niskiej wagi urodzeniowej dziecka. Ważne jest również, żeby kobietom w wieku prokreacyjnym przekazywać informacje, że profilaktyka próchnicy u dziecka rozpoczyna się już w okresie ciąży kobiety – przyszłej matki.

Co uważa Pani dzisiaj za priorytet w pracy stomatologów?

Może to banalne, co powiem, ale liczy się w znaczącym stopniu higiena jamy ustnej. W okresie całej pracy zawodowej powtarzałam swoim małym pacjentom, że zaniedbują to, co jest najważniejsze, łatwe do wykonania i niebolesne, czyli szczotkowanie zębów. Nie wymaga także dużych nakładów finansowych, a przynosi zaskakujące, pozytywne efekty. Aktualne jest powiedzenie: czysty ząb to zdrowy ząb. Przyczyną próchnicy są drobnoustroje, których rozwojowi sprzyja nadmierne spożywanie węglowodanów w postaci słodyczy lub napojów słodzonych. Spożywanie napojów słodzonych, kwaśnych i gazowanych jest przyczyną niekorzystnego działania kwasów na zdrowe tkanki zębów, co prowadzi do demineralizacji tkanek, a mechaniczne ich niszczenie do powstawania ubytków niepróchnicowego pochodzenia. W efekcie konieczne staje się leczenie zachowawcze, a dalsze zaniedbania higieniczne i żywieniowe doprowadzą do powikłań i będą wymagały leczenia endodontycznego.

Czy planowany podatek cukrowy od napojów słodzonych ma szansę zmienić tę sytuację?

Wiele zależy od nas i od świadomości pacjentów. Moim zdaniem działania prowadzące do ograniczenia spożycia cukrów mogą dać jakieś pozytywne efekty.

Odznaczenie dotyczyło również pracy społecznej na rzecz środowiska stomatologów ze Wschodu. Na czym ona polegała?

Po podpisaniu aktu akcesyjnego do Unii Europejskiej przyszedł czas na współpracę z krajami pogranicza, m.in. z Ukrainą i Białorusią. Pracownicy, specjaliści Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, w ramach współpracy prowadzili badania epidemiologiczne na Ukrainie. Przekazaliśmy lekarzom stomatologom własne doświadczenia, np. procedury dotyczące postępowania z narzędziami stomatologicznymi po ich użyciu, tj. odkażania, sterylizacji i przechowywania. Uważam, że w tamtym okresie mieliśmy w tej dziedzinie większe doświadczenie. Wymienialiśmy się także doświadczeniami dotyczący- mi m.in. profilaktyki fluorowej oraz wpływu fluoru zawartego w wodzie w dawkach ponadoptymalnych na tkanki zębów.

Po zakończeniu pracy zawodowej w klinice nadal Pani pracuje w gabinecie prywatnym. Co obecnie daje największą satysfakcję?

Kontakt z ludźmi. W niewielkim wymiarze, dla własnej satysfakcji, przyjmuję pacjentów. W swojej pracy zawodowej dużo miejsca poświęcałam sprawom organizacyjnym i dydaktyce. Przez 21 lat byłam organizatorem Konferencji Okrągłego Stołu w Nałęczowie, poświęconych zmianom w dydaktyce na kierunku lekarsko-dentystycznym, a wynikających z obowiązków przyjętych przez Polskę po wstąpieniu do Unii Europejskiej. Jako środowisko wspólnie obroniliśmy tytuł „lekarza dentysty”, bowiem część tytułu „lekarz” umożliwia wystawianie pacjentom recept. Było to możliwe dzięki zachowaniu w programach dydaktycznych przedmiotów ogólnolekarskich. Przygotowywaliśmy również standardy kształcenia dla studentów kierunku lekarsko-dentystycznego. Zaakceptowane przez Ministerstwo Zdrowia i realizowane standardy kształcenia zagwarantowały uznawalność naszych dyplomów w krajach Unii Europejskiej. Nadal interesują mnie sprawy organizacyjne i dlatego obecnie uczestniczę w przygotowaniach dorocznej konferencji naukowo-dydaktycznej w Nałęczowie. Lubię brać udział w życiu dydaktycznym i wspierać młodsze pokolenie w tym ciekawym zawodzie. Istotne jest to, co chciałabym przekazać młodym lekarzom: by traktowali każdego pacjenta poważnie i profesjonalnie. Dokładnie zebrany wywiad jest wstępem do dobrej diagnozy. Zęby to ważny element jamy ustnej i całości organizmu wymagający zaangażowania pacjentów oraz lekarzy w zachowanie zdrowia.

Rozmawiał Ryszard Sterczyński

Prof. Jacek Jassem: Ta ustawa zmieniła Polskę

Batalia o ustawę trwała 3,5 roku. Udało się w końcu przekonać parlamentarzystów i uchwalono ją w 2010 r. Ona odmieniła Polskę. Nikt nie pali w restauracjach, pociągach, hotelach ani dyskotekach, a młodzi ludzie dziwią się, że kiedyś było inaczej. Poprawił się także nasz zewnętrzny wizerunek – mówi prof. Jacek Jassem, laureat Nagrody Zaufania Złoty OTIS 2020 w kategorii lekarz i społecznik, kierownik Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

Polska ma wielu wspaniałych lekarzy onkologów; dzięki temu wyniki leczenia mamy znacznie lepsze niż wynikałoby z ilości pieniędzy wydawanych na onkologię. Co skłania lekarza onkologa, by zająć się nie tylko swoimi pacjentami, ale także inicjowaniem zmian dotyczących całej onkologii w Polsce – tak jak robi to Pan konsekwentnie od wielu lat?

Jako lekarz widzę zjawiska dotyczące nie tylko pojedynczego chorego, ale także szeroko pojętej walki z rakiem. Dostrzegam rzeczy wymagające przedsięwzięć systemowych. Działanie na poziomie pojedynczego pacjenta nie wystarczy, by zmienić rzeczywistość. Dlatego od lat podejmuję również inicjatywy w zakresie zdrowia publicznego i edukacji społecznej, a także przedstawiam propozycje zmian w polskim systemie ochrony zdrowia.

Dziś już jak coś oczywistego traktujemy fakt, że w miejscach pracy i restauracjach nie pali się papierosów. Wprowadzenie zakazu palenia w takich miejscach to Pana inicjatywa. Czy wprowadzenie ustawy zakazującej palenia w miejscach publicznych było proste?

Na początku XXI wieku kolejne kraje wprowadzały tego typu regulacje. W 2004 r. z „Zielonej Księgi” Unii Europejskiej dowiedziałem się, że z powodu biernego palenia w UE umierało wówczas rocznie 90 tys. osób, w tym w Polsce 9 tys. Przewyższało to łączną liczbę zgonów z powodu wypadków drogowych, wypadków w pracy, samobójstw i zabójstw. Pomyślałem, że nasze państwo powinno chronić swoich obywateli przed narażeniem na dym tytoniowy. Jako pierwsza taki zakaz wprowadziła Irlandia. Początkowo ludzie nie wyobrażali sobie, że w irlandzkim pubie nie będzie można palić. Ustawa okazała się jednak sukcesem i tą drogą poszły kolejne kraje. Przeżyłem szok, gdy zobaczyłem wolne od dymu, poprzednio potwornie zadymione, kluby jazzowe w Nowym Jorku. Pomyślałem, że trzeba to zrobić także w Polsce.

Wiele osób twierdziło, że to się nie uda, ponieważ Polacy są niepokornym narodem. Byłem przekonany, że są to nieuzasadnione obawy, że do egzekwowania nowych przepisów nie trzeba będzie angażować organów ścigania, bo ludzie sami je wymuszą. Nie chciałem także, abyśmy w tej dziedzinie stali się niechlubnym skansenem Europy. Pierwszą propozycję przedstawiłem na konferencji prasowej w 2006r. i wiele osób przyjęło ją z zaskoczeniem. Nie miałem jednak wątpliwości, że nie ma na co czekać. Później okazało się, że nie jest to takie proste. Przede wszystkim nie było chętnych, aby napisać nowelizację poprzedniej ustawy antytytoniowej z 1995 r. Jako lekarz nie wiedziałem, jak tworzy się takie akty prawne, więc musiałem się tego nauczyć. Zapoznałem się z podobnymi dokumentami z innych krajów, zobaczyłem, jaką formę mają nowelizacje ustaw w Polsce, a na koniec wstępny projekt pokazałem prawnikom. Propozycję tę przedstawiłem sejmowej Komisji Zdrowia, która formalnie wystąpiła z inicjatywą ustawodawczą. Niestety procesu legislacyjnego nie udało się dokończyć przed jesiennymi wyborami 2007 r., więc w nowej kadencji Sejmu trzeba było wszystko zaczynać od nowa.

Trudno było przekonać posłów, z których wielu paliło…

Przede wszystkim musieliśmy wszystkich przekonać, że ta ustawa nie grozi załamaniem gospodarki, że ludzie nie uciekną z restauracji, pubów czy dyskotek, że da się w pociągu wytrzymać kilka godzin bez papierosa. Zgodnie z oczekiwaniami największy opór stawiali lobbyści związani z przemysłem tytoniowym. Było jednak również sporo osób z życia publicznego, które wyrażały opinię, że to rozwiązanie ogranicza swobody obywatelskie i jest niedemokratyczne. Tłumaczyłem, że nasza konstytucja zapewnia ludziom prawo do zdrowia, a nie do jego niszczenia i że państwo powinno podejmować działania dla wyższego dobra. Wolność ma granice i kończy się tam, kiedy szkodzi innym.

Batalia o ustawę trwała 3,5 roku. Udało się w końcu przekonać parlamentarzystów i uchwalono ją w 2010 r. Ona odmieniła Polskę. Nikt nie pali w restauracjach, pociągach, hotelach ani dyskotekach, a młodzi ludzie dziwią się, że kiedyś było inaczej. Poprawił się także nasz zewnętrzny wizerunek. To był ważny krok, ale nadal jest wiele do zrobienia w zakresie zdrowia publicznego, szczególnie jeśli chodzi o działania zapobiegające nowotworom.

Jak dziś patrzy Pan na problem palenia papierosów w Polsce? Liczba palaczy spada, ale nie tak szybko jak w wielu innych krajach. Niektóre z nich chcą wkrótce stać się wolne od tytoniu. W Polsce do tego daleko.

Niestety Polska nadal jest krajem, w którym pali się dużo, choć liczba palących mężczyzn zmniejszyła się w ciągu ostatnich 50 lat o połowę. Niestety, nie dotyczy to kobiet – tu niewiele się zmienia. To dosyć dziwne, ponieważ zwykle kobiety bardziej dbają o swoje zdrowie. Wcześniej czynnikiem wyróżniającym liczbę palących osób była płeć (mężczyźni palili częściej niż kobiety), teraz jest to przede wszystkim poziom wykształcenia. Osoby z podstawowym wykształceniem palą pięciokrotnie więcej niż z wyższym. Najwięcej palą bezrobotni. Programy edukacyjne powinny być zatem zróżnicowane i adresowane głównie do mniej wykształconych osób. Bardzo ważna jest również edukacja dzieci i młodzieży – postawy prozdrowotne trzeba bowiem kształtować jak najwcześniej.

Ok. 2/3 nowotworów ma przyczyny w stylu życia i diecie. W innych krajach ludzie żyją znacznie zdrowiej niż w Polsce. Nie ma powodu, żeby u nas było inaczej. To nie jest wina społeczeństwa, że zachowuje się nieracjonalnie, lecz tych, którzy powinni to społeczeństwo edukować: lekarzy, polityków, autorytetów społecznych. Trochę to zaniedbaliśmy.

Jest Pan jednym z głównych twórców pierwszego polskiego cancer planu. Jak doszło do jego powstania?

W Polsce jesteśmy mistrzami działań interwencyjnych. Jeżeli dzieje się coś złego, to próbujemy ratować sytuację, często jednak w sposób chaotyczny i mało skuteczny. Onkologia jest bardzo przewidywalną dziedziną medycyny. Można bowiem dokładnie przewidzieć, co wydarzy się za kilka czy kilkanaście lat; ile osób zachoruje i umrze z powodu nowotworów, ilu będziemy potrzebowali specjalistów, pielęgniarek, sal operacyjnych, sprzętu czy leków. Nie ma powodu, aby improwizować. Gdy byłem szefem Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, stworzyliśmy w grupie około 200 specjalistów różnych dziedzin oraz pacjentów plan obejmujący wszystkie obszary walki z rakiem: zarządzanie systemem, edukację, profilaktykę, wczesne wykrywanie, diagnostykę, leczenie i wychodzenie z choroby.

W innych krajach takie cancer plany już powstawały?

Tak, państwa UE zostały poproszone o przedstawienie takich opracowań do końca 2014 r. Polska była wówczas jednym  z nielicznych państw, które tego nie zrobiły. Ponieważ rząd nie był tym specjalnie zainteresowany, rozpoczęliśmy oddolny proces. Najpierw na podstawie sondażu przeprowadzonego w środowisku medycznym upewniliśmy się, że rzeczywiście chce ono uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. Zaczęliśmy od przygotowania kilku studyjnych opracowań opisujących stan wyjściowy. Na podstawie wybranych nowotworów pokazywały one systemowe problemy i obszary wymagające działań naprawczych. Następnie zorganizowaliśmy serię spotkań z udziałem onkologów i specjalistów innych dziedzin, aby wspólnie wypracować najlepsze rozwiązania. W przygotowaniu strategii korzystaliśmy z najlepszych doświadczeń innych krajów, bo wiele problemów ma charakter uniwersalny. Oprócz onkologów w pracach uczestniczyli eksperci z wielu innych dziedzin: socjologii, ekonomii, psychologii i systemów ochrony zdrowia. Była też grupa lekarzy POZ, ponieważ ich rola w profilaktyce, wczesnym wykrywaniu raka i opiece po zakończeniu specjalistycznego leczenia jest ogromna. Współpraca była bardzo dobra i zaowocowała porozumieniem podpisanym przez towarzystwa onkologiczne i medycyny rodzinnej. W zespole było też kilkunastu pacjentów, ponieważ chcieliśmy uwzględnić ich oczekiwania. Praca toczyła się w 10 grupach roboczych, które odbyły kilkadziesiąt spotkań i telekonferencji. Ostatecznie polski cancer plan przedstawiliśmy w czerwcu 2014 r., a jego wdrażanie miało się rozpocząć od 2015 r. Opracowany w wersji polskiej i angielskiej dokument zawierał pięć rozdziałów i około 100 celów, wraz z odpowiadającymi im zadaniami. Został wysoko oceniony w kraju i za granicą, stał się podstawą do podobnych opracowań w innych krajach. W ubiegłym roku bliźniaczą strategię wdrożyła np. Chorwacja. Niestety, nie udało się to w Polsce. Mimo że w pracach nad dokumentem uczestniczyli przedstawiciele wszystkich środowisk, a ostateczna wersja była wynikiem kompromisu, nadal był on kontestowany. Krytykowano np. proponowane przejście z modelu szpitalnego na ambulatoryjny, co naruszało interesy dużych szpitali onkologicznych. Dzisiaj wiadomo, że w tym kierunku idzie cały świat i nie ma od niego odwrotu.

Cancer plan przygotowany przez PTO nie wszedł w życie, jednak twórcy przyjętej niedawno Narodowej Strategii Onkologicznej przyznawali, że wiele z niego korzystali. I że byłoby im znacznie trudniej ją stworzyć, gdyby cancer planu nie było.

Mimo że plan nigdy nie stał się oficjalnym dokumentem państwowym, wiele zawartych w nim celów w ciągu kolejnych kilku lat udało się wdrożyć. Przede wszystkim zniesiono limity na świadczenia onkologiczne. Wprowadzono obowiązkowe konsylia lekarskie, podniesiono rangę wytycznych i zaczęto monitorować ich przestrzeganie, ruszyły, choć z dużymi przeszkodami, prace nad skoordynowaną opieką onkologiczną, poprawiła się diagnostyka genetyczna i patologiczna. Onkologia wygląda dziś zupełnie inaczej niż w 2014 r.; stała się przedmiotem publicznej debaty. Wcześniej była kopciuszkiem – uważano, że wydawane na nią środki są stracone. Pokazaliśmy, że warto w nią inwestować, bo pozwala setkom tysięcy ludzi wrócić do rodziny i społeczeństwa.

Jak ocenia Pan niedawno przyjętą Narodową Strategię Onkologiczną z perspektywy twórcy cancer planu?

Niezręcznie mi o niej mówić, nie chciałbym bowiem sprawiać wrażenia, że bardziej cenię to, co stworzył nasz zespół. Postulaty zawarte w NSO trudno podważać. Natomiast nie wiadomo, jak mają być zrealizowane. W NSO są bowiem wyłącznie obietnice i deklaracje, niektóre sformułowane bardzo ogólnie, nie ma natomiast działań, które w tym celu należy podjąć. Jeśli chcemy coś osiągnąć, to musimy sprecyzować, jak należy to zrobić i ile to będzie kosztowało. NSO jest dokumentem państwowym i spodziewałbym się, że będzie mu towarzyszył szczegółowy dokument wykonawczy, harmonogram, kosztorys, mierniki monitorowania itd. Bez tego trudno powiedzieć, czy Narodowa Strategia Onkologiczna jest wykonalna w kategoriach organizacyjnych i finansowych.

Narodową strategię ogłoszono z wielkimi fanfarami, jednak przeznaczono na nią niewiele więcej pieniędzy niż kilkanaście lat temu na jej poprzednika, czyli Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych. W 2006 r. było to 250 mln zł, po 16 latach nominalnie jest tyle samo, ale siła nabywcza tej kwoty jest o kilkadziesiąt procent mniejsza. Docelowo na zawierającą blisko 100 obietnic NSO ma być przeznaczane 500 mln zł rocznie. Jest to jednak realnie niewiele więcej niż w 2006 r., a poza tym trzeba pamiętać, że od tego czasu liczba zachorowań wzrosła ze 130 do 190 tys. rocznie. Moje zastrzeżenia budzi też nazwa nowej strategii. Tego typu dokumenty noszą zawsze nazwę cancer control, czyli walka z rakiem, co jest znacznie szerszym pojęciem niż onkologia.

Rozmawiała Katarzyna Pinkosz

PROF. JACEK JASSEM, KIEROWNIK KATEDRY I KLINIKI ONKOLOGII I RADIOTERAPII GDAŃSKIEGO UNIWERSYTETU MEDYCZNEGO, JEDEN Z NAJCZĘŚCIEJ CYTOWANYCH POLSKICH LEKARZY. CZŁONEK PAU, ACADEMIA EUROPEA I EUROPEAN ACADEMY OF CANCER SCIENCES. W LATACH 2007-2008 PRZEWODNICZĄCY INTERNATIONAL AFFAIRS COMMITTEE W AMERICAN SOCIETY OF CLINICAL ONCOLOGY, W LATACH 2010-2014 PREZES POLSKIEGO TOWARZYSTWA ONKOLOGICZNEGO, W LATACH 2017-2018 PRZEWODNICZĄCY TOBACCO CONTROL AND SMOKING CESSATION COMMITTEE PRZY MIĘDZYNARODOWYM TOWARZYSTWIE DO BADAŃ NAD RAKIEM PŁUCA (IASLC). CZŁONEK HONOROWY POLSKIEGO TOWARZYSTWA ONKOLOGICZNEGO I POLSKIEGO TOWARZYSTWA CHIRURGII ONKOLOGICZNEJ. KOORDYNOWAŁ PRZYGOTOWANIE STRATEGII WALKI Z RAKIEM W POLSCE 2015-2024, PREZES POLSKIEJ LIGI WALKI Z RAKIEM.

Prof. Adam Maciejewski: Kolejne miesiące pozwolą na powrót chłopca do normalnego funkcjonowania

Chłopiec, u którego przeprowadzaliśmy operację, połknął kilka lat temu granulat ługu sodowego, tzw. kreta. Spowodowało to u niego martwicę narządów głowy i szyi: nasady języka, krtani, gardła, tchawicy oraz przełyku aż do poziomu żołądka. Operacja polegała na odtworzeniu całej drogi oddechowej i pokarmowej – mówi prof. Adam Maciejewski, laureat Nagrody Zaufania Złoty OTIS 2020 za osiągnięcia w medycynie w 2019 roku, kierownik Kliniki Chirurgii Onkologicznej i Rekonstrukcyjnej Narodowego Centrum Onkologii w Gliwicach.

Przeprowadzone przez Pana w ubiegłym roku bardzo rozległe przeszczepienie narządów szyi u 6-letniego chłopca zostało uznane przez Amerykańskie Towarzystwo Mikrochirurgii Rekonstrukcyjnej (ASRM) za najlepszą operację rekonstrukcyjną w 2019 r. Na czym polegała ta wyjątkowa operacja, nagrodzona tytułem Best Case 2019?

Chłopiec, u którego przeprowadzaliśmy operację, połknął kilka lat temu granulat ługu sodowego, tzw. kreta. Spowodowało to u niego martwicę narządów głowy i szyi: nasady języka, krtani, gardła, tchawicy oraz przełyku aż do poziomu żołądka. Operacja polegała na odtworzeniu całej drogi oddechowej i pokarmowej. W pierwszym etapie odtworzyliśmy mu z fragmentu jelita grubego przełyk w obrębie śródpiersia aż do poziomu szyi. Kolejnym etapem leczenia była transplantacja wielu narządów. Po 9 miesiącach od pierwszej operacji udało się znaleźć dla niego dawcę narządów. Przeszczepiliśmy chłopcu nasadę języka, gardło, krtań, przełyk, tchawicę, przytarczyczną przednią ścianę szyjną, nerwy. Wyjątkowość tej operacji polegała również na tym, że lekarze z Kliniki Transplantacji Szpiku i Onkohematologii naszego ośrodka przeszczepili mu pobrany od tego samego dawcy, a następnie zmodyfikowany szpik, aby zredukować, a być może wyeliminować, konieczność leczenia immunosupresyjnego. Zrobili to dokładnie w 10. dobie od przeszczepienia narządów, zgodnie z opracowanym przez nich protokołem. Na tym właściwie zabieg się zakończył. Trzy miesiące później odtworzyliśmy jeszcze chłopcu elementy wewnątrzustne, wargi, przedsionek jamy ustnej.

Dalsza rehabilitacja tego pacjenta odbywa się zgodnie z planem. Myślę, że kolejne miesiące pozwolą powrócić Tymkowi do normalnego funkcjonowania.

Do wypadku doszło, gdy chłopiec miał 13 miesięcy, a operacja odbyła się, gdy miał 6 lat. Dlaczego tak późno? Jak funkcjonował przez te lata?

Wcześniej chłopiec przeszedł wiele zabiegów, poza naszym ośrodkiem. Nie przyniosły one jednak żadnego efektu. Miał stałą tracheostomię, dzięki której oddychał, a żywiony był wyłącznie dojelitowo. Nie mówił.

Jak w tej chwili chłopiec funkcjonuje? Może normalnie przełykać, jeść, mówić?

Na razie połyka jedynie płynne i półpłynne pokarmy, ponieważ nie nastąpiła jeszcze pełna reinerwacja w obrębie gardła, przełyku i głośni, oddzielającej drogę pokarmową od oddechowej. Chłopiec samodzielnie oddycha, zaczyna wypowiadać pierwsze słowa, pierwsze połączenia słów. Logopedyczna rehabilitacja polega na tym, żeby mówił coraz więcej, coraz bardziej zrozumiale, używał większej ilości słów. Rehabilitacja przebiega według założonego przez nas planu.

Czy jego leczenie jest już zakończone, czy będą konieczne jeszcze kolejne operacje?

Leczenie jest zakończone, kolejne operacje nie będą konieczne. Myślę, że 6-9 miesięcy pozwoli na to, aby unerwiły się przeszczepione narządy. Od tego momentu będzie normalnie funkcjonował.

Jak długo trwa tego typu operacja przeszczepienia tak wielu narządów połączona z transplantacją szpiku?

Ta trwała ok. 15 godzin. Natomiast sama operacja to tylko część procesu leczenia. Bardzo ważna jest odpowiednia logistyka, pomoc Ministerstwa Zdrowia (kwestie finansowe), dobór odpowiedniego dawcy przeszczepu, kwestia transportu. Wszystko to składa się na przygotowania, czyli część przedoperacyjną. Po zabiegu natomiast konieczne jest odpowiednie prowadzenie pooperacyjne – liczne badania, kontrole, rehabilitacja.

Dlaczego tak ważne było, aby równocześnie z przeszczepieniem narządów przeszczepiono chłopcu szpik?

Gdyby przeszczepienia szpiku nie było, konieczna byłaby stała immunosupresja, a jest ona czynnikiem wpływającym negatywnie na stan zdrowia pacjenta i ryzyko wystąpienia wielu schorzeń. Ponieważ jest to dziecko, całe życie przed nim, to staraliśmy się zrobić wszystko, żeby immunosupresję całkowicie wyeliminować lub przynajmniej ograniczyć.

To nie była pierwsza słynna na całym świecie przeprowadzona przez Pana operacja. W 2013 roku po raz pierwszy w Polsce Pana zespół przeszczepił twarz od zmarłego dawcy i była to jednocześnie pierwsza na świecie operacja przeszczepienia twarzy ratująca życie. W 2015 roku przeprowadziliście pierwsze na świecie allogeniczne złożone przeszczepienie narządów szyi, obejmujące krtań, tchawicę, gardło, przełyk, tarczycę z przytarczycami, struktury mięśniowe oraz powłokę skórną przedniej ściany szyi. Która operacja była dla Pana najtrudniejsza?

Zwykle takie zabiegi – poza elementem logistycznym, przygotowaniami dawcy, biorcy, itd. – od strony technicznej nie są najtrudniejszym typem operacji. Na co dzień wielokrotnie wykonujemy trudniejsze, kiedy musimy odpowiednio ukształtować elementy, które pobiera się z własnego ciała pacjenta. Trzeba np. ukształtować nos, żuchwę, pierś, język. W przypadku przeszczepień od dawców mamy do czynienia z narządami, które już są ukształtowane, pasują. Trzeba je jedynie pobrać, przetransportować, połączyć za  pomocą naczyń i nerwów. Dlatego te najsłynniejsze operacje od względem technicznym wcale nie są najtrudniejsze. Często na co dzień mamy większe wyzwania.

A które operacje Pan uważa za swój największy zawodowy sukces?

Nie podchodzę do tego w taki sposób. To, czym zajmujemy się na co dzień – ja i cały mój zespół – to jest najistotniejsze. Naszym celem nie jest sięganie po puchary. Każda operacja, kiedy udaje się poprawić stan pacjenta, jest sukcesem.

Przeprowadzanie takich operacji daje na pewno ogromną satysfakcję. Dziecko, o którym Pan opowiadał, nie mogło zwyczajnie funkcjonować, a teraz ma szansę na normalne życie.

W każdym przypadku, gdy osiąga się to, co się zamierzało osiągnąć, a było to trudne i skomplikowane, ma się ogromną satysfakcję. Zawsze staramy się uzyskiwać jak najlepsze efekty operacji, mając na względzie jakość życia, jakie będzie miał chory po operacji, jego możliwość powrotu do społeczeństwa.

Pamięta Pan swoich szczególnych pacjentów?

Oczywiście, wielu. Mamy kontakt z większością chorych. Są to zwykle osoby po zabiegach onkologicznych, przyjeżdżają do nas na kontrole. Oceniamy ryzyko nawrotu nowotworu, patrzymy na efekty, które uzyskaliśmy. Staramy się nie tracić z oczu naszych pacjentów.

Rozmawiała Katarzyna Pinkosz

PIERWSZE NA ŚWIECIE ZŁOŻONE PRZESZCZEPIENIE TKANKOWE W OBRĘBIE GŁOWY I SZYI POŁĄCZONE Z TRANSPLANTACJĄ ZMODYFIKOWANEGO SZPIKU WYKONANE PRZEZ PROF. ADAMA MACIEJEWSKIEGO ZOSTAŁO UZNANE PRZEZ AMERYKAŃSKIE TOWARZYSTWO MIKROCHIRURGII REKONSTRUKCYJNEJ ZA BEST CASE 2019. PROF. MACIEJEWSKIEGO UHONOROWANO RÓWNIEŻ NAGRODĄ IM. MARKO GODINY, PRZYZNAWANĄ CO ROKU NAJLEPSZEMU NA ŚWIECIE CHIRURGOWI REKONSTRUKCYJNEMU ZA DOTYCHCZASOWY DOROBEK NAUKOWY. PROF. ADAM MACIEJEWSKI JEST PIERWSZYM LEKARZEM Z POLSKI, KTÓRY OTRZYMAŁ TO PRESTIŻOWE WYRÓŻNIENIE.

Prof. Jerzy Samochowiec: Farmakogenetyka i genetyka schizofrenii oraz uzależnień

Schizofrenia jest chorobą neurodegeneracyjną, już od urodzenia można szukać pewnych markerów świadczących o ryzyku zachorowania. Są też pewne czynniki środowiskowe. Które mogą w niesprzyjających warunkach przyczynić się do ujawnienia się choroby – mówi prof. Jerzy Samochowiec, laureat Nagrody Zaufania Złoty OTIS 2020 za osiągnięcia w medycynie w 2019 roku, kierownik katedry i Kliniki Psychiatrii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.

Otrzymał Pan Nagrodę Zaufania „Złoty OTIS” za osiągnięcia 2019 roku. Jakie prace prowadzone przez Pana zespół uważa Pan za najważniejsze?

Zajmowaliśmy się m.in. badaniami nad wykrywaniem stanu wysokiego ryzyka psychozy wśród młodzieży powyżej 18. roku życia. Najczęściej rozpoznanie psychozy utożsamia się ze schizofrenią, ale należy pamiętać, że również choroba afektywna dwubiegunowa może być psychotyczna, jeśli pacjent ma urojenia, omamy; są psychozy organiczne, wynikające z zaburzeń świadomości, z użycia środków psychoaktywnych. My jednak skupiliśmy się na markerach psychozy schizofrenicznej i na podatności na schizofrenię.

Schizofrenia jest chorobą neurodegeneracyjną, już od urodzenia można szukać pewnych markerów świadczących o ryzyku zachorowania. Są też pewne czynniki środowiskowe, które mogą w niesprzyjających warunkach przyczynić się do ujawnienia się choroby. Jako klinika mamy międzynarodowy patent dotyczący wykrywania pierwszych epizodów psychozy. Gdy pojawia się stan psychozy, następuje aktywacja pewnych czynników we krwi obwodowej. Stan przygotowywania się do walki jest w pewnym stopniu podobny do psychozy: doznajemy uczucia zagrożenia, które może być mobilizujące. Widać to w obrazie krwi, pojawiają się pewnego typu markery. Oczywiście sama obecność markera nie daje stuprocentowej pewności obecności psychozy, jest to jednak pewien sygnał alarmowy. To jeden z czynników, który pokazuje, że warto wykonać pogłębioną diagnostykę psychologiczną.

Odkrycie i opisanie tego zjawiska jest jednym z naszych dokonań ubiegłego roku. Drugim naszym sukcesem było przetłumaczenie i walidacja wszystkich skal, które wykrywają stan wysokiego ryzyka schizofrenii. Te skale znajdują się na stronie http://www.schifound.pl/, każdy może je wypełnić, a jeśli ma jakieś niepokojące symptomy, może zgłosić się anonimowo do naszej poradni, gdzie wykonany pogłębioną diagnostykę.

Poszukujecie również markerów, jakie leki warto stosować w schizofrenii?

W roku 1959 dr Friedrich Vogel po raz pierwszy użył tego terminu po opisaniu przypadków porfirii spowodowanej stosowaniem leków.

Prawdziwa historia farmakogenetyki zaczęła się w 2001 roku, kiedy zsekwencjonowano cały genom ludzki. Pierwsze okrycie pojawiło się nawet wcześniej, już w 1987 roku, kiedy to w magazynie „Nature” opublikowano pracę na temat tego, że marker na chromosomie 11 jest związany z chorobą afektywną dwubiegunową. Na całym świecie pisano w prasie, że odkryto czynniki genetyczne choroby dwubiegunowej. Entuzjazm nie trwał jednak długo, ponieważ grupa badana była bardzo niewielka, a później już badania nie powtórzono. Obecnie w tego typu badaniach bierze udział od kilkudziesięciu tysięcy do nawet kilkuset tysięcy osób.

W naszych badaniach skupiliśmy się na przeanalizowaniu różnych reakcji na leki stosowane w schizofrenii. U niektórych pacjentów występowały efekty uboczne, u pewnych była konieczna większa dawka leku, zaś u innych mniejsza. Jest to związane z metabolizmem leków, ale też z polimorfizmem enzymów, które leki rozkładają, działają na neuroprzekaźniki lub receptory. To oznacza, że jeśli znamy zestaw polimorfizmów genów u danego pacjenta, to możemy stwierdzić, czy np. przeciwdepresyjny lek z grupy SSRI będzie skuteczny, czy nie, czy będzie działał z opóźnieniem, czy też dopiero po zastosowaniu wyższych dawek. Takie analizy dają nadzieję na personifikację leczenia, do czego dążymy.

Czy już obecnie można dobrać lek do potrzeb i stanu pacjenta, bazując na analizie jego genów?

Oczywiście, ale nie na masową skalę. Znając swój kod DNA, można dobrać profil leków, nie tylko dotyczących psychiatrii. Na przykład gdy dobieramy leki przeciwdepresyjne, to w przypadku osób mających krótki wariant transportera serotoniny (taka sytuacja występuje u ok. 10 proc. populacji) mamy do czynienia ze zmniejszoną odpowiedzią terapeutyczną, a więc należałoby stosować leki inne niż z grupy SSRI. Analiza genetyczna ma praktyczne zastosowanie w doborze terapii.

Jak wcześnie można dziś wykryć podatność na schizofrenię?

Sam marker to zdecydowanie za mało, muszą również występować zmiany zachowania, objawy psychotyczne. Najprawdopodobniej pierwsze zmiany w OUN występują już u nowo narodzonych dzieci, natomiast wykrywanie podatności wystarczyłoby przeprowadzać u 18-latków wykazujących niepokojące zachowania, związane z możliwością doznawania objawów quasi-psychotycznych.

Czy można wtedy opóźnić czas wystąpienia choroby?

Tak, lub wcześniej zacząć leczenie. Stan ryzyka wystąpienia choroby nie jest jeszcze chorobą. Kluczowa jest obserwacja zmian zachowania i wystąpienie objawów psychotycznych.

Na jakie zmiany zachowania należy zwracać uwagę?

To przede wszystkim dziwaczność zachowania, poczucie podkradania myśli – tego, że np. można przekazywać myśli na odległość, urojenia i zachowania niezgodne z nastrojem. Jeżeli zachowania są zgodne z nastrojem, najczęściej stanowią objaw choroby afektywnej. Na przykład jeśli ktoś mówi, że nic nie jest wart, to jest to poczucie winy typowe dla depresji.

Objawy mogące wskazywać na schizofrenię są bardzo niespecyficzne. U 100 proc. osób występują zaburzenia snu. To papierek lakmusowy, że coś może zacząć się dziać – w takim przypadku należy nie tylko zlecić tabletki nasenne, ale również wykonać pogłębioną diagnostykę. Oczywiście zaburzenia snu to objaw niespecyficzny, ponieważ mogą one wystąpić z wielu innych powodów, np. w wyniku nadczynności tarczycy, ale i w zaburzeniach depresyjnych lub lękowych. Jest szereg objawów, które występują w stanach wysokiego ryzyka: lęk, drażliwość, depresyjny nastrój, wycofanie społeczne, zaburzenia koncentracji, podejrzliwość, utrata motywacji, spadek masy ciała. Niepokojącym objawem jest również próba samobójcza i zawsze wymaga intensywnego diagnozowania. Najczęściej jest związana z zaburzeniem afektywnym. Częściej nie wynika z próby zabicia się, tylko jest wołaniem o pomoc.

Prowadzi Pan również badania na temat genetyki uzależnień. Czy uzależnienie jest też sprawą genetyczną?

Kwestie genetyczne mają wpływ na uzależnienie, podobnie jak w przypadku schizofrenii. W przypadku uzależnienia występują polimorfizmy genów w układzie nagrody i kary, a także w układzie pobudzenia. W uzależnieniach bardzo ważna jest sama świadomość uzależnienia. Notujemy wiele przypadków, gdy człowiek jest na samym dnie i nie może się przyznać przed samym sobą, że jest uzależniony. Natomiast z naszych badań wynika jasno, że istnieje pewna grupa osób mająca predyspozycje do ciężkich powikłań w uzależnieniach, takich jak drgawki, majaczenie alkoholowe. Stwierdziliśmy również, że nie wszyscy uzależniają się tak samo łatwo. Na przykład kobiety uzależniają się szybciej od mężczyzn.

Czy będziemy kiedyś w stanie powiedzieć, która osoba jest bardziej podatna na uzależnienie i w takim przypadku może je spowodować nawet pojedyncze sięgnięcie po papierosy, alkohol czy narkotyki?

Myślę, że pewne cechy są widoczne nawet bez wykonywania badań markerów biologicznych, np. gdy ktoś ma skłonność do szybkiego nagradzania się, nie ma umiejętności odmawiania sobie – wtedy utrata kontroli następuje bardzo szybko. Obecnie jest bardzo dużo uzależnień – nie tylko od papierosów, alkoholu lub narkotyków, ale również behawioralnych: od telefonów czy gier komputerowych. Taka osoba ma np. uczucie niepokoju, gdy wyjdzie z domu i zapomni smartfona. Poza osobami mającymi potrzebę szybkiego nagradzania się, skłonne do uzależnienia są też osoby lubiące poszukiwać nowości, które będą bez żadnych oporów próbowały nowych substancji lub zachowań ryzykownych. Z pewnością u wielu osób szybkie uzależnienie spowoduje szybkie konsekwencje, czyli np. pojawienie się majaczenia lub drgawek. Cześć osób ma współistniejące zaburzenia osobowości, co potęguje łatwość uzależniania się.

U niektórych osób pojawia się zapotrzebowanie na nagrodę, i to w każdej postaci. Jeśli nie mogą one otrzymać nagrody w sposób społecznie akceptowalny, ponieważ jest to trudne i wymaga wysiłku, to szukają drogi na skróty. Pokazaliśmy pewne polimorfizmy genetyczne, które u pewnych ludzi mogą spowodować skłonność do prezentowania osobowości bardziej podatnej na uzależnienia.

Czy można to już dziś sprawdzić za pomocą markerów, np. z krwi?

Na razie jeszcze nie. Znamy już pewne warianty genetyczne, w których ryzyko jest większe, natomiast nie spełnia to cech markera biologicznego. Na pewno łatwiej jest ze sprawami czysto psychologicznymi. W naszych badaniach stwierdziliśmy, że skłonność do uzależnień jest związana z pewnymi cechami osobowości.

Podsumowując – w naszych badaniach skupiamy się nad uzależnieniami, farmakogenetyką schizofrenii i wykrywaniem stanów wysokiego ryzyka schizofrenii.

Rozmawiała Katarzyna Pinkosz

Nagroda Zaufania Złoty OTIS za dorobek życia w stomatologii dla prof. Teresy Bachanek

Prof. dr hab. n. med. Teresa Bachanek otrzymała Nagrodę Zaufania Złoty OTIS 2020 za dorobek życia w stomatologii.

Prof. Jacek Moll laureatem Nagrody Zaufania Złoty OTIS

Prof. Jacek Moll otrzymał Honorową Nagrodę Zaufania Złoty OTIS 2020 za dorobek życia w medycynie. Prof. Jacek Moll jest kierownikiem Kliniki Kardiochirurgii Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.

Specjalna Nagroda Zaufania Złoty OTIS dla prof. Leszka Czupryniaka

Prof. Leszek Czupryniak otrzymał Specjalną Nagrodę Zaufania Złoty OTIS 2020 za odwagę i skuteczność we wprowadzaniu przełomowych rozwiązań w zdrowiu publicznym oraz całokształt dokonań naukowych i edukacyjnych.

Epidemia minie. Co dalej?

Panie Marszałku Senatu, Dostojni Państwo,

Na naszym pierwszym wręczeniu statuetek, 8 października,przesłaniem płynącym z tej Sali był apel o opiekę dla ofiar przemocy domowej, dzieci osieroconych po rozszerzonych samobójstwach rodziców, oraz osób, które nie radzą sobie psychicznie w obecnej sytuacji i trudno im wrócić do normalnej pracy.

Apel i prośba o mobilizację i organizowanie nieformalnych i sprawnych grup opiekuńczych: sąsiedzkich, lokalnych i branżowych. Takie działania są potrzebne natychmiast, dopóki administracja państwowa nie otrzyma nowych zadań adekwatnych do skali ignorowanych dziś skutków izolacji.

Dziś, 22 października, myślę, czym jeszcze doświadczyło nas pierwsze półrocze 2020 roku i „cisza, którą słyszeli wszyscy, a zrozumieli nieliczni” – jak napisał wiosną prof. Piotr Hoffman.

Myślę, że pandemia ujawniła skutki pomieszania pojęć i chaosu filozoficznego ostatnich dwudziestu lat. Wielu z nas uwierzyło, że permanentny rozwój gospodarczy jest jedyną wartością i sensem życia człowieka. Zamknięcie gospodarki zniszczyło w jednej chwili ich tożsamość  – w świat przestał być łatwy, zrozumiały i przewidywalny.

Na dodatek już nie miał fundamentu dekalogu, m.in. zasad zaufania, szacunku, miłości i uczciwości jako podstawy kontaktów międzyludzkich.

Dość nieoczekiwanie ochrona zdrowia zapłaciła wysoką cenę za filozofię „pustego nieba” i „świata PKB”: podczas pandemii zaczęły się przypadki pobić i obrażania ratowników medycznych, pielęgniarek i lekarzy.

Taki był rezultat myślowego zagubienia pacjentów, ale też niestety niektórych polityków, którzy nie mówili publicznie, że ochronę zdrowia obowiązują kodeksy etyczne, zawodowe, przysięga Hipokratesa, że wiedza naukowa pozwala nam inaczej odczytywać rady dr. Google.

Nie mówili także i przede wszystkim, że zasada szacunku człowieka do człowieka jest nienaruszalna i obowiązuje tak samo wobec murarza, krawca i rolnika jak wobec inżyniera i lekarza.

Tutaj i dziś, gdzie wszyscy jesteśmy częścią polskiej ochrony zdrowia, w tej Sali, gdzie nie istnieją podziały środowiskowe ani polityczne, bo łączy nas zdrowie, Nagroda Zaufania i 17 lat wspólnych prac dla chorych, musimy nazwać to doświadczenie epidemii po imieniu: nazywa się ono ostatecznym niszczeniem autorytetów…

Dziś zebraliśmy się tu po to, by zamanifestować nasz szacunek dla autorytetów!

Dla naszych Mistrzów i Nauczycieli.

Będziemy wręczali im statuetki, bo już czas na obronę autorytetów i wartości.

Środki nadzwyczajne przeciw nowej chorobie muszą być stosowane w pełnej równowadze z realnym programem obrony normalności życia. Epidemia minie. A co dalej?

Takie proponuję przesłanie z dzisiejszego spotkania.

(Przemówienie Pawła Krusia, przewodniczącego Kapituły Nagrody Zaufania Złoty OTIS, podczas drugiej części rozdania nagród Złoty OTIS 2020).

Prof. Tadeusz Tołłoczko: Złoty Otis za dorobek życia w medycynie

Prof. Tadeusz Tołłoczko otrzymał nagrodę Zaufania Złoty OTIS 2020 za dorobek życia w medycynie.
Prof. Tadeusz Tołłoczko to nauczyciel wielu pokoleń lekarzy, lekarz humanista, chirurg, autorytet wielu pokoleń lekarzy. Przez dwie kadencje rektor warszawskiej Akademii Medycznej. Kierowana przez niego klinika była pierwszą w Polsce, która wprowadziła do praktyki klinicznej zabiegi transplantacji nerek. Ceniony przez lekarzy i studentów, także za wpajanie umiejętności krytycznego myślenia i podkreślanie: „Sapere aude” (Miej odwagę być mądrym) i „Vivere est cogitare” (Żyć to znaczy myśleć).

Impresje Złoty OTIS 2020

W szczególnej atmosferze, spowodowanej pandemią COVID-19, odbyło się w tym roku wręczenie Nagród Zaufania Złoty OTIS 2020.

W drugiej części Gali zostali nagrodzeni Mistrzowie Medycyny: prof. Tadeusz Tołłoczko, prof. Jan Moll, prof. Teresa Bachanek.. Nagrodę Specjalną za odwagę i skuteczność we wprowadzaniu przełomowych rozwiązań w zdrowiu publicznym oraz całokształt dokonań naukowych i edukacyjnych otrzymał prof. Leszek Czupryniak.
Nagrodzony został też prof. Adam Maciejewski (za osiągnięcia w 2019 r. – pierwszy na świecie złożony przeszczep tkankowy w obrębie głowy i szyi połączony z transplantacją zmodyfikowanego szpiku).

Prof. Tadeusz Tołłoczko: Idealista niepozbawiony złudzeń

Bardzo żałuję, że nie zostałem pianistą, ale jestem szczęśliwy, że zostałem chirurgiem. Jako chirurg urodziłem się w 1977 r. w I Katedrze i Klinice Chirurgicznej Akademii Medycznej w Warszawie – tak o sobie mówił prof. Tadeusz Tołłoczko.

W lipcu ubiegłego roku prof. Tadeusz Tołłoczko ukończył 90 lat. Z tej okazji w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, w którym w latach 1990-96 pełnił funkcję rektora, a w latach 1981-84 był prorektorem, odbył się jubileusz. Dziękując wybitemu Profesorowi za Jego osiągnięcia, obecny rektor, prof. Mirosław Wielgoś, powiedział m.in.: „Zapisał Pan Rektor wspaniałą kartę w dziejach ukochanej Alma Mater. Z wielkim szacunkiem nisko kłaniam się Panu, dziękując za lata poświęcone pracy na rzecz studentów, pacjentów, środowiska medycznego, rozwoju nauki. Jest Pan Wielkim Chirurgiem i Humanistą, autorytetem dla wielu pokoleń lekarzy, Człowiekiem  wielkiej  życzliwości i niespotykanej wrażliwości na potrzeby innych”.

Podczas jubileuszu Prof. Tołłoczko został uhonorowany szczególnym wyróżnieniem Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego – Medalem im. Dr. Tytusa Chałubińskiego.

ZAMIAST ARCHITEKTURY I MUZYKI – CHIRURGIA

Jego marzeniem było budowanie drapaczy chmur i mostów, był świetny z matematyki, miał najlepsze stopnie ze statystyki i geometrii wykreślnej. Dlaczego więc został chirurgiem? Zadecydowała o tym sytuacja, w jakiej znalazł się w pierwszym dniu powstania warszawskiego. Właśnie w tym dniu pomagał nieść rannego Niemca do szpitala. „Widziałem i wyczuwałem wszystkimi swoimi zmysłami i zagrożenia, i poświęcenie chirurgów dla ratowania życia swojego wroga. Dostrzegłem treść piękna, szlachetności, poświęcenia w tej tak wielkiej przestrzeni grozy, zła, okrucieństwa, strachu i śmierci. Byłem tym oszołomiony, zafascynowany, wręcz zauroczony, ale i zdeterminowany zostać chirurgiem. Nie odstręczały mnie ani jęki rannych, ani liczba umierających i zabitych. Wówczas postanowiłem zostać chirurgiem” – pisał potem w swoich wspomnieniach.

Profesor miał też epizod muzyczny. Przez wiele lat uczył się gry na fortepianie, u znanego pianisty prof. Aleksandra Wielhorskiego, który jednak po dwóch latach nauki dał mu do zrozumienia, że będzie lepiej, gdy tej muzyki będzie tylko słuchał. Po latach Prof. Tołłoczko powiedział: „Bardzo żałuję, że nie zostałem pianistą, ale jestem szczęśliwy, że zostałem chirurgiem. Poza radością i satysfakcją, spełnienie naturalnej misji chirurga wielokrotnie dostarczyło mi tyle emocji, doznań i przeżyć z tytułu odpowiedzialności i zaangażowania, ile mają zdobywcy Mount Everestu, samotnicy opływający świat czy wielcy aktorzy dramaturgiczni”.

„Jako chirurg urodziłem się w 1977 r. w I Katedrze i Klinice Chirurgicznej Akademii Medycznej w Warszawie” – mówił z właściwym sobie humorem. To właśnie w tej uczelni zrobił specjalizację z chirurgii ogólnej i z endokrynologii.

ZNAKOMITY NAUKOWIEC, ZNAKOMITY CHIRURG, ZNAKOMITY NAUCZYCIEL AKADEMICKI

Prof. Tołłoczko ma na swoim koncie wiele nowatorskich, śmiałych rozwiązań w chirurgii, setki publikacji krajowych i zagranicznych, jest autorem dwóch podręczników oraz książki„ Chirurg. Więcej niż zawód”, w której w bardzo przystępny, niepozbawiony humoru sposób dzieli się wspomnieniami i spostrzeżeniami na temat życia chirurga.

Jako pierwszy chirurg w Polsce wykonał operację u chorego z pierwotną nadczynnością przytarczyc, rozpoznaną poprzez aktywne poszukiwania choroby w grupie ponad 500 chorych z kamicą nerkową. Przeprowadził ok. 1000 operacji pierwotnej i wtórnej nadczynności przytarczyc. Kierowana przez Prof. Tołłoczkę Klinika Chirurgiczna AM w Warszawie była pierwszą w Polsce, która wprowadziła do praktyki klinicznej zabiegi transplantacyjne (przeszczepienia nerek). Profesor jest twórcą standardów w zakresie przeciwdziałania zakażeniom chirurgicznym i ich zwalczania.

Ceniony przez przedstawicieli swojego zawodu, doceniany przez ekspertów zagranicznych (czego dowodem uczestnictwo w licznych międzynarodowych organizacjach), był otaczany szacunkiem przez studentów. I nic dziwnego, gdyż przekazywał im nie tylko wiedzę, ale też umiejętności jej zdobywania. „Głównym zadaniem szkoły wyższej typu uniwersyteckiego jest nie tylko przekazywanie wiedzy, lecz także wpajanie umiejętności zdobywania wiedzy i krytycznego myślenia oraz wyszukiwanie talentów” – mówił, wielokrotnie cytując zwroty

„Sapere aude” („Miej odwagę być mądrym”) i „Vivere est cogitare” („Żyć to znaczy myśleć”).

BYĆ ZAWSZE SOBĄ

Podkreśla, że zawsze starał się być sobą, co pozwalało na niezależność poglądów. „Sam siebie określiłbym jako idealistę, niestety niepozbawionego złudzeń, ale też i niepozbawionego wizji i marzeń. Trudno jest bowiem żyć bez złudzeń, nie rezygnując z marzeń. W sumie jestem chyba i romantykiem, i sceptykiem, bo jednak niepozbawionym umiejętności logicznego rozumowania. Jednak w miarę upływu czasu coraz bardziej czuję się zagubiony w rzeczywistości zrelatywizowanych wartości i pojęć. A może to tylko cecha starości?”.

Z tym pytaniem trudno się zgodzić, gdyż Profesor wciąż zachowuje młodość ducha i jasne spojrzenie na świat. I oby jak najdłużej!

Bożena Stasiak

PROF. TADEUSZ TOŁŁOCZKO – CZŁONEK ZWYCZAJNY TOWARZYSTWA NAUKOWEGO WARSZAWSKIEGO ORAZ CZŁONEK KILKU KOMITETÓW NAUKOWYCH POLSKIEJ AKADEMII NAUK (TAKŻE KOMITETU BIOETYKI PAN), BYŁ TEŻ SEKRETARZEM GENERALNYM TOWARZYSTWA CHIRURGÓW POLSKICH. ODZNACZONY KRZYŻEM KOMANDORSKIM Z GWIAZDĄ ORDERU ODRODZENIA POLSKI (2010) I KRZYŻEM KOMANDORSKIM ORDERU ODRODZENIA POLSKI (1999). W 2007 R. OTRZYMAŁ TYTUŁ DOKTOR HONORIS CAUSA UNIWERSYTETU MEDYCZNEGO W ŁODZI. AUTOR PONAD 250 PRAC NAUKOWYCH, A TAKŻE 2 PODRĘCZNIKÓW. OBECNY W RADZIE NAUKOWEJ „ŚWIATA LEKARZA” OD POCZĄTKU WYDAWANIA MAGAZYNU (2008 R.).

Red. Krzysztof Jakubiak

Nie interesuje mnie wyścig – rozmowa z red. Krzysztofem Jakubiakiem, założycielem portalu mZdrowie.

Skąd pomysł na mZdrowie, przecież portali medycznych mamy już dużo?

Ten pomysł zrodził się z mojego doświadczenia w korzystaniu z internetu. Zazwyczaj szukam informacji w dwóch źródłach. Po pierwsze – są miejsca, gdzie mamy dużo newsów i krótką informację. Natomiast drugie źródło to portale tematyczne. Doszedłem do wniosku, że jest miejsce na portal, który nie skupia się na newsach, ale będzie pogłębiony, pokaże analitycznie problemy systemu ochrony zdrowia, nowe technologie, leki, opinie różnych ludzi. Uznałem, że jest miejsce na rynku na coś innego niż to, co do tej pory widzieliśmy. Nie boję się publikować tekstów dłuższych, choćby wywiadów, które czyta się dłużej niż pięć minut.

Na portalu można też posłuchać dyskusji przez radio.

Podcasty – to kolejny element planu. Portale medyczne, jak cały internet, są nasycone materiałami wideo. Ciekawsze i zgodne z trendem światowym jest robienie podcastów radiowych, na przykład w formie dyskusji eksperckich, w których ścierają się ciekawe opinie.

Na wydarzenia reagujesz szybko, niczym portale z wieloletnią tradycją. Czy do takiej pracy potrzeba wielu ludzi?

Publikujemy minimum 3 do 5 tekstów dziennie. Każdy news staramy się obudować komentarzem kompetentnej osoby. Nie mamy ogromnej redakcji, ale udało się, dzięki szczęściu i pracy, zgromadzić około 10 osób – współpracowników. Trzy osoby piszą artykuły, jedna zajmuje się mediami społecznościowymi, jeszcze inne produkcją podcastów i organizacją eventów. Staram się także namawiać kolegów dziennikarzy do współpracy.

Portal to tylko część większej całości, sam nie miałby szans się utrzymać na rynku. Dlatego produkuję podcasty, które są odrębnym bytem. Słuchacz, jeśli nie chce, nie musi wchodzić na portal, by posłuchać radia. Wydajemy także gazetę papierową „Obserwacje”, ukazało się już pięć wydań. Wysyłam ją imiennie do półtora tysiąca osób, które mają coś do powiedzenia w ochronie zdrowia. Oprócz tego organizujemy debaty systemowe i konferencje poświęcone np. polityce lekowej. Powstają też raporty – pierwszy dotyczył leków biopodobnych. Do większości tych projektów poszukuję partnerów: instytucji, redakcji. Wierzę, że im więcej osób angażuje się w projekt, tym w efekcie większa dla niego korzyść.

Co Cię zaskoczyło w trakcie tworzenia portalu?

Ogrom pracy związany z poszukiwaniem dobrych autorów tekstów, nowym spojrzeniem na tematy, które poruszamy, i namawianiem mądrych osób, by coś napisały lub wypowiedziały się na istotny temat. Jest wielu mądrych ludzi, ale część z nich nie jest zbyt medialna, nie chce się lansować. Spodziewałem się, że będzie łatwiej ich namówić do pisania – i to było dla mnie zaskoczenie.

Czy możesz pochwalić się statystykami odwiedzin na mZdrowie?

Nie przywiązuję zbyt dużej wagi do statystyk, nie interesuje mnie wyścig z dużymi portalami. Najważniejsza jest jakość tego, co piszemy i robimy. Naszą grupą docelową jest może 5, najwyżej 10 tysięcy odbiorców. Docieramy do menedżerów, dyrektorów, decydentów, ekspertów – to nie jest liczna grupa.

Po roku za ten ogrom wykonanej pracy zostałeś doceniony Nagrodą Zaufania „Złoty OTIS”. Co dalej planujesz?

„Złoty OTIS” – to dla mnie bardzo miłe i zaskakujące zdarzenie. Bardzo dziękuję. Czuję się dzięki temu zobowiązany do utrzymania poziomu i rozwoju tego, co dotychczas osiągnęliśmy. Chciałbym skupić przy naszym projekcie nowych autorów, publikować więcej ciekawych tekstów – dlatego zapraszam do współpracy. Marzy mi się opracowywanie większej liczby raportów, analiz rynku medycznego i stworzenie czegoś w rodzaju rankingu, badań opinii oraz organizowania kolejnych dyskusji poświęconych systemowi ochrony zdrowia. A ulubionym dzieckiem będzie chyba internetowe radio.

Rozmawiał Ryszard Sterczyński

Aleksandra Parczewska – prezes Stowarzyszenia Pacjentów z Hiperlipidemią Rodzinną w Gdańsku.

Wspólnie z lekarzami – z Aleksandrą Parczewską,  prezes Stowarzyszenia Pacjentów z Hiperlipidemią Rodzinną w Gdańsku rozmawia Andrzej Dziurdzikowski.

Czym zajmuje się stowarzyszenie? Jakie są najważniejsze obszary jego działania?

Działamy już od 20 lat. Przez ten czas zmieniały się priorytety, podobnie jak zmienia się sytuacja pacjentów z tą chorobą. Jednak wciąż niezmienne pozostawały takie cele jak integracja pacjentów z hipercholesterolemią rodzinną, szerzenie informacji na temat tej choroby zarówno wśród pacjentów, lekarzy, jak i społeczeństwa. W ostatnich latach bardzo dużo naszej energii poświęciliśmy kampaniom edukacyjnym. Dzięki naszej współpracy z decydentami poprawiamy możliwości diagnostyczne i terapeutyczne. Od kilku lat współdziałamy również z organizacjami zagranicznymi, co ma duże znaczenie, ponieważ dzięki temu wpływamy na pewne decyzje, także te na poziomie Unii Europejskiej. Wspólnym głosem możemy więcej zdziałać. To także bardzo cenne doświadczenie – widzieć, jak wygląda sytuacja pacjentów w innych krajach.

Dlaczego taka organizacja jest szczególnie ważna dla osób dotkniętych tą chorobą?

Z mojego punktu widzenia ważne jest, żeby móc gdzieś się zgłosić z wątpliwościami. Dowiedzieć się o możliwości leczenia. Często rodzice dzieci z hiperlipidemią rodzinną mają wiele wątpliwości i pytań, czy leczenie jest właściwe. Stajemy się więc czymś w rodzaju pośrednika między tym, co mogą wyczytać w różnych źródłach, przede wszystkim w internecie, a tym, jak wyglądają faktyczne możliwości terapii. Jest też w społeczeństwie duże niezrozumienie tej choroby. Problemy lipidowe zupełnie nie kojarzą się z pacjentami młodymi. Zdarza się, że lekarze odsyłają takiego pacjenta z niczym. Jeździmy więc na konferencje lekarskie i we współpracy z lekarzami z naszego gdańskiego ośrodka uaktualniamy i propagujemy materiały edukacyjne dla lekarzy. Prowadzimy także działania profilaktyczne, np. podczas naszych ogólnodostępnych pikników organizujemy badania stężenia cholesterolu.

Do Nagrody Zaufania „Złoty OTIS” stowarzyszenie zostało zgłoszone przez Kapitułę składającą się z lekarzy. Czym Pani zdaniem stowarzyszenie zasłużyło na dobrą opinię wśród lekarzy specjalistów?

Powstało ono 20 lat temu przy Klinice Kardiologii, wówczas Gdańskiej Akademii Medycznej, i przez lata było i jest wspierane przez profesorów i lekarzy tej kliniki. Im też bardzo na tym zależało, ponieważ klinika jest pionierskim ośrodkiem zajmującym się tą chorobą. Z drugiej strony my, jako stowarzyszenie, szerzymy informacje zgodne z wytycznymi i z obecnymi trendami terapeutycznymi. Tymczasem w internecie i wielu mediach mamy do czynienia z przekazem niskiej jakości, pełnym niekorzystnych i błędnych opinii, np. o lekach z grupy statyn. To wzbudza lęk wśród pacjentów. Dlatego jeżeli od nas pacjent trafia do lekarza, to jest wyposażony w aktualną wiedzę medyczną. Gdy prof. Marcin Gruchała wspominał z okazji 20-lecia historię naszego stowarzyszenia, zobaczyliśmy, jak ważna jest współpraca pacjentów i lekarzy i że właściwie bez niej trudno sobie wyobrazić naszą działalność.

Rozmawiał Andrzej Dziurdzikowski

Dr Michał Kaszuba

Analiza DNA kluczem do poprawy zdrowia i życia – rozmowa z dr. Michałem Kaszubą, prezesem GENXONE SA.

GenXone ma akredytację i licencję na komercyjne wykorzystywanie innowacyjnej technologii stworzonej przez spółkę Oxford Nanopore Technologies. Na czym polega ta technologia i jakie korzyści daje w stosunku do innych metod?

Oxford Nanopore Technologies jest producentem technologii sekwencjonowania nanoporowego, tzw. Next Generation Sequencing. Jest to technologia, która przede wszystkim gwarantuje najdłuższe możliwe odczyty sekwencji DNA lub RNA spośród wszystkich dostępnych na rynku. Pozwala również analizować kwasy nukleinowe bez konieczności ich wcześniejszego powielania, dzięki czemu cała analiza jest znacznie szybsza i tańsza niż przy stosowaniu innych metod. GenXone jest pierwszym partnerem handlowym ONT w Polsce, który został oficjalnie certyfikowany do świadczenia usług sekwencjonowania. Nie ograniczamy się jednak do stosowania tylko tej technologii. Tworzymy własne narzędzia, skrypty i algorytmy bioinformatyczne, które umożliwiają wykorzystanie sekwencjonowania nanoporowego w wielu dziedzinach nauki i przemysłu, a także oferujemy szeroki zakres badań diagnostycznych.

Jakie dokładnie usługi diagnostyczne oferuje genXone?

W ramach działalności naszego Laboratorium Diagnostyki Molekularnej proponujemy wszelakie testy diagnozujące infekcje układu pokarmowego, oddechowego, moczowo-płciowego oraz nerwowego. Każde badanie pozwala zidentyfikować materiał genetyczny istotnych z klinicznego punktu widzenia patogenów. W tym celu stosujemy technikę multipleks Real-Time PCR, która charakteryzuje się najwyższą czułością, dzięki czemu pozwala na identyfikację pasożytów nawet przy niskiej intensywności występowania lub wczesnej fazie zarażenia, co w przypadku standardowych metod mikrobiologicznych i mikroskopowych nie jest możliwe. Czas oczekiwania na wynik badania w tym wypadku również jest znacznie krótszy niż przy pozostałych metodach, a próbkę materiału do badań najczęściej można pobrać samodzielnie w domu – jest to np. kał, wymaz z dróg oddechowych lub wymaz z dróg moczowo-płciowych.

Nowy projekt firmy to Nanobiome. Na czym on polega i jakie przyniesie korzyści dla medycyny i dla pacjentów?

W 2020 roku chcemy uruchomić sprzedaż testów charakteryzujących mikrobiom jelitowy. Dla tych badań stworzyliśmy odrębną markę – Nanobiome – a podczas analizy wykorzystujemy wspomnianą wcześniej technikę sekwencjonowania nanoporowego. Pierwszym etapem tego projektu jest stworzenie generalnej bazy wiedzy na temat mikrobiomu zdrowych Polaków, nad czym aktualnie pracujemy. Na tej podstawie będzie możliwe zdefiniowanie tzw. mikrobiomu referencyjnego i próba określenia związku między konkretną jednostką chorobową a zmianami w ludzkim mikrobiomie jelitowym. Ma to nie tylko ogromny walor naukowy, ale przede wszystkim ogromną wartość dla zdrowia i stylu życia człowieka.

Czego życzyć firmie genXone z okazji otrzymania Nagrody Zaufania „Złoty OTIS”?

Poprzez działalność spółki genXone pragniemy poszerzać wiedzę Polaków na temat możliwości wykorzystania technologii sekwencjonowania nanoporowego w codziennym życiu i medycynie. Myślę więc, że zwiększenie świadomości ludzi w tym obszarze byłoby dla nas bardzo dobrym życzeniem.

Rozmawiał Andrzej Dziurdzikowski

Dr hab. n. med. Adam Feliks Junka

Tajemnice nanocelulozy – rozmowa z dr. hab. n. med. Adamem Feliksem Junką z Katedry Mikrobiologii i Parazytologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu oraz Sieci Badawczej Łukasiewicz – PORT Polski Ośrodek Rozwoju Technologii.

Zajmuje się Pan problematyką biofilmów – społeczności tworzonych przez drobnoustroje, odpowiedzialnych za ciężkie postacie zakażeń. Z Pana badań wynika też, że biofilm tworzony przez bakterie może być pomocny w zwalczaniu zakażeń wywołanych przez inne drobnoustroje.

Biofilm tworzony przez niepatogenne bakterie Komagataeibacter xylinus, który badam, składa się z włóknistej nanocelulozy. Materiał ten cechuje się wysoką biozgodnością, chłonnością, elastycznością i odpornością na rozrywanie. Dlatego, po odpowiednim przygotowaniu, nanoceluloza może służyć jako opatrunek na rany przewlekłe, powłoka implantów kostnych, nośnik leków przeciwdrobnoustrojowych, a nawet jako szkło kontaktowe. Nanoceluloza nazywana jest najbardziej obiecującym polimerem ostatniej dekady i co chwila pojawiają się doniesienia o nowych, często zaskakujących możliwościach jej zastosowania w obszarze nauk biomedycznych. Nanoceluloza skrywa jeszcze wiele tajemnic, których poznanie może przełożyć się na istotne odkrycia w dziedzinie medycyny. Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że tajemnic tych jest więcej niż sił przerobowych.

Jakie są inne kierunki Pana badań?

Poza nanocelulozą interesują mnie sposoby zapobiegania tworzeniu się biofilmu powodowanego przez drobnoustroje patogenne, metody oraz techniki jego usuwania i szybkiej detekcji. Biofilm może rozwinąć się nie tylko na zewnątrz ciała człowieka, na przykład na skórze, ale także między innymi w ranach, kościach, płucach i naczyniach krwionośnych. Dzięki ochronnej warstwie polimerowej macierzy, biofilm cechuje się wysoką opornością na działanie układu immunologicznego oraz leków, w tym antybiotyków. Chciałbym, by wyniki moich badań przełożyły się na stworzenie spójnego systemu pozwalającego na szybką diagnostykę zakażeń wywołanych przez drobnoustroje w formie biofilmowej, a następnie na jego usunięcie. Wierzę, że opatrunki na rany przewlekłe lub okładziny na kości stworzone z nanocelulozy mogą odegrać w tym systemie istotną rolę. Dodatkowo pociąga mnie myśl, że możliwe jest zwalczanie infekcji bakteryjnych za pomocą polimeru tworzonego przez inne bakterie.

Wiem, że jest Pan jednym z najbardziej lubianych przez studentów wykładowców we Wrocławiu. Czy praca dydaktyczna sprawia Panu satysfakcję?

Fakt, że zostałem wyróżniony przez studentów  w organizowanym przez nich konkursie, był niezwykle przyjemny. Prowadząc ze studentami ćwiczenia, zawsze staram się im pokazać, że techniki, które wykonują, są elementem większej całości, wieloletnich naukowych prób zrozumienia rzeczywistości i wykorzystania zdobytej wiedzy do poprawy stanu zdrowia chorych, cierpiących osób. I kiedy, często po długim czasie, widzę ten błysk zrozumienia w oczach siedzących naprzeciwko mnie młodych osób, czuję, że moja praca dydaktyczna ma sens, cel i prowadzi do wykształcenia świadomych profesjonalistów, którzy opuściwszy uczelnię, nie przestaną się rozwijać i szukać nowych sposobów na podnoszenie swoich kompetencji.

Rozmawiał Andrzej Dziurdzikowski

Dr n. med. Halszka Kamińska

Fascynująca i logiczna kardiologia – z dr n. med. Halszką Kamińską z Kliniki Kardiologii Wieku Dziecięcego i Pediatrii Ogólnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego rozmawia Bożena Stasiak.

Rodzice dzieci trafiających do kliniki, w której Pani pracuje, nie szczędzą pochwał pod Pani adresem. Wychwalają nie tylko za profesjonalizm, ale i pełne ciepła podejście do małych pacjentów. Nigdy nie zbywa ich Pani suchymi komunikatami, ale dokładnie wyjaśnia procedury lecznicze, objaśnia przebieg zabiegów. Nic dziwnego, że nie było mi łatwo skontaktować się z Panią, będącą wciąż w biegu. A dlaczego kardiologia i na dodatek dziecięca?

Pewnie chciałaby Pani wiedzieć, czy w mojej rodzinie byli jacyś kardiolodzy bądź pediatrzy? Otóż nie, pochodzę z rodziny inżynierskiej, wszyscy są ścisłymi umysłami, ale nauki ścisłe mają wiele wspólnego z medycyną. A kardiologia dlatego, że uważam ją za najbardziej logiczną dziedzinę medycyny. I po prostu musiała to być kardiologia dziecięca, w której wciąż jest tyle do zrobienia i odkrycia. Poza tym, cóż, każdy człowiek jest fascynujący, ale dzieci najbardziej.

Pani praca doktorska, obroniona w zeszłym roku, oczywiście też dotyczyła kardiologii dziecięcej.

Jak najbardziej. Zajęłam się zagadnieniem przydatności echokardiografii trójwymiarowej do oceny funkcji komór serca u dzieci. Metody obrazowania w kardiologii, szczególnie u dzieci, są tematem również moich obecnych zainteresowań. Tyle się teraz dzieje w tych technikach, są coraz doskonalsze. Kiedyś musieliśmy się nieźle napracować, żeby wykonać małemu dziecku echo serca, teraz praktycznie wystarczy przysłowiowe jedno naciśnięcie guzika, żeby otrzymać piękny, czytelny obraz w technice 3D. I to tylko z jednego uderzenia serca! Jeszcze nie tak dawno wydawałoby się to niewiarygodne.

Mówi Pani o echokardiografii, ale chyba skuteczniejszy jest rezonans magnetyczny? Czy ewentualne kolejne zastosowania tej techniki również leżą w Pani zainteresowaniach naukowych?

To nie jest tak, że jedną metodę badam w oderwaniu od innych. Każda z nich ma plusy i minusy. Pisząc swoją pracę doktorską, oczywiście porównywałam inne techniki z echokardiografią. Kardiologiczny rezonans magnetyczny, w ocenie objętości i funkcji komór serca jest złotym standardem, ale też badaniem bardziej czasochłonnym i u mniejszych dzieci wymaga znieczulenia. Natomiast najnowsza trójwymiarowa technologia echo serca jest bardziej dostępna, tańsza i nie mniej skuteczna, zarówno do oceny objętości, jak i funkcji skurczowej lewej oraz prawej komory serca u dzieci.

Prof. Jadwiga Moll, znana kardiolog, recenzując Pani pracę doktorską, napisała m.in. „Praca posiada wysokie walory naukowe, poznawcze i praktyczne oraz nowatorski charakter”. To zobowiązuje.

Wiem o tym, dlatego w dalszym ciągu zamierzam śledzić nowoczesne metody obrazowania, jednocześnie zajmując się ich praktycznym zastosowaniem w klinice, do czego zresztą stale nas mobilizuje nasz kierownik – prof. Bożena Werner. Cała kardiologia jest niezwykle ciekawa; fascynująca jest arytmia, ale najbliższa mojemu sercu jest właśnie obrazówka.

Bierze Pani pod uwagę, że może w jakiejś, bliżej nieokreślonej, przyszłości, zainteresuje Panią inna dziedzina medycyny?

Jeśli już, to medycyna sportowa, w zasadzie naturalnie wynikająca z kardiologii. Pewnie dlatego, że sama jestem osobą aktywną fizycznie, gram w siatkówkę, chodzę na zajęcia fitness. Wtedy odpoczywa głowa, którą muszę mieć jak najbardziej otwartą.

Rozmawiała Bożena Stasiak

Dr Dominika Klimczak-Tomaniak

Biomarkery w diagnostyce PChN – rozmowa z dr Dominiką Klimczak-Tomaniak z Katedry i Kliniki Kardiologii, Nadciśnienia Tętniczego i Chorób Wewnętrznych oraz Kliniki Immunologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Pani praca doktorska dotyczyła nowych biomarkerów, które można wykorzystywać dla oceny powikłań sercowo-naczyniowych w przewlekłej chorobie nerek. To znaczy, że te stosowane dotychczas są niewystarczające? I dlaczego akurat nerki i serce?

Przewlekła choroba nerek staje się problemem cywilizacyjnym i jest jednym z istotnych czynników ryzyka sercowo-naczyniowego. Jednocześnie powikłania sercowo-naczyniowe stanowią główną przyczynę zgonów pacjentów z przewlekłą chorobą nerek. I pomimo terapii ukierunkowanych na redukcję czynników ryzyka, u pacjentów z przewlekłą chorobą nerek częściej niż w populacji ogólnej obserwuje się nadciśnienie tętnicze, przerost mięśnia sercowego czy chorobę niedokrwienną serca. A ponieważ chorych, głównie ze względu na starzenie się społeczeństwa, będzie przybywać, potrzebujemy bardziej skutecznych terapii i jest to możliwe do osiągnięcia dzięki bardzo dobrej diagnostyce.

Diagnostyka w grupie pacjentów z przewlekłą chorobą nerek jest trudna. Klasyczne, powszechnie stosowane markery, takie jak NT-proBNP czy troponina, mają tu mniejszą specyficzność, są trudniejsze w interpretacji. Dlatego pojawiła się konieczność zidentyfikowania nowych, bardziej czułych biomarkerów, specyficznych dla konkretnych powikłań, które pomogą w wiarygodny sposób dokonać stratyfikacji ryzyka pacjentów, uzyskać wgląd w patofizjologię choroby i określić nowe cele terapeutyczne.

Te nowe biomarkery to…

To dwa biomarkery, chemokina CXCL12 i mikroRNA-155, związane z układem immunologicznym i z układem renina-angiotensyna-aldosteron, a właściwie wiążące te dwa układy. W ostatnich latach coraz większą uwagę zwraca się na fakt, że w patofizjologii chorób sercowo-naczyniowych ważną rolę odgrywa stan zapalny, stąd wybór właśnie tych cząsteczek. I o ile mechanizmy zapalne są dobrze udokumentowane w miażdżycy, to ich rola w nadciśnieniu tętniczym, a zwłaszcza zaburzeniach rytmu dobowego ciśnienia tętniczego, w szczególności u pacjentów z przewlekłą chorobą nerek, jest dużo mniej zbadana.

Uznała więc Pani ten temat za wyzwanie, któremu Pani jak najbardziej sprostała, czego dowodzi ocena pracy przez prof. Tomasza Guzika. Napisał, że „praca ta stanowi cenny wkład do światowego piśmiennictwa w tym zakresie”.
A w Pani ocenie, w jakim stopniu praca może mieć przełożenie na praktykę?

Jak już wspomniałam, zastosowanie tych biomerkerów poprawi diagnostykę i być może w przyszłości ułatwi dobranie odpowiedniej terapii, w tym przypadku ukierunkowanej na przeciwdziałanie zapaleniu, wymaga to jednak dalszych badań. Zamierzam kontynuować badania w tematyce zapalenia i mikroRNA, nie tylko u pacjentów z przewlekłą chorobą nerek, ale także wśród chorych na niewydolność serca i cukrzycę.

Praca naukowa to jedno, ale jest też Pani czynnym lekarzem na oddziale. Co sprawia Pani większą satysfakcję?

Zarówno sfera naukowa, jak i praca kliniczna sprawiają mi satysfakcję. Bezpośredni kontakt z pacjentami z chorobą nerek o różnej etiologii, w tym również chorymi po przeszczepieniu nerki, leczenie odrzucania narządu przeszczepionego, infekcji powikłań sercowo-naczyniowych – to moja codzienność, ale ja bardzo lubię pracę z ludźmi.

Niedawno została Pani mamą. Jak ta nowa rola wpłynie na Pani pracę?

Nawet będąc przez pewien czas z Marysią w domu, będę starała się pogłębiać wiedzę, oczywiście o ile córeczka mi na to pozwoli, ale przynajmniej na razie wydaje się wyrozumiała.

Rozmawiała Bożena Stasiak

Dr Barbara Włodarczyk

Wczesna diagnostyka w raku trzustki – rozmowa z dr Barbarą Włodarczyk z Kliniki Chorób Układu Pokarmowego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

W ubiegłym roku praca naukowa dotycząca wczesnej diagnostyki w raku trzustki, a zaprezentowana przez Panią na międzynarodowej konferencji Digestive Disease Week w San Diego, uzyskała prestiżowe wyróżnienie tytułem Poster of Distinction. Skąd to zainteresowanie trzustką, a w szczególności rakiem trzustki?

Rak trzustki wciąż stanowi dla naukowców ogromne wyzwanie. O ile w przypadku wielu innych nowotworów, zwłaszcza hematologicznych, w ostatnich latach dokonała się i nadal się dokonuje rewolucja, o tyle z rakiem trzustki jesteśmy w dalszym ciągu mocno w tyle. A ponieważ wyzwań nie tylko się nie boję, ale ich wręcz szukam, to zainteresowanie tym zagadnieniem było dla mnie po prostu naturalne. Stawiam sobie najwyższe wymagania i dążę do odkrycia innowacyjnych metod w medycynie, których wprowadzenie zwiększyłoby szansę przeżycia pacjentów z rakiem trzustki.

Temat Pani pracy doktorskiej to „Poszukiwanie przyczyn powstawania zaburzeń endokrynnych u chorych z rakiem trzustki i przewlekłym zapaleniem trzustki”. Badania, które Pani w związku z tym prowadziła i ich wyniki okazały się unikatowe na skalę światową. Na czym polega ich wyjątkowość?

Gruczolakorak trzustki jest najczęstszym nowotworem złośliwym tego narządu i należy do nowotworów o najgorszym rokowaniu. Biorąc pod uwagę jego występowanie, przełom dotyczący jego wczesnej diagnostyki budzi wielkie nadzieje. W związku z częstym współwystępowaniem cukrzycy i raka trzustki na wczesnym etapie jego rozwoju, wskazane jest poszukiwanie nowych zaburzeń endokrynnych u chorych na raka trzustki. Odróżnienie cukrzycy typu 2 od tej towarzyszącej rakowi umożliwiłoby wcześniejsze wykrywanie zmian nowotworowych oraz poprawę w rokowaniu wśród chorych. Wczesne zdiagnozowanie raka trzustki będzie prawdopodobnie możliwe dzięki zastosowaniu czułych i specyficznych markerów umożliwiających wykrycie nowotworu u bezobjawowych pacjentów, charakteryzujących się obecnością nowo powstałych zaburzeń gospodarki węglowodanowej.

Właśnie takich markerów Pani poszukiwała – i je znalazła.

Dokonałam oceny poziomów specyficznych biomarkerów  z krwi obwodowej, takich jak insulinopodobny czynnik wzrostu 1 (IGF-1), białko wiążące insulinopodobny czynnik wzrostu 2 (IGFBP-2) oraz białko wiążące retinol (RBP-4), różnicujących pacjentów z rozpoznaniem gruczołowego raka trzustki i przewlekłego zapalenia trzustki w aspekcie występowania cukrzycy. W raku trzustki, inaczej niż w przewlekłym zapaleniu trzustki, współwystępowanie cukrzycy nie wpływa na poziom IGF-1. Ocena poziomu stężenia IGF-1 może być więc użyteczna we wczesnym wykrywaniu raka trzustki oraz prognozowaniu u tych chorych. Wykazałam, że iloczyn wartości IGF-1 do IGFBP-2 mniejszy lub równy 0,85 jest czułym wskaźnikiem raka trzustki; wykrywa raka w 99 proc. przypadków.

Wyniki Pani badań mogą stać się podstawą do opracowania nowych metod wykrywania raka trzustki. Zapewne w dalszym ciągu będzie Pani prowadziła poszukiwania w tej dziedzinie?

Jak najbardziej. Cały czas śledzę piśmiennictwo i doniesienia naukowe dotyczące raka trzustki i mam nadzieję, że uda mi się przyczynić do tego, aby, podobnie jak wiele innych nowotworów, i ten mógł stać się chorobą przewlekłą, a nie śmiertelną.

Działa Pani aktywnie w Polskim Towarzystwie Gastroenterologicznym, jest członkiem Polskiego oraz Europejskiego Klubu Trzustkowego. Czy ma Pani jeszcze czasu na pozatrzustkowe pasje?

Lubię podróże, i te bliskie, i te dalekie. Zwiedziłam już sporo świata, poznawanie nowych miejsc to także moja pasja.

Rozmawiała Bożena Stasiak

Dr Jarosław Biliński

Lubię rozkładać wszystko na czynniki pierwsze – rozmowa z dr. Jarosławem Bilińskim z Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Podobno, gdy dowiedział się Pan, że został wyróżniony Nagrodą Zaufania „Złoty Otis” w kategorii debiut naukowy w medycynie, wybuchnął Pan śmiechem…

Byłem tak zaskoczony, że uznałem to za żart. Stąd ten śmiech. Nominował mnie prof. Piotr Eder, obecny na jednym z moich wykładów, gdzie prezentowałem osiągnięcia naukowe w tematyce, którą się zajmuję. Jest mi niezmiernie miło być docenionym przez tak zacne grono kapituły Nagrody Zaufania „Złoty OTIS”, to zawsze chwila przekonania, że to, co się robi, ma sens.

Czym aktualnie zajmuje się Pan w klinice?

Jestem na ostatnim, VI roku specjalizacji z hematologii. Zajmuję się, po przejściu całego procesu specjalizowania się, transplantacją szpiku. Jestem członkiem zespołu transplantacyjnego. Leczymy chorych, którzy wymagają przeszczepienia szpiku i terapii komórkowych. Od początku chciałem to robić i cieszę się, że mój szef, pan prof. Grzegorz Basak, widział mnie w tym zespole. To niezwykle trudna i odpowiedzialna praca, ale taką lubię.

Skąd pomysł, aby robić przeszczepienia bakterii jelitowych?

Z doświadczenia klinicznego, z obserwacji złych statystyk zakażeń bakteriami antybiotykoopornymi, gdyż infekcje mogą zniweczyć cały trud, który włożymy, by pacjenta wyleczyć z nowotworu. Pan prof. Basak przyjechał kiedyś z konferencji i powiedział, że słyszał tam o przeszczepianiu mikrobioty jelitowej w zakażeniach Clostridioides difficile, że wyniki są rewelacyjne – ponad 90 proc. skuteczności. Zaszczepił we mnie bakcyla, przemyślałem sprawę, przejrzałem literaturę i stwierdziłem, że to jest niezwykle ciekawe. Przeprowadziliśmy pierwsze na świecie zabiegi i badania z zastosowaniem przeszczepiania mikrobioty jelitowej u pacjentów skolonizowanych bakteriami anybiotykoopornymi, które w trakcie obniżenia odporności po chemioterapii powodowały ciężkie infekcje, sepsy i niestety zgony. Uzyskaliśmy niezwykle ciekawe wyniki, no i statystykę – 60-100 proc. tych bakterii można wyeliminować dzięki takiemu zabiegowi.

Największą ciekawością, i do tego zmierzam, jest leczenie i profilaktyka poprzeszczepowej choroby przeszczep przeciwko gospodarzowi (GvHD), za pomocą immunomodulacji mikrobiotą jelitową. To naprawdę duża nauka, mam nadzieję zaznaczyć w niej swoją obecność.

Dlaczego wybrał Pan hematologię, transplantologię, immunologię?

Dlatego że mam taką naturę, że lubię rozkładać wszystko na czynniki pierwsze, dowiedzieć się, jak działają poszczególne składowe i jak budują całość. Hematologia i transplantologia to właśnie dają. Obserwujemy procesy, które są de facto tworzeniem nowego człowieka. Przynajmniej w zakresie układu krwiotwórczego.

Znajduje Pan jeszcze czas na działalność społeczną, walczy Pan o ochronę zdrowia w Polsce.

Od dawna interesowałem się systemem ochrony zdrowia w Polsce, polityką w medycynie, ekonomiką zdrowia. Pewnego dnia, siedząc kolejny miesiąc w pracy, ok. godz. 21, a przypominam, że płacą do godz. 15, stwierdziłem, że albo rezygnuję z medycyny, albo muszę to zmienić, bo wypalenie zawodowe w takich warunkach to właściwie pewnik po dwóch latach pracy. Okazało się, że to, co sobie zbudowałem w głowie, te standardy, które chciałem stosować, w polskim systemie ochrony zdrowia są niemożliwe do wdrożenia. Ale obiecałem sobie, że nawet jak już będę starym doktorem, może dobrze posadowionym, to będę o te ideały walczył.

Gdyby nie został pan lekarzem, to…

Były różne pomysły, najwcześniej o byciu pilotem. Ale jako alternatywę przy aplikowaniu na medycynę miałem reżyserię filmową. Uwielbiam przekazywać informacje tak, aby trafiały do odbiorcy.

Na życie prywatne chyba już niewiele zostaje czasu?

Istotnie, moje tempo życia jest tak szybkie, że dni uciekają mi jak godziny i nawet nie konsumuję swoich osiągnięć. Do tego mam już dziecko, co wywraca świat i linię podziału praca/życie osobiste – na korzyść życia! A w nielicznych wolnych chwilach po prostu próbuję się wyciszyć.

Rozmawiała Bożena Stasiak

Dr Beata Małachowska

Szukam nowych rozwiązań w medycynie – z dr Beatą Małachowską z Zakładu Biostatyki i Medycyny Translacyjnej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi rozmawia Bożena Stasiak.

Podwójne gratulacje! Z okazji przyznania Nagrody Zaufania „Złoty OTIS” 2020 w kategorii „Debiut naukowy w medycynie” oraz świeżego doktoratu, który obroniła Pani pod koniec 2019 roku. Ma Pani na swoim koncie wiele nagród, wyróżnień, a także staże zagraniczne.

Praca naukowa od dawna była moją pasją. Już od początku studiów na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Medycznego w Łodzi zaangażowałam się w pierwsze projekty naukowe. Potem nawiązałam kontakt z dr. Wojciechem Fendlerem i znalazłam się w projekcie Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, kierowanym przez prof. Wojciecha Młynarskiego. W projekcie prowadzono pierwszy w Polsce screening genetyczny dzieci z podejrzeniem klinicznym występowania cukrzycy o podłożu monogenowym (z defektem pojedynczego genu). Dzięki temu programowi udało się zdiagnozować zespół HNF-1B – MODY u kilku rodzin z całej Polski, identyfikując tym samym pierwszą taka grupę chorych w naszym kraju.

Cukrzycy pozostała Pani wierna i później.

W 2013 roku dołączyłam do zespołu prof. Wojciecha Fendlera, który prowadził projekt dotyczący roli mikroRNA (niewielkich cząsteczek kwasu rybonukleinowego) w patogenezie rzadkich form cukrzycy. Były to niejako rozwinięcie i kontynuacja wcześniejszego projektu prof. Młynarskiego. Od 2017 roku jestem kierownikiem projektu Narodowego Centrum Nauki, w którym badamy rolę pewnego metabolitu – kwasu lizofosfatydowego – w patogenezie zespołu HNF-1B – MODY.

A Pani praca doktorska też wiąże się z cukrzycą.

Tak, moja rozprawa nosi tytuł „Profilowanie metabolomiczne ostrych powikłań cukrzycy typu 1 u dzieci”.

Już określenie „profilowanie” sugeruje, że chodzi o duże zbiory danych biologicznych, do czego niezbędna jest złożona analiza statystyczna. I to tłumaczy Pani obecne miejsce pracy, w Zakładzie Biostatystyki i Medycyny Translacyjnej. A medycyna translacyjna?

Ma kilka definicji, ale ja lubię mówić o tym, że jest to budowanie mostu pomiędzy badaniami naukowymi a praktyką kliniczną. Będąc z wykształcenia lekarzem z ukończonym Studium Medycyny Molekularnej oraz intensywnym treningiem w analizie danych, staram się niejako tłumaczyć, przenosić najnowsze odkrycia z zakresu medycyny molekularnej na nowe możliwości terapeutyczne dla pacjentów.

Medycyna translacyjna to nowa dyscyplina naukowa, wymagająca współpracy wielu różnych dziedzin, które często posługują się zupełnie innymi językami – w przenośni, ale czasem i dosłownie określając te same zjawiska innymi nazwami.

Dobrze się Pani czuje w laboratorium?

Szczerze? Nie bardzo! Wole pracę przy komputerze. Bardzo interesuje mnie analiza danych, w różnych aspektach   i dotycząca rozmaitych dziedzin medycyny, nie tylko cukrzycy, choć, jak już wspomniałam, mam do niej niezwykły sentyment. Analiza funkcjonalna, biologia systemowa, projektowanie nowych biomarkerów, leków, terapii z wykorzystaniem nowoczesnych technik komputerowych – to właśnie jest to. Na tym polu chcę rozszerzać swoje umiejętności i wciąż szukać nowych rozwiązań.

Zapewne niezwykle korzystny pod tym względem okaże się staż w Nowym Jorku?

Będę się tam zajmowała przede wszystkim oddziaływaniem promieniowania jonizującego na organizm, tym, w jaki sposób zmienia się metabolizm oraz układ immunologiczny pod jego wpływem. To roczny staż, który z pewnością zaowocuje nowymi doświadczeniami.

Rozmawiała Bożena Stasiak

Dr Jan Ilkowski-Wielkopolskie Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Chorobą Alzheimera

Zagubieni w chińskim miasteczku – z dr. Janem Ilkowskim, neurologiem, rozmawia Katarzyna Pinkosz.

Wielkopolskie Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Chorobą Alzheimera w tym roku zostało uhonorowane nagrodą Zaufania Złoty OTIS. Czym się zajmujecie?

Stowarzyszenie powstało 20 lat temu. Pomysłodawcą i założycielem był dr Aleksander Piechowski, ówczesny ordynator oddziału neurologii szpitala miejskiego w Poznaniu. Na świecie zaczynało się wówczas coraz więcej mówić o chorobie Alzheimera, docierały informacje o pierwszych możliwościach terapii, pojawiali się pierwsi pacjenci. Zajmujemy się wszystkim co dotyczy osób dotkniętych chorobą Alzheimera oraz w tym kontekście ich najbliższych.

Zwykle stowarzyszenia tworzą pacjenci; w tym przypadku był to pomysł lekarzy?

Tak, ponieważ łatwiej nam było skupić ludzi doświadczonych, zarówno doświadczonych chorobą, głównie opiekunów, ale także specjalistów doświadczonych w walce z tą chorobą. Prowadziliśmy i diagnozowaliśmy pacjentów, a rodziny szukały pomocy, a zwłaszcza porady, jak postępować z takim chorym. W naturalny sposób szpital stał się centrum dla opiekunów, bo to oni wymagali największego wsparcia. Pojawił się pomysł, aby stworzyć stowarzyszenie. Od początku jednak główną rolę odgrywali w nim opiekunowie.

Lekarze często nie mają czasu na inicjowanie i prowadzenie takich działań…

To prawda, system ochrony zdrowia ani nas, ani chorych w tym zakresie nigdy nie rozpieszczał.Od początku wiedzieliśmy, że to problem, który lawinowo będzie narastał, to trzeba było coś zrobić – i tak powstało Stowarzyszenie. Choroba Alzheimera jest wyjątkowa. Nie dotyczy tylko pacjentów, ale także, a może zwłaszcza, ich rodzin. Zaangażowanie małżonków, rodziców, dzieci, dalszych krewnych w opiekę nad chorym na każdym etapie choroby jest nie do przecenienia. Na każdym etapie choroby, to inne wyzwania. Zakres opieki ewoluuje, a opiekunowie uczą się od siebie nawzajem.Dzięki temu jest im łatwiej przebrnąć kolejny dzień. Mieliśmy przekonanie, że stworzenie takiego forum będzie najbardziej efektywne dla naszych podopiecznych.

A chorzy na Alzheimera to nie są łatwi pacjenci.

Pacjent z otępieniem, a choroba Alzheimera to najczęstsza przyczyna otępienia, to nie tylko pacjent z kłopotami z pamięcią. Typowe u nich są zaburzenia zachowania, drażliwość, urojenia, nierzadko agresja. Chorzy nie rozumieją sytuacji w jakiej się znajdują, co powoduje, żeczasami w poradniach,  w poczekalniachdochodzi do dantejskich scen – tak, to bardzo trudni pacjenci.  Z tego powodu lekarze niechętnie zajmują się takimi chorymi. Wymagająoni szczególnej troski i umiejętnego postępowania.

To niezwykle trudna choroba także dla rodzin i opiekunów.

Dlatego nasze działanie jest dwutorowe. Tłumaczymy opiekunom, na czym polega choroba, radzimy, aby spróbowali spojrzeć na świat oczami swoich podopiecznych. To kluczowe, jeśli chcemy im skutecznie pomóc. Często obserwujemy, zwłaszcza na początku choroby, konflikt pacjenta z najbliższymi. Jest tak do momentu, dopóki im się nie zrozumieją, na czym ta choroba  polega. Zmienia się wówczas optyka, często następuje pogodzenie, zrozumienie i zupełnie inna jakość opieki.Aby przybliżyć rodzinie chorego to, z czym zmaga się ich najbliższy, proponuję, aby wyobrazili sobie, że nagle znaleźli się w średniowiecznym małym chińskim miasteczku, gdzie wszyscy mówią niezrozumiałym językiem, mają dziwne zwyczaje. Do tego mieszkańcy tego miasteczka zachowują się, tak jakby się od lat dobrze znali i dziwią się, gdy ta osoba jest zagubiona, nie rozumie, co się do niej mówilub co się wokół niej dzieje. Gdy opiekunowie zrozumieją, na czym polega choroba,wszystko staje się prostsze.

Z drugiej strony naszą misją jest to, aby uświadamiać jak ważna jest wczesna diagnostyka osób mających problemy z pamięcią. Współczesna medycyna ma już narzędzia powalające diagnozować chorobę na jej przedklinicznym etapie. Biomarkery choroby Alzheimera mogą być identyfikowane nawet kilkanaście lat przed wystąpieniem objawów choroby, tzn., że choroba przez wiele lat rozwija się skrycie. Dzięki właściwemu postępowaniu możemy spowolnić rozwój objawów i odsunąć w czasie rozwój pełnoobjawowej demencji.

Na jakie wczesne objawy należałoby zwrócić uwagę?

Choroba Alzheimera to zespół objawów polegających na zaburzeniach funkcji poznawczych. Zaburzona jest pamięć, funkcje językowe – zaczyna brakować właściwych słów. Osoba, u której rozwija się zespół otępienny, z czasem traci możliwość zbudowania złożonej wypowiedzi. Pojawiają się kłopoty z liczeniem, gubienie się w znanym otoczeniu. Człowiek traci racjonalny osąd sytuacji. Te wszystkie deficyty powodują, że codzienne funkcjonowanie zaczyna być niemożliwe.

Każdy miewa sytuacje, że czegoś zapomni, zabraknie mu słowa, zgubi wątek wypowiedzi… To jeszcze nie znaczy, że maotępienie.Jeśli jednak problem narasta, pojawiają się uwagi rodziny, współpracowników, lub przyjaciół, że coś jest nie tak z naszą pamięcią, to jest to ważny sygnał, że warto zgłosić się do specjalisty.

Możliwości terapii choroby Alzheimera są ograniczone, co nie znaczy, że jesteśmy bezbronni. Nie ma niestety jeszcze leków przyczynowych, takich które zatrzymają chorobę, lub spowodują jej wyleczenie, ale mamy takie, które spowalniają jej dynamikę. Im szybciej wdrożymy takie leczenie, tym efektywniej, bo wcześniej spowolnimy rozwój choroby. Ponadto cały czas można budować naszą tzw. „rezerwę poznawczą”. Przez właściwą stymulację mózgu tworzymy nowe połączenia między komórkami nerwowymi. Choroba ma wtedy „trudniej”. Jeśli powstają nowe połączenia między komórkami nerwowymi, to ona musi je po kolei niszczyć. Im większy bufor zbudujemy, tym później ujawnią się objawyi tym później chory staje się zależny od otoczenia.

Często nie wiemy, jak zachować się, jeśli ktoś znajomy choruje. Co robić?

Pracując z opiekunami ponad 20 lat, jestem dla nich pełen uznania. Dla opiekuna to chyba największe wyzwanie w życiu. Relacje, które ludzie budowali całe życie, rozsypują się. Chory przestaje być tym człowiekiem, z którym współmałżonek (a aktualnie opiekun) był przez całe życie. Następuje stopniowa destrukcja codziennego życia. Zmiana osobowości chorego, zaburzenia zachowania, a zwłaszcza urojenia i agresja są niezrozumiałe dla opiekunów, zwłaszcza dla starszych współmałżonków. Musimy tłumaczyć, że te zachowania są  normą w tej chorobie.Połowa opiekunów pacjentów z demencją cierpi na zaburzenia depresyjne. Notuje się także większy odsetek śmiertelności w tej grupie opiekunów.

W badaniu opublikowanym w 2012 roku lęk przed zachorowaniem na chorobę Alzheimera wyprzedza obawę przed zachorowaniem na zawał serca, nowotwór i inne choroby metaboliczne.

Tym ważniejsza rola takich stowarzyszeń, jak wasze…

Jeżeli system nie działa – a nie działa, niestety – to ludzie radzą sobie, jak potrafią najlepiej. Różne grupy wsparcie i stowarzyszenia to na polskiej mapie codzienność. Naszą rolą było to, żeby na naszym terenie pomóc spotkać się osobom dotkniętym tym schorzeniem, nadać ramy prawne, a następnie prowadzić ich przez chorobę, służąc wiedzą i wspierając w działaniach. Dla ludzi, którzy pierwszy raz stykają się z chorobą, doświadczenie wieloletnich opiekunów jest bezcenne. Żadna broszura informacyjna, książka ani film nie mogą równać się zbezpośrednią rozmową.

Uczy Pan wejścia w świat chorej osoby?

Współcześnie to jeden z największych problemów na świecie – zdrowi nie są w stanie zrozumieć, na czym polega choroba. Mamy gogle do symulacji upojenia alkoholowego – każdy może założyć i zobaczyć, jak się będzie czuł. Są specjalne przyrządy, które mają symulować chorobę Parkinsona. Natomiast nie ma możliwości zaprezentowania zdrowemu człowiekowi, na czym polega choroba Alzheimera. A zrozumienie to połowa sukcesu. Jeżeli opiekun będzie wiedzieć, dlaczego jego współmałżonek zachowuje się w określony sposób, to będzie mu nieporównywalnie łatwiej funkcjonować.

A co Panu daje kontakt z takimi osobami?

W tej beznadziei, jaką jest choroba Alzheimera, na każdym etapie można choć trochę pacjentowi lub opiekunowi pomóc – złagodzić zaburzenia zachowania, objawy psychozy, zaburzenia poznawcze. To drobiazgi, ale jeśli choć trochę uda się tym ludziom ulżyć, to ich szczęście jest wielkie,tak, jak moja satysfakcja.

To misja lekarza, o której dziś coraz mniej się mówi.

Ta praca wymagacierpliwości, otwarcia i dostępności, często bez względu na porę. Staramy się jak najlepiej organizować opiekę nad chorymina naszym terenie. Nie jest to łatwe, ale próbujemy. Staramy się przy tym brać wzorce od najlepszych. Dobrym przykładem rozwiązań systemowych jeśli chodzi o opiekę nad pacjentkami z zaburzeniami funkcji poznawczych jest Szwajcaria. Istnieje tam sieć ośrodków zajmujących się osobami z problemami z pamięcią. Zespół, który zajmuje się pacjentami składa się z neurologów, psychiatrów, psychologów, logopedów, terapeutów zajęciowych, pielęgniarek, opiekunów i pracowników socjalnych. Chory na każdym etapie uzyskuje niezbędną pomoc, a opiekun właściwe wsparcie. Taka organizacja pozwala m.in. na wczesne rozpoznanie choroby i wdrożenie najwłaściwszej terapii.To oczywiście wymaga dużych nakładów, ale korzyści wynikające z tego, że odsuwamy w czasie koszty opieki nad chorym w zaawansowanym stanie, są bardzo wymierne.

Epidemiologia dotycząca choroby Alzheimera jest nieubłagana. Szacuje się, że mamy aktualnie  w Polsce jest około 500 tysięcy chorych, ale w 2050 będzie ich około 2 milionów. W ostatnich 30 latach koszty opieki w krajach cywilizowanych wzrosły ośmiokrotnie. Szacunkowy koszt opieki nad pacjentem w zaawansowanej chorobie Alzheimera to prawie 40 tysięcy dolarów rocznie. Do tego dochodzi zaangażowanie najbliższych, którzy muszą przestać pracować i też wymagają wsparcia. Dlatego jeśli można odsunąć wystąpienie objawów,dzięki wczesnej diagnostyce i właściwej opiece, należy to zrobić. Z badań jednego z najważniejszych badaczy zajmujących się chorobą Alzheimera, profesora Winblada opublikowanych w 2004 wynika, że opóźnienie pojawienia się objawów klinicznych choroby Alzheimera o 5 lat zredukuje liczbę osób z pełnoobjawową demencją o 50 %, a opóźnienie o 10 lat  już o 75%.

Postęp medyny w ostatnich latach jest nieprawdopodobny, choroby nowotworowe stają się chorobami przewlekłymi, a skuteczność leczenia chorób serca jest bez precedensu. W tym kontekście możliwości leczenia choroby Alzheimera są dalece niewystarczające. Nie znamy przyczyny, nie mamy skutecznych leków, ani systemu opieki, a perspektywa lawinowego wzrostu zachorowań budzi uzasadnione obawy. Wszystko to nie nastraja optymistycznie, ale kilka jaskółek o których wspomniałem pozwala jednak z umiarkowanym optymizmem spojrzeć w przyszłość. Z pewnością rola stowarzyszeń takich jak nasze będzie nadal znacząca.

Nagrody Złoty OTIS 2020 rozdane-cz.1

W szczególnej atmosferze, spowodowanej sytuacją związaną z epidemią COVID-19 odbyła się pierwsza część Gali rozdania Nagród Zaufania Złoty OTIS 2020. W tym roku, w związku z epidemią COVID-19, uroczystość została podzielona na dwa mniejsze spotkania. – Szanowni Państwo, w tym miejscu nie istnieją podziały środowiskowe i polityczne. Łączy nas zdrowie i symbol Nagrody Zaufania, statuetka Złotego OTISA i 17 lat wspólnych prac. Ta uroczystość jest inna niż wszystkie do tej pory z powodu epidemii COVID-19: Podzielona na dwie części: dzisiejszą i 22 października. Chcemy, byście czuli się na nich jak w domu. Ale prawdziwy dom musi mieć Gospodarzy! – powiedział red. Paweł Kruś, przewodniczący Kapituły Nagrody Zaufania Złoty OTIS. Gospodarzami zostali senator Beata Małecka-Libera i senator Stanisław Karczewski, którzy m.in. zadawali pytania o prowadzone prace nagrodzonym podczas gali młodym naukowcom i ich promotorom.

W trakcie uroczystości nagrody otrzymali:
Nagroda Specjalna: Prof. Janusz Heitzman
Organizacje pacjentów:
• Stowarzyszenie Pacjentów z Hiperlipidemią Rodzinną w Gdańsku
• Lek. med. Jan Ilkowski
Osiągnięcia w biotechnologii: dr hab. Adam Junka
Debiut naukowy w medycynie:
• Dr n. med. Halszka Kamińska
• Dr n. med. Dominika Klimczak-Tomaniak
• Dr Beata Małachowska
• Dr Barbara Włodarczyk
• Dr n. med. Jarosław Biliński
Media: red. Krzysztof Jakubiak

Nagrody Złoty OTIS 2020 rozdane-cz.2

W szczególnej atmosferze, spowodowanej sytuacją związaną z epidemią COVID-19 odbyła się pierwsza część Gali rozdania Nagród Zaufania Złoty OTIS 2020. W tym roku, w związku z epidemią COVID-19, uroczystość została podzielona na dwa mniejsze spotkania. – Szanowni Państwo, w tym miejscu nie istnieją podziały środowiskowe i polityczne. Łączy nas zdrowie i symbol Nagrody Zaufania, statuetka Złotego OTISA i 17 lat wspólnych prac. Ta uroczystość jest inna niż wszystkie do tej pory z powodu epidemii COVID-19: Podzielona na dwie części: dzisiejszą i 22 października. Chcemy, byście czuli się na nich jak w domu. Ale prawdziwy dom musi mieć Gospodarzy! – powiedział red. Paweł Kruś, przewodniczący Kapituły Nagrody Zaufania Złoty OTIS. Gospodarzami zostali senator Beata Małecka-Libera i senator Stanisław Karczewski, którzy m.in. zadawali pytania o prowadzone prace nagrodzonym podczas gali młodym naukowcom i ich promotorom.

W trakcie uroczystości nagrody otrzymali:
Nagroda Specjalna: Prof. Janusz Heitzman
Organizacje pacjentów:
• Stowarzyszenie Pacjentów z Hiperlipidemią Rodzinną w Gdańsku
• Lek. med. Jan Ilkowski
Osiągnięcia w biotechnologii: dr hab. Adam Junka
Debiut naukowy w medycynie:
• Dr n. med. Halszka Kamińska
• Dr n. med. Dominika Klimczak-Tomaniak
• Dr Beata Małachowska
• Dr Barbara Włodarczyk
• Dr n. med. Jarosław Biliński
Media: red. Krzysztof Jakubiak

Nagrody Zaufania Złoty OTIS 2020 rozdane!

Tegoroczna uroczystość rozdania nagród Zaufania Złoty OTIS była inna niż wszystkie wcześniejsze. Jednak mimo trwającej epidemii COVID, która spowodowała, że uroczystość została podzielona na dwie mniejsze uroczystości, i mimo DDM, jesteśmy – Semper Idem: zawsze tacy sami. A nagrody otrzymali:

Nagroda Specjalna: Prof. Janusz Heitzman, pełnomocnik Ministra Zdrowia ds. psychiatrii, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego i kierownik Kliniki Psychiatrii Sądowej w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie – za reformowanie polskiej psychiatrii i pasję w walce z depresją wśród dzieci i młodzieży.

Organizacje pacjentów:
Stowarzyszenie Pacjentów z Hiperlipidemią Rodzinną w Gdańsku. Stowarzyszenie od wielu lat współpracuje z lekarzami klinicystami w szerzeniu wiedzy opartej na EBM wśród pacjentów z hipercholesterolemią rodzinną. Statuetkę w imieniu Stowarzyszenia odebrała prezes Marzena Romanowska-Kocejko.
Lek. med. Jan Ilkowski, ordynator oddziału neurologii szpitala w Nowym Tomyślu, twórca i prezes Wielkopolskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Chorobą Alzheimera. Stowarzyszenie od lat aktywnie działa na rzecz środowiska chorych i ich opiekunów w zakresie edukacji, diagnostyki i pomocy dla tych pacjentów często „zapomnianych” przez system.

Osiągnięcia w biotechnologii: dr hab. Adam Junka z Katedry i Zakładu Mikrobiologii Farmaceutycznej i Parazytologii we Wrocławiu. Prowadzi pionierskie badania dotyczące możliwości wprowadzania biomateriałów wszczepialnych, pozwalających na odtworzenie integralności tkanek, będących potencjalnym nośnikiem substancji aktywnych w tym antybiotyków.

Debiut naukowy w medycynie: Dr n. med. Halszka Kamińska z Kliniki Kardiologii Wieku Dziecięcego i Pediatrii Ogólnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Zajmuje się przydatnością echokardiografii trójwymiarowej do oceny funkcji komór serca u dzieci. Promotor: prof. Bożena Werner.

Dr n. med. Dominika Klimczak-Tomaniak z Kliniki Immunologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych I Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Jej praca doktorska dotyczyła nowych biomarkerów, które można wykorzystywać dla oceny powikłań sercowo-naczyniowych w przewlekłej chorobie nerek. Promotor: prof. Marek Kuch.

Dr Beata Małachowska z Zakładu Biostatystyki i Medycyny Translacyjnej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Tytuł pracy: „Profilowanie metabolomiczne ostrych powikłań cukrzycy typu 1 u dzieci”. Nagrodę w imieniu dr Małachowskiej, która przebywa na rocznym stypendium w USA, odebrał jej promotor prof. Wojciech Fendler.

Dr Barbara Włodarczyk z Kliniki Chorób Przewodu Pokarmowego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Jej praca naukowa dotycząca wczesnej diagnostyki w raku trzustki uzyskała prestiżowe wyróżnienie Poster of Distinction. Promotor: prof. Anita Gąsiorowska.

Dr n. med. Jarosław Biliński z Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych UCK Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który zajmuje się m.in. leczeniem i profilaktyką poprzeszczepowej choroby przeszczep przeciwko gospodarzowi (GvHD), za pomocą immunomodulacji mikrobiotą jelitową. Promotor: prof. Grzegorz Basak.

W kategorii Media nagrodą Złoty OTIS został wyróżniony red. Krzysztof Jakubiak, założyciel portalu medycznego mZdrowie, organizator debat i konferencji poświęconym polityce lekowej.

XVII edycja Nagrody Zaufania „Złoty OTIS” – kameralnie i serdecznie

Na początku września Kapituła Nagrody Zaufania „Złoty OTIS” podjęła decyzję, że tradycyjna wielka Gala zostanie zamieniona na dwa mniejsze spotkania. Laureaci zostaną uhonorowani statuetkami podczas kameralnych spotkań, zaplanowanych na 8 i 22 października 2020, w hotelu Sheraton, w Warszawie..

Na przełomie lutego i marca byliśmy w ferworze przygotowań do Gali Nagrody Zaufania „Złoty OTIS 2020”. Laureaci byli poinformowani, sala zarezerwowana; dopinaliśmy wszystkie sprawy, aby 16 kwietnia wręczyć statuetki znakomitym osobistościom ze świata medycyny i farmacji. I nagle świat się zatrzymał. Pojawiły się: kwarantanna, dystans społeczny, dezynfekcja rąk, maseczki. Wszyscy tęskniliśmy za światem przed pandemią.

Teraz powoli wracamy do normalności. Na początku września Kapituła Nagrody Zaufania „Złoty OTIS” podjęła decyzję, że tradycyjna wielka Gala, czyli spotkanie całego środowiska ochrony zdrowia w Polsce, zostanie zamieniona na dwa mniejsze spotkania. Uroczyste wręczanie statuetek odbędzie się 8 i 22 października 2020.

Laureaci Nagrody Zaufania „Złoty OTIS” to ludzie wybitni, nietuzinkowi. Na ich sukces składają się codzienna praca, wytrwałość, dążenie do celu. Serdeczną atmosferą kameralnych spotkań chcemy zrekompensować Laureatom ponad półroczne oczekiwanie na ceremonię wręczenia Nagród zaufania „Złoty OTIS 2020”.

8 października 2020 r. statuetki otrzymają:

1. Dr n. med. Jarosław Biliński z Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych UCK Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Za debiut naukowy w 2019 r.

2. Dr n.med. Halszka Kamińska z Kliniki Kardiologii Wieku Dziecięcego i Pediatrii Ogólnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Za debiut naukowy w 2019 r.

3. Dr n. med. Dominika Klimczak-Tomaniak z Kliniki Immunologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych I Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Za debiut naukowy w 2019 r.

4. Dr Beata Małachowska z Zakładu Biostatystyki i Medycyny Translacyjnej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Za debiut naukowy w 2019 r.

5. Dr Barbara Włodarczyk z Kliniki Chorób Przewodu Pokarmowego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Za debiut naukowy w 2019 r.

6. Stowarzyszenie Pacjentów z Hiperlipidemią Rodzinną w Gdańsku. Stowarzyszenie od wielu lat współpracuje z lekarzami klinicystami w szerzeniu wiedzy opartej na EBM wśród pacjentów z hipercholesterolemią rodzinną.

7. Lek. med. Jan Ilkowski, ordynator oddziału neurologii szpitala w Nowym Tomyślu, twórca i prezes Wielkopolskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Chorobą Alzheimera.

8. GenXOne, spółka prowadząca nowatorskie badania z dziedziny genetyki. Proponowane i wprowadzone przez nich geneotypowanie to przyszłość wczesnego wykrywania infekcji z precyzyjnym określeniem źródła i patogenu/ patogenów oraz możliwością wprowadzenia genetycznie celowanej terapii.

9. DetoxED Sp. z o.o. – nagroda za projekty nowatorskich rozwiązań biotechnologicznych zmierzających do zmniejszania narażenia społeczeństwa na kontakt z pochodnymi rozkładu plastiku.

10. Red. Krzysztof Jakubiak – za wybitne osiągnięcia dziennikarskie w 2019 r.

Listę Laureatów, którzy odbiorą statuetki w dniu 22 października podamy za tydzień.

Nagroda Zaufania Złoty OTIS to prestiżowa Nagroda przyznawana z inicjatywy Kapituły Nagrody – grupy znakomitych ekspertów, którzy kształtują system ochrony zdrowia w Polsce. Od 2004 roku jest przyznawana wybitnym lekarzom, farmaceutom, dziennikarzom i organizacjom pacjentów oraz firmom farmaceutycznym. To „nagroda z misją” dostrzegająca i wspierająca te obszary ochrony zdrowia, które zostały przeoczone przez decydentów.

O Kapitule Nagrody Zaufania, prosimy czytać na: http://zlotyotis.pl/kapitula-nagrody-zaufania/

W sprawie zaproszeń na spotkania 8 i 22 października 2020, prosimy o kontakt: [email protected]; [email protected]; [email protected]

Dysonujemy tylko 40 miejscami na każde spotkanie.

Gala Nagrody Zaufania „Złoty OTIS” – już 8 i 22 października!

Kapituła Nagrody Zaufania „Złoty OTIS” podjęła decyzję, że tradycyjna Gala rozdania Nagród Zaufania „Złoty OTIS” zostanie zastąpiona dwoma mniejszymi spotkaniami.

Laureaci zostaną uhonorowani statuetkami podczas kameralnych spotkań, zaplanowanych na 8 i 22 października 2020 w hotelu Sheraton w Warszawie. Serdecznie zapraszamy!

Paweł Kruś, przewodniczący Kapituły Nagrody

Laureaci Nagrody Zaufania „Złoty OTIS 2020” – lista nagrodzonych!

3 laureatów Międzynarodowych Nagród Zaufania, 3 nagrody za dorobek życia w medycynie i stomatologii, 3 za osiągnięcia w 2019 roku, 5 za debiuty naukowe, nagrody dla lekarza-społecznika, dla organizacji pacjenckich, nagrody za osiągnięcia w biotechnologii: kto otrzyma w tym roku prestiżowe Nagrody Zaufania „Złoty OTIS”?

Kapituła składająca się z wybitnych ekspertów medycznych zadecydowała o przyznaniu w 2020 Nagród Zaufania Złoty OTIS 2020 w 11 kategoriach.

Międzynarodowa Nagroda Zaufania „Złoty OTIS” 2020:

Prof. Ted Hupp i prof. Robin Fahraeusza stworzenie i kierowanie Międzynarodowym Centrum Badań nad SzczepionkamiPrzeciwnowotworowymi na Uniwersytecie Gdańskim.Prof. Ted Hupp jest szefem Centrum Badań Eksperymentalnych nad Rakiem (ExperimentalCancerResearch) przy Uniwersytecie w Edynburgu, zaś prof. Robin Fahraeus kieruje laboratorium badawczym we Francuskim Narodowym Instytucie Zdrowia i Badań Medycznych (INSERM). To wybitni, znani w świecie naukowcy, którzy prowadzą badania związane z nowymi terapiami nowotworowymi.

Prof. Stavros Hatzopoulos, Research Assistant Professor i główny badacz Departament of Audiology and Speech Therapy Uniwersytetu w Ferrarze (Włochy) oraz NeonatalHearing Screening, kierownik Electrophysiology and AnimalStudiesSection. Od ponad 20 lat współpracuje ze Światowym Centrum Słuchu Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu, Instytutem Narządów Zmysłów oraz Centrum Słuchu i Mowy Medincus.

Prof. Simon Travisz John RadcliffeHospital w Oxfordzie, naukowiec i klinicysta o znakomitym dorobku naukowym, były przewodniczący EuropeanCrohn’s and Colitis Organisation, gastroenterolog, wielokrotnie wspierający polską gastroenterologię i gastroenterologów.

„Złoty Otis 2020” za dorobek życia w medycynie:

Prof. Jacek Moll, wieloletni kierownik Kliniki Kardiochirurgii Instytutu-Centrum Zdrowia Matki Polki, jeden z twórców polskiej kardiochirurgii dziecięcej i jeden z najwybitniejszych polskich kardiochirurgów dziecięcych. Współtworzył Towarzystwo Przyjaciół Dziecka z Wadą Serca, członek licznych międzynarodowych towarzystw lekarskich.

Prof. Tadeusz Tołłoczko, wieloletni kierownik Kliniki Chirurgicznej II Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej, przez dwie kadencje rektor AM w Warszawie. Kierowana przez niego klinika była pierwszą w Polsce, która wprowadziła do praktyki klinicznej zabiegi transplantacji (przeszczepienie nerek). Profesor jest także twórcą standardów w zakresie przeciwdziałania i zwalczania zakażeń chirurgicznych. Przeprowadził około 900 operacji pierwotnej oraz wtórnej nadczynności przytarczyc.

„Złoty Otis 2020” za osiągnięcia w medycynie w roku 2019:

Prof. Adam Maciejewski, specjalista chirurgii ogólnej, onkologicznej i plastycznej, kierownik Kliniki Chirurgii Onkologicznej i Rekonstrukcyjnej Centrum Onkologii-Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie, Oddział w Gliwicach, kierownik Zespołu Chirurgii Rekonstrukcyjnej i Mikronaczyniowej COI, kierownik Zespołu Transplantacji Twarzy. W 2019 r. we współpracy z lekarzami Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu dokonał m.in. pierwszego kompleksowego przeszczepu narządów szyi i częściowo klatki piersiowej z równoczesnym przeszczepem szpiku dawcy celem eliminacji konieczności immunosupresji.

Prof. dr. hab. n. med. Jerzy Samochowiec, kierownik Kliniki i Katedry Psychiatrii PUM w Szczecinie, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. W psychiatrii zajmuje się m.in. genetyką uzależnień, depresji, zaburzeń lękowych, ADHD, farmakogenetyką schizofrenii.

Prof. Mirosław Ząbek, kierownik Kliniki Neurochirurgii CMKP, dyrektor

Centrum Gamma Knife. Dzięki wprowadzeniu przez niego operacji w czasie rzeczywistym było możliwe wykonanie pierwszej w Europie chemioterapii złośliwych guzów mózgu z ominięciem bariery krew-mozg. W 2019 r. wprowadził również genową terapię dzieci z wrodzonym brakiem enzymu dekarboksylazy aminokwasów aromatycznych w mózgu.

Nagroda Zaufania „Złoty Otis 2020”: „Lekarz i Społecznik”:

Prof. Jacek Jassem, kierownik Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, inicjator wprowadzenia ustawy zakazującej palenia tytoniu w miejscach publicznych w Polsce, współtwórca pierwszej strategii onkologicznej, inicjator zabiegów o poprawę jakości diagnostyki laboratoryjnej w leczeniu nowotworów.

Nagroda Zaufania „Złoty Otis 2020” za dorobek życia w stomatologii:

Prof. Teresa Bachanek, kierownik Zakładu Stomatologii Zachowawczej Akademii Medycznej w Lublinie, wieloletnia konsultantka wojewódzka ds. stomatologii zachowawczej, organizatorka ogólnopolskich konferencji w Nałęczowie poświęconych szkoleniu przed- i podyplomowemu dla kierowników wszystkich zakładów stomatologicznych AM.

Honorowa Nagroda Zaufania „Złoty Otis 2020” dla organizacji pacjentów:

Stowarzyszenie Pacjentów z Hiperlipidemią Rodzinną w Gdańsku. Stowarzyszenieod wielu lat współpracuje z lekarzami klinicystami w szerzeniu wiedzy opartej na EBM wśród pacjentów z hipercholesterolemią rodzinną.

Nagroda Zaufania „Złoty Otis 2020”dla regionalnej organizacji pacjentów:

Lek. Med. Jan Ilkowski, ordynator oddziału neurologii szpitala w Nowym Tomyślu, twórca i prezes Wielkopolskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Chorobą Alzheimera.

Nagrody Zaufania „Złoty OTIS 2020” za debiuty naukowe 2019 w medycynie:

Dr n. med. Jarosław Biliński z Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych UCK Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Dr n.med. Halszka Kamińskaz Kliniki Kardiologii Wieku Dziecięcego i Pediatrii OgólnejWarszawskiego Uniwersytetu Medycznego. 

Dr n. med. Dominika Klimczak-Tomaniak z Katedry i Kliniki Kardiologii, Nadciśnienia Tętniczego i Chorób Wewnętrznych WL WUM/Kliniki Immunologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych UCK WUM

Dr Beata Małachowska z Zakładu Biostatystyki i Medycyny Translacyjnej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Dr Barbara Włodarczyk zKliniki Chorób Przewodu Pokarmowego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Nagrody Zaufania „Złoty OTIS 2020” za osiągnięcia w biotechnologii: 

Dr hab. Adam Junka z Katedry i Zakładu Mikrobiologii Farmaceutycznej i Parazytologii we Wrocławiu. Prowadzi pionierskie badania dotyczące możliwości wprowadzania biomateriałów wszczepialnych, pozwalających na odtworzenie integralności tkanek, będących potencjalnym nośnikiem substancji aktywnych w tym antybiotyków. 

GenXOne, spółka prowadząca nowatorskie badania z dziedziny genetyki. Proponowane i wprowadzone przez nich geneotypowanie to przyszłość wczesnego wykrywania infekcji z precyzyjnym określeniem źródła i patogenu/patogenów oraz możliwością wprowadzenia genetycznie celowanej terapii.

DetoxED sp. z o.o– nagroda za projekty nowatorskich rozwiązań biotechnologicznych zmierzających do zmniejszania narażenia społeczeństwa na kontakt z pochodnymi rozkładu plastiku.

Nagrody specjalne: 

Prof. Janusz Heitzman, pełnomocnik ministra zdrowia do spraw psychiatrii sądowej, wiceprezes Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, kierownik Kliniki Psychiatrii Sądowej w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie – za pasję w reformowaniu polskiej psychiatrii i walkę z depresją wśród dzieci i młodzieży

Prof. Leszek Czupryniak, kierownik Kliniki Diabetologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego – za odwagę i skuteczność we wprowadzaniu przełomowych rozwiązań w zdrowiu publicznym oraz całokształt dokonań naukowych i edukacyjnych”

„Wirtualna Przychodnia” PZU Zdrowie – za wprowadzenie pierwszego w Polsce projektu elektronicznej ochrony zdrowia

Nagrody Zaufania „Złoty OTIS 2020” w kategorii Media i Zdrowie:

Red. Krzysztof Jakubiak, założyciel portalu mZdrowie – za kreatywność, nowatorskie rozwiązania i odwagę w tworzeniu nowoczesnego portalu na temat ochrony zdrowia 

Ze względu na pandemię koronawirusa uroczysta Gala rozdania nagród odbędzie się w dwóch częściach: 8 i 22 października o godz. 16.00 w hotelu Sheraton ul.Bolesława Prusa 2 w Warszawie.